Prokom na celowniku

Dawid Tokarz
opublikowano: 2010-11-05 00:00

Prokurator ściga menedżerów Prokomu i Ryszarda Krauzego. Ci odrzucają zarzuty i chcą umorzenia śledztwa.

Śledczy zajęli się próbą szukania ropy w Demokratycznej Republice Konga

Prokurator ściga menedżerów Prokomu i Ryszarda Krauzego. Ci odrzucają zarzuty i chcą umorzenia śledztwa.

Ryszard Krauze ponownie znalazł się w orbicie zainteresowania organów ścigania. Prokuratura Okręgowa w Katowicach szykuje się do przedstawienia mu zarzutu działania na szkodę… własnej spółki: Prokomu Investments (PI). Zarzuty w tej samej sprawie usłyszało już dwóch pracujących dla Krauzego menedżerów, a kolejny czeka w kolejce do prokuratora.

Krauze zaryzykował

Śledztwo dotyczy zaangażowania Prokom Investments (PI) w projekt poszukiwania ropy na terenie Demokratycznej Republiki Konga. Wszystko zaczęło się w 1999 r., kiedy kontrolowana przez Ryszarda Krauzego spółka C. Ulrich udzieliła 3,5 mln USD pożyczki na "finansowanie projektu, polegającego na gospodarczej eksploatacji koncesji na poszukiwanie i wydobycie węglowodorów w Kongo". Beneficjentem pożyczki była spółka King King (KK), której właściciele w ostatnich latach oskarżani są przez różne media o współpracę z polskimi i obcymi służbami specjalnymi (oni sami wszystkiemu zaprzeczają).

— Udziałowcy King King mieli bardzo dobre kontakty z władzami Konga i dostęp do bogatych złóż roponośnych w tym kraju, szacowanych nawet na ponad 2 mld baryłek. Nie mieli jednak finansowania. Szukali go w różnym czasie m.in. w PGNiG, Orlenie, Petrobaltiku. Skusili Krauzego, choć ten miał świadomość ryzyka tej inwestycji — mówi nasz informator.

Wojna przerwała plany

KK w kwietniu 2000 roku uzyskał w Kongu koncesję, a obszar nią objęty według szacunków miał być bardzo roponośny. To dlatego C. Ulrich finansował projekt kolejnymi pożyczkami, na co do 2005 r. wydał łącznie 22,8 mln zł. W 2005 r. miejsce C. Ulrich w projekcie zajął Petrolinvest (funkcjonujący jeszcze jako spółka z o. o.). A rok później wierzytelności wobec posiadacza koncesji przejęła jeszcze inna spółka ze stajni Krauzego — Prokom Investments (PI), która dodatkowo pożyczyła KK kolejne 3 mln zł. Kongo pogrążyło się jednak w wojnie domowej i towarzyszącej jej zawierusze politycznej i z wydobywania ropy nic nie wyszło.

Przedstawiciele Prokomu zapewniają, że ostatecznie wszystkie wierzytelności w stosunku do KK sprzedane zostały na zewnątrz grupy, a jedyną spółką, kontrolowaną przez Ryszarda Krauzego, która poniosła stratę (prawie 1,8 mln USD) jest C. Ulrich. To dlatego w marcu dwóch członków zarządu tej spółki usłyszało zarzut działania na jej szkodę. Prokurator chce, żeby za to samo odpowiedziały też władze PI z Ryszardem Krauzem na czele. Podstawą według naszych informacji ma być udzielenie w 2006 r. KK pożyczki 3 mln zł w sytuacji, gdy firma ta nadawała się do upadłości.

— Wszystkie te zarzuty są całkowicie bezzasadne i zdumiewające. PI nie poniósł żadnej szkody na tym projekcie, a na stratę C. Ulrich utworzono rezerwę, która może być rozwiązana, bo po ustabilizowaniu się sytuacji w Kongo nie wykluczamy powrotu do tego projektu — mówi Bartosz Jałowiecki, dyrektor ds. komunikacji w PI.

Przypomina, że śledztwo przeciwko władzom KGHM za podjęcie inwestycji w złoża miedzi w tej samej Demokratycznej Republice Konga w tym samym czasie i we współpracy z tą samą firmą King King zostało umorzone.