Prywatyzujemy emerytalne oszczędności Polaków

Bartek GodusławskiBartek Godusławski
opublikowano: 2016-07-11 22:00

O tym, jak państwo pomoże pomnażać oszczędności Kowalskiego, dlaczego OFE muszą zniknąć oraz kto będzie finansował inwestycje i dlaczego potrzeba więcej polskiego kapitału w sektorze bankowym, mówi Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju

„Puls Biznesu”: Po co ta cała zmiana — zastąpienie OFE przez indywidualne konta emerytalne (IKE), które będą działały jak fundusze inwestycyjne? Pojawia się coraz więcej głosów, że to tylko pretekst do przesunięcia 35 mld zł z OFE do Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD), co pozwoli finansować bieżące zobowiązania emerytalne albo przeznaczyć te pieniądze na nowe wydatki.

Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju
Grzegorz Kawecki

Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju PFR: Po ostatnich zmianach OFE nie spełniają swojej roli i dzisiaj nie ma właściwie części kapitałowej systemu emerytalnego. Zaproponowane przez premiera Morawieckiego propozycje zmian będą korzystne dla uczestników OFE. Teraz nie mają oni wpływu na politykę inwestycyjną funduszy i nie ma między nimi konkurencji. Osoby starsze są narażone na takie samo ryzyko inwestycyjne jak osoby młodsze. Zgodnie z propozycją pieniądze z OFE zostałyby zapisane na IKE, ale już w III filarze. Tam każdy będzie mógł wybrać politykę inwestycyjną dopasowaną do swoich potrzeb i preferencji w ramach nowych i konkurujących ze sobą instytucji, które będą otwartymi funduszami inwestycyjnymi. Każde TFI będzie mogło oferować takie usługi. Kiedy OFE startowały, ludzie myśleli, że jest tam zgromadzony ich prywatny kapitał. Jednak dopiero teraz faktycznie przeprowadzona byłaby realna ich prywatyzacja w ramach III filaru systemu emerytalnego. Nie można jednak pozwolić, żeby zostały skonsumowane wcześniej, czyli trzeba je zabezpieczyć przed wypłatą przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Po przejściu na emeryturę każdy z nas będzie mógł wypłacić jednorazowo 25 proc. zgromadzonego kapitału. Pozostałe 75 proc. ma być przekazywanenam co miesiąc jako część emerytury. Mamy szansę stworzyć z dnia na dzień prawdziwy III filar emerytalny, bo powstanie tam 16,5 mln kont, co może dodatkowo zachęcić do oszczędzania w większej skali w ramach IKE.

Co się stanie z pieniędzmi, które trafią do FRD?

Powstanie realny bufor finansowy, który pozwoli myśleć o stabilizacji systemu emerytalnego w dłuższej perspektywie. Po transferze z OFE znalazłoby się tam 55 mld zł, które będą mogły być inwestowane w gospodarkę, np. na polskiej giełdzie czy w obligacje pod duże projekty infrastrukturalne. Z jednej strony zwiększa się potencjał gospodarczy, a z drugiej FRD powiększa wartość swoich aktywów.

Jak będą zabezpieczone te pieniądze przed apetytami polityków, żeby finansować nimi deficyt budżetowy?

Takie zasady określa ustawa, a być może warto rozpocząć na ten temat jakąś debatę. FRD w długim terminie służy finansowaniu deficytu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Chodzi więc o to, żeby zabezpieczyć te pieniądze do momentu, kiedy naprawdę będą potrzebne. Różnie to jest uregulowane na świecie. Podoba mi się model norweski, gdzie fundusz Norges ma regulacje stanowiące, że można finansować budżet państwa do wysokości rocznych zysków tej instytucji, czyli wpłacać swoistą dywidendę do budżetu.

Rozumiem, że pieniądze, które trafią do FRD, będą zaksięgowane na subkontach w ZUS.

Tak powinno być. Nic tutaj nie zginie.

Jak będzie teraz zarządzany portfel FRD? W co będzie inwestowane 55 mld zł, które się tam znajdzie?

FRD pozostanie oczywiście w ZUS. Pojawiła się natomiast propozycja, żeby zarządzanie całym funduszem wziął na siebie PFR. Dzisiaj zarządzanie jest pasywne, większość portfela jest w obligacjach skarbowych. Naszym zdaniem, portfel FRD mógłby być bardziej zdywersyfikowany i zarządzany bezpiecznie, można go urozmaicić innymi instrumentami, np. obligacjami korporacyjnymi czy akcjami. Moim zdaniem, udział akcji w portfelu mógłby być na poziomie 20-25 proc. wobec 13,2 proc. obecnie. Pamiętajmy, że horyzont inwestycyjny FRD będzie długi.

Czy proces przelewu pieniędzy z OFE do FRD i na IKE odbędzie się w tym samym momencie, czy fundusz będzie zasiliony wcześniej?

Zakładam, że ten proces nastąpi równocześnie od 1 stycznia 2018 r.

Skąd wyliczenia, że po transferze pieniędzy z OFE do FRD dług publiczny obniży się o 2 pkt. proc.?

To nie nastąpi od razu. Tego typu efekt będzie widoczny w długim horyzoncie. Do systemu finansów publicznych wpływają aktywa, ale one same w sobie nie zmniejszają długu publicznego z punktu widzenia unijnej metodologii ESA 2010, ale w przyszłości już tak, w miarę jak FRD będzie zasilał FUS. To obniży potrzeby pożyczkowe, a zatem dług. Efekt spadku długu może być w części widoczny w krótkim terminie w przypadku inwestowania aktywów FRD w obligacje skarbowe. Natomiast nieprawdziwy jest zarzut, że będzie można więcej wydawać. Te zmiany są neutralne, lekko pozytywne dla deficytu, więc dyscyplina fiskalna musi być zachowana.

Rozumiem, że pieniądze, które z OFE trafią na nowe konta emerytalne i staną się w pełni prywatne, już nigdy nie będą pokusą dla polityków.

Te pieniądze miałyby taki sam status prawny jak np. lokaty w banku, czyli byłyby w pełni prywatne.

Jaka będzie polityka inwestycyjna dla 75 proc. aktywów OFE, które trafią na IKE?

Ponieważ to będzie prywatny system, będą o tym decydowali sami oszczędzający. Przekształcone OFE będą funduszami inwestycyjnymi otwartymi polskich akcji. Powinna być dowolność wyboru strategii inwestycyjnej czy instytucji zarządzającej. Trzeba natomiast pomyśleć o tym, żeby zmiana polityki inwestycyjnej była rozłożona w czasie, aby nie zwiększyć na giełdzie podaży polskich akcji, które dzisiaj są w OFE.

Czyli pieniądze emerytalne będą mogły być znów inwestowane w obligacje skarbowe. To dobra wiadomość dla ministra finansów.

Mamy dzisiaj w różnych segmentach problem płytkiego rynku kapitałowego. W obligacjach skarbowych dominują inwestorzy zagraniczni, a z polski aktywne są jedynie banki i ubezpieczyciele. W segmencie obligacji korporacyjnych dominują same banki, a rynek jest płytki. