Producenci aut przepraszają się z USA

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2017-04-23 22:00
zaktualizowano: 2017-04-23 16:45

Ameryka ma pierwszego od wyborów wielkiego inwestora motoryzacyjnego. Volvo twierdzi jednak, że do inwestycji przekonało je co innego niż zachęty Trumpa

PIERWSI ŚMIAŁKOWIE: Po tym jak przez ostatnią dekadę fabryki samochodów w USA nie wybudował żaden z krajowych potentatów — General Motors, Ford Motor, Fiat Chrysler — taka inwestycja to wciąż duże ryzyko. Poza Volvo Cars podobną decyzję rozważają tylko Hyundai Motor i Kia Motors. Ostrożność nie może dziwić. Menedżerowie z branży mają w pamięci kryzys finansowy, gdy zamknięto kilka fabryk, pracę straciły tysiące pracowników, a General Motors i Chrysler musiały przejść przez bankructwo. [FOT. BLOOMBERG]

Bloomberg

Szwedzkie Volvo Cars, odkupione po kryzysie finansowym od amerykańskiego koncernu Ford Motor przez chińskiego producenta samochodów Zhejiang Geely, wraca do USA. Na koniec przyszłego roku zapowiedziało otwarcie wielkiej fabryki w Charleston w Południowej Karolinie. Jej budowa będzie kosztowała 0,5 mld USD, a zatrudnienie w niej już na początku znajdzie 2 tys. pracowników. Ten projekt, pierwszy tego typu od listopadowych wyborów, odpowiada na pytanie, dlaczego Donald Trump za priorytet swojej prezydentury uznał ściągnięcie z powrotem do USA właśnie producentów samochodów. Fabryki z tej branży wymagają długiego łańcucha poddostawców, a oferowane przez nie wysokie płace stymulują gospodarkę całego regionu. Dobrze opłacani robotnicy wydają pieniądze w restauracjach, korzystają z opieki zdrowotnej, kupują meble i domy. Oprócz 2 tys. etatów stworzonych w samej fabryce powstanie 8 tys. w okolicy — szacuje w rozmowie z agencją Bloomberg Frank Heffner, profesor ekonomii na uniwersytecie w Charleston. — Budowa fabryki będzie miała efekt nieporównywalny z budową chociażby hotelu — uważa Frank Heffner. Ściągnięcie do USA producentów samochodów, którzy przez dekady uciekali za granicę w poszukiwaniu niższych kosztów, to część planowanej przez Donalda Trumpa nowej rewolucji przemysłowej. Aby ją zrealizować, jeszcze w kampanii kandydat republikanów zapowiadał stosowanie ceł

chroniących miejsca pracy w przemyśle, renegocjację porozumień handlowych, a nawet zerwanie porozumienia NAFTA. Fakt jest jednak taki, że — przynajmniej według Volvo Cars — to nie presja ze strony nowej administracji na przeniesienie produkcji do USA stoi za nową inwestycją. — Musieliśmy dać swoim odbiorcom i handlowcom jasny sygnał, że jesteśmy zaangażowani na rynku amerykańskim. Skoro tak jest, to powinniśmy zbudować fabrykę tutaj, a nie w Meksyku, i decyzja o tym zapadła jeszcze na długo przed tym, jak Donald Trump został prezydentem — powiedział Lex Kerssemakers, prezes Volvo na Amerykę Północną. Ameryka, gdzie największe zapotrzebowanie jest na duże modele aut, w szczególności z najwyższej półki, to wprost wymarzony rynek dla Volvo. W ubiegłym roku sprzedaż samochodów tej marki w USA skoczyła o 18 proc. Plany Volvo Cars ściągają do Południowej Karoliny inwestycje poddostawców koncernu. Już teraz w stanie, gdzie w 400 firmach związanych z branżą motoryzacyjną pracuje 66 tys. osób, bezrobocie spadło do 4,4 proc. Mimo to silnej presji na wzrost płac jeszcze nie ma, a to dzięki osiedlającym się tutaj w poszukiwaniu pracy przybyszom z innych stanów. — Volvo postanowiło rozwijać się na dwóch najważniejszych rynkach — w Ameryce Północnej i Chinach — skomentował w rozmowie z Bloombergiem decyzję koncernu Joe Phillippi z firmy doradczej AutoTrends Consulting.