Paniki w branży nie ma, ale firmy naprawdę się boją — tak wakacyjny wysyp kolejnych ognisk wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF) w Polsce komentował w lipcu Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso.

Wakacje dobiegły do końca w miarę stabilnych warunkach, tzn. ASF się przemieszczał, ale trzymał się z dala od świńskiego zagłębia hodowlanego, czyli Wielkopolski. Sytuacja zmieniał się jednak diametralnie przez Belgię, w której we wrześniu pojawił się ASF.
— Nastroje są minorowe i zaczyna się panika — mówi Wiesław Różański, prezes Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego.
Wstrzymany odbiór
Kolejne dni przynoszą następne potwierdzone przypadki ASF wśród dzików w Belgii, co zmienia relacje popytu i podaży na unijnym i polskim rynku.
— Potwierdzenie ASF wśród dzików w Belgii już jest odczuwalne na rynku wieprzowiny. Kraj jest 8. producentem trzody chlewnej w UE. Rocznie wytwarza około 1 mln ton wieprzowiny, a około 6 proc. produkcji wysyłał do krajów trzecich. Teraz te wolumeny zostają we wspólnocie. Ponadto wiele niemieckich rzeźni zaopatrywało się w Belgii, a obecnie odbiór tuczników jest wstrzymane ze względu na wyjaśnienie sytuacji co do skali zagrożenia wirusem. Cena belgijskiego mięsa wieprzowego spadła w ostatnich dwóch tygodniach o 13 proc., a Belgowie są zdesperowani, by je sprzedać. W efekcie wysyłają tanią wieprzowinę na m.in. polski rynek — twierdzi Aleksander Dargiewicz, z Krajowego związku Pracodawców-Producentów Trzody Chlewnej.
Adam Zdanowski, współwłaściciel Zakładów Mięsnych Wierzejki, na razie nie zauważa większych zmian w handlu.
— Należy natomiast spodziewać się zagęszczenia w niektórych kategoriach. Belgowie znani są m.in. dobrego boczku, którego sporo wysyłali za granicę, teraz zostanie im sprzedaż w krajach unijnych, zwłaszcza tych, w których mają już wyrobione dobre relacje handlowe, jak w Polsce — mówi Adam Zdanowski.
Poza tradycyjną ofertą kraje pozaunijne były też odbiorcą tzw. piątej ćwiartki, czyli tych elementów, których w Europie się nie jada.
— Ich sprzedaż poprawiała rentowność biznesu. Trudno sobie wyobrazić, żeby teraz Europejczycy nagle zmienili upodobania kulinarne — mówi współwłaściciel Wierzejek.
Gigantyczna skala
To jednak ciągle nie jest czarny scenariusz. Czarny, i do tego realny, to pojawienie się wirusa w Niemczech. I to jest powód paniki w branży.
— Wirus wykryto w prowincji oddalonej kilkanaście kilometrów od Luksemburga i kilkadziesiąt kilometrów od Niemiec, czyl czołowych producentów trzody chlewnej. Ponadto potwierdzono, że genotyp choroby jest wschodnioeuropejski, więc najpewniej przedostał się tam wraz z człowiekiem, a to oznacza, że lada moment może pojawić się u naszych sąsiadów — tłumaczy Wiesław Różański.
— Nie sposób sobie wyobrazić, co stanie się, gdy ASF przedostanie się z Belgii do sąsiednich Niemiec i Francji, czyli czołowych producentów wieprzowiny. To ten scenariusz spędza sen z powiek branży. Doszłoby wówczas do kryzysu na gigantycznąskalę w całej Europie, z rozlicznymi bankructwami i producentów żywca, i przetwórni. Nadzieja w tym, że Belgowie podejmą drastyczne działania — w 1985 r. już sobie poradzili z ASF wybijając 1 mln świń — dodaje Aleksander Dargiewicz.
Jego zdaniem, ryzyko w Polsce też ciągle jest wysokie.
— W Polsce wirus wprawdzie powoli przesuwa się na zachód, do zagłębi produkcji trzody chlewnej, ale trudno mówić o sukcesach w jego zwalczaniu — mówi Aleksander Dargiewicz.
OKIEM EKSPERTA
Istota odległości
MARIUSZ DZIWULSKI, analityk rynku rolno-spożywczego w PKO BP
Belgia jest piątym unijnym eksporterem mięsa wieprzowego i drugim jego dostawcą na polski rynek. Głównym odbiorcą wieprzowiny z Belgii są kraje UE, dlatego sankcje eksportowe z krajów trzecich — zakaz importu wieprzowiny z Belgii wprowadziły m.in. Chiny, Japonia i Białoruś — mogą nie mieć istotnego przełożenia na unijny rynek trzody. Zagrożeniem jest jednak bliska odległość wykrytych przypadków ASF od krajów, których udział w unijnym eksporcie na rynki trzecie, w szczególności azjatyckie, jest istotny, tj. Francji, Niemiec czy Holandii. Przedostanie się ASF poza granice Belgii może skutkować problemami z zagospodarowaniem produkcji na rynku wewnętrznym i prawdopodobnym spadkiem cen.
Historia choroby
Minęło już 4,5 roku, od kiedy w Polsce wykryto pierwszy przypadek afrykańskiego pomoru świń wśród padłych dzików. Pojawienie się wirusa oznacza automatyczne zablokowanie możliwości eksportu na wiele rynków trzecich, czyli poza Unię Europejską. Hodowcy i przetwórcy mieli więc natychmiast ograniczone możliwości sprzedaży, a ponadto bali się nieuzasadnionej paniki wśród konsumentów. Choroba trafiła bowiem na czołówki wszystkich mediów i choć nie jest zagrożeniem dla ludzi, to informacje wywoływały niepokój.
Wyjścia z branży
Krajowy Związek Pracodawców- Producentów Trzody Chlewnej oszacował, że pojawienie się ASF na terenie całego kraju to koszt 30 mld zł tylko z tytułu odszkodowań dla rolników z powodu straty inwentarza. Kwota nie zawiera jednak żadnych rekompensat dla przetwórców, którzy nie mieliby z czego produkować, ubojni, producentów pasz itd. Chociaż wirusa nie ma w regionach Polski wyspecjalizowanych w hodowli trzody chlewnej, to kolejni rolnicy rezygnują z produkcji. Na wschodnich terenach, gdzie ASF był dotychczas najbardziej aktywny, mówi się o odejściu nawet 30 proc. producentów.