Czy polskie aktywa przestaną być atrakcyjne dla inwestorów? Czy złotemu i giełdzie grozi głęboka korekta? Zdania są podzielone.
Richard Mbewe
główny ekonomista WGI DM
NIE. Nominalne stopy procentowe w Polsce są niższe od stóp w USA. Pamiętajmy jednak, że ich realna wysokość jest w Polsce wyższa ze względu na niską inflację. Polska pozostanie więc atrakcyjnym miejscem dla inwestorów. Dodatkowym czynnikiem, który będzie ich tu przyciągał, jest premia za ryzyko, które w Polsce jest wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. Poza tym potrzeby pożyczkowe Polski zmuszą rząd do nowych emisji obligacji.
Niedawny spadek na giełdzie nie był początkiem trwałej tendencji. To nic nadzwyczajnego, po prostu realizacja zysków. Uważam, że w najbliższej przyszłości indeksy na warszawskim parkiecie będą rosły. Zwłaszcza gdy sytuacja polityczna się wykrystalizuje.
Bartosz Pawłowski
ekonomista ING Banku
NIE. Porównywanie nominalnych stóp procentowych jest nieefektywne, bo nie uwzględnia inflacji. W Polsce w grudniu wyniosła ona 0,7 proc., w USA 3,4 proc., a w strefie euro 2,4 proc. Oznacza to, że realne stopy w USA są znacznie niższe niż u nas, a w Eurolandzie nawet ujemne. Poza tym poziom stóp, zarówno w USA, jak i w Polsce, nie jest dla nikogo zaskoczeniem, a 14. podwyżka była oczekiwana przez inwestorów. Zachętą dla inwestorów jest fakt, że Polska pozostaje rynkiem wschodzącym. Poza tym znajdujemy się w innej fazie cyklu gospodarczego. Podwyżki stóp w USA muszą przełożyć się negatywnie na wzrost gospodarczy. Tymczasem nasza gospodarka będzie się szybciej rozwijać, co powinno zachęcać inwestorów do lokowania tu kapitału.
Ostatnie spadki na giełdzie nie oznaczają, że po trzech latach hossy nadchodzi bessa. Korekty czasem są potrzebne. Uważam, że powrót wzrostów na giełdzie jest możliwy.
Marek Nienałtowski
główny ekonomista TMS Brokers
TAK. Nie tylko nie wykluczam, lecz nawet przewiduję głębsze korekty. Pierwszym sygnałem świadczącym o tym, że nadchodzą, był wtorkowy, blisko 5-procentowy spadek indeksu WIG20. Jeśli inwestorzy zdecydują, by wycofać się z Polski, będą musieli sprzedać złote, co może spowodować spadek ich wartości. Nad inwestorami wisi też ryzyko polityczne, którego nie złagodzi koalicja programowa PiS z Samoobroną i LPR. Na świecie widać tendencję do podnoszenia stóp. W Polsce jest odwrotnie. Średnia stopa ważona w 11 największych bankach centralnych wynosiła na koniec 2004 r. 2,72 proc. rok później już 3,1 proc., a na początku lutego 3,17 proc.
Na razie niska inflacja w Polsce jest magnesem dla inwestorów. Jednak kiedyś zastanowią się oni, czy premia, jaką otrzymują, inwestując na naszym rynku, jest adekwatna do ryzyka. Pamiętajmy, że inwestorzy mają do wyboru wiele innych rynków, o bardziej stabilnej sytuacji politycznej i gospodarczej i wyższych stopach procentowych. W Australii wynoszą one 5,5 proc., a w Nowej Zelandii 7,25 proc.
