PRAWO TURYSTYCZNE NIE JEST DOSKONAŁE

Małgorzata Birnbaum
opublikowano: 1999-04-13 00:00

PRAWO TURYSTYCZNE NIE JEST DOSKONAŁE

Gwarancje wpłacane przez biura podróży powinny być o wiele wyższe

NIE JESTEŚMY WYJĄTKIEM: Istnienie w Polsce nie powiązanych zrzeszeń biur turystycznych nie jest sytuacją wyjątkową, podobnie jest i w innych krajach. Jednak PIT gromadzi najwięcej członków i jest reprezentatywna dla środowiska turystycznego — mówi Zdzisław Łysio, sekretarz Polskiej Izby Turystyki. fot. Tomasz Zieliński

ZAPEWNIĆ BEZPIECZEŃSTWO: Nie jestem zawodowym prawnikiem, ale mam doświadczenie w prowadzeniu działalności zgodnie z przepisami Unii oraz Polski. Prawdziwa ochrona konsumenta leży w interesie touroperatorów. Niezadowoleni turyści szkodzą biznesowi turystycznemu — twierdzi John Andersen, dyrektor generalny Ving. fot. ARC

Ustawa o usługach turystycznych, która obowiązuje od lipca ubiegłego roku, wymaga, by touroperatorzy i agencje turystyczne posiadały koncesje. UKFiT wciąż rozpatruje ponad trzy tysiące złożonych wniosków, a już powstał projekt, by koncesje przyznawali wojewodowie. Tymczasem nowa ustawa nie gwarantuje klientom pełnego bezpieczeństwa.

W polskiej branży turystycznej panuje bałagan. Wciąż nie wiadomo dokładnie, ile jest biur podróży w Polsce. Największe zrzeszenie branży to Polska Izba Turystyki, której członkami jest między innymi 25 proc. biur podróży. Oprócz PIT działają niezależne izby regionalne. Liczbę organizatorów turystyki i agencji turystycznych można szacować na podstawie wniosków o koncesje złożonych przez ponad trzy tysiące firm w Urzędzie Kultury Fizycznej i Turystyki. Ale niektóre z nich będą zajmować się turystyką tylko okazjonalnie.

Dwa warianty

3 marca znowelizowana została ustawa o usługach turystycznych. Projekt przewiduje, że zezwolenia wydawać będą wojewodowie.

— Jeśli prezydent podpisze ustawę, wejdzie ona w życie w połowie maja. Możliwe jest jednak również, że od 1 stycznia 2000 roku wydawanie koncesji stanie się obowiązkiem wojewodów. Wtedy UKFiT zakończyłby wydawanie koncesji, na które złożono wnioski, a nowe podmioty otrzymywałyby zezwolenia już od wojewodów — spekuluje Zdzisław Łysio, sekretarz PIT.

Lepszy rydz

— Dobrze, że obowiązuje w Polsce jakieś prawo o usługach turystycznych, bo jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle go nie było — cieszy się John Andersen, dyrektor tour- operatora Ving w Polsce.

W krajach Unii Europejskiej, ale nie tylko, bo także w Norwegii, obowiązuje od 1990 roku wspólne prawo dla firm branży turystycznej. Jednolite regulacje ułatwiają rozwój rynku turystycznego, likwidując biurokratyczne bariery, gwarantują również konsumentom jasne prawa.

— Ściśle określone zasady są niezbędne w przypadku rynku, na którym klient płaci, zanim otrzyma produkt. To konieczne, aby uniknąć sytuacji, gdy nierzetelne biuro podróży zostawia turystów za granicą, skazując ich na powrót na własny koszt, szukanie pomocy w konsulacie czy czekanie na jakąkolwiek pomoc — twierdzi John Andersen.

Taka sytuacja miała miejsce ostatnio, gdy klienci biura Standard Travel zostali w Maroku. Gdyby nie pomoc tamtejszych władz, nie wiadomo, jak ci ludzie wróciliby do Polski.

10 tysięcy procesów

— Słabym punktem polskiego ustawodawstwa jest kwestia wypłacania klientowi rekompensaty, gdy touroperator nie wywiąże się ze zobowiązań. Jeśli klient zażąda zadośćuczynienia, a biuro nie chce go wypłacić, pozostaje dochodzenie praw na drodze sądowej — mówi John Andersen.

W takiej sytuacji, klient zapłaci za wszczęcie sprawy, adwokata, a po około dwóch latach procesu, gdy sąd przyzna mu rację, może się okazać, że biuro zbankrutowało i nie wypłaci rekompensaty. Poza tym sądy mogą nie poradzić sobie z prawdopodobnym nawałem procesów.

— Nikt nie jest doskonały, każdemu zdarzają się niedociągnięcia. W Skandynawii, gdzie żyje 20 milionów ludzi, jest około 5 tysięcy skarg rocznie. W Polsce takich spraw może być 10 tysięcy. Jaki system sądowy podoła takiej pracy? — zastanawia się John Andersen.

Tę kwestię w prawie obowiązującym w Unii rozwiązano inaczej. Skargi klientów rozpatrują sądy arbitrażowe, złożone z przedstawicieli touroperatorów, organizacji konsumentów oraz sędziów. W ten sposób sądy nie są obciążane dodatkowymi sprawami.

Za małe gwarancje

Można również mieć zastrzeżenia do wysokości gwarancji wpłacanych przez touroperatorów działających w Polsce.

— Wymagana kwota 28 tys. ECU to suma, którą mały operator zarabia w jeden dzień. Ewentualne przywiezienie grupy turystów z powrotem kosztuje więcej — twierdzi John Andersen.

W Unii Europejskiej obowiązuje bezzwrotna gwarancja wysokości 10 proc. rocznych obrotów firmy. Na przykład, biuro, które obsługuje rocznie 10 tysięcy klientów, płaciłoby według tych stawek około 2 milionów złotych. Obecnie wpłaca gwarancję wysokości zaledwie 120 tysięcy złotych.