Marcin Bilbin
analityk Pekao
NIE. To prawda, że jest wiele innych rynków oferujących atrakcyjniejsze stopy zwrotu. Dane resortu finansów jasno pokazują, że inwestorzy zagraniczni redukują zaangażowanie w polskich obligacjach. Stopy procentowe w Polsce są niższe niż za oceanem, co definitywnie kończy erę złotego jako waluty o wysokiej premii za ryzyko. O mocy krajowej waluty decydują obecnie zupełnie inne czynniki. Niebezpieczeństwo wycofywania się ze wszystkich aktywów istniałoby tylko wtedy, gdyby złoty zaczął gwałtownie tracić na wartości. Wydaje mi się, że dopóki widoczna jest duża nadpłynność kapitału na globalnych rynkach finansowych, dopóty utrzyma się wysoki apetyt na ryzyko inwestorów na rynkach wschodzących. Inwestorzy akceptują obecnie coraz mniejszą premię za ryzyko. Dlatego też prawdopodobieństwo głębokiej wyprzedaży na polskim rynku nie jest jeszcze duże. Napływ nowych środków powinien już być jednak ograniczony, szczególnie z powodu niestabilnej sytuacji w polityce.
Piotr Kalisz
ekonomista Banku Handlowego
NIE. Redukcje stóp procentowych mogą zniechęcić niektórych inwestorów do lokowania tu kapitału. Jednak nie spodziewam się, by miało dojść do gwałtownego odwrotu inwestorów. Niektórzy inwestorzy liczą na dalsze obniżki stóp, niektórzy zainteresowani są kupnem naszych aktywów ze względu na niezłe perspektywy polskiej gospodarki i na wzrost wartości złotego w długim horyzoncie czasowym. Stopy procentowe są zatem tylko jednym z czynników, jakie inwestorzy biorą pod uwagę, wybierając dany kraj.
Michał Dybuła
ekonomista BNP Paribas
TAK. Premia za ryzyko w Polsce w ostatnich dwóch latach spadła, co widać po rekordowo małych różnicach w realnym oprocentowaniu polskich papierów skarbowych i papierów w USA czy Eurolandzie. Wydaje się, że znajdujemy się w takim momencie, że gracze ponownie kalkulują ryzyko i margines tolerancji przesuwają na wyższy poziom, co w perspektywie kilku miesięcy może skutkować jakąś głębszą korektą. Będzie to tym bardziej prawdopodobne, jeśli sytuacja polityczna będzie nadal chwiejna, a inflacja będzie wzrastać szybciej, niż się oczekuje.
Urban Górski
ekonomista Banku Millennium
NIE. Nie należy panikować. Dobrym przykładem na to, że mimo niskich stóp kraj zachowuje atrakcyjność dla inwestorów, są Czechy. Tam bardzo długo utrzymują się niskie stopy. Żadnych zawirowań na rynkach nie było. W Polsce, jeśli nawet zmniejszy się nieco zainteresowanie aktywami, również nie dojdzie do gwałtownych wyprzedaży i przecen.
Artur Ulbrich
analityk BRE Banku
NIE. Dla Polski ważniejsze jest to, co będzie się działo ze stopami procentowymi w strefie euro. Oczekuje się, że mogą one wzrosnąć w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy do 3 proc., ale nie sądzę, by dało to impuls do gwałtownego odpływu kapitału z polskiego rynku. W Czechach czy na Słowacji stopy procentowe są niższe niż u nas, a mimo to fundusze nadal lokują środki w aktywach tych państw.
Marcin Mrowiec
ekonomista Banku BPH
NIE. W krótkim terminie nic nie wskazuje na to, by były jakieś powody do odwrotu. Pierwszym momentem, w którym inwestorzy będą się zastanawiać, czy z naszym rynkiem nie wiąże się zbyt duże ryzyko, będzie połowa roku, kiedy okaże się, czy są szanse na realizację budżetu. Do tego czasu powinno być spokojnie.
Nie spodziewamy się kolejnej dużej fali napływu kapitału. Z raportów instytucji międzynarodowych wynika jednak, że na rynku jest nadpodaż długoterminowych oszczędności i z pewnością ich część jeszcze do nas trafi.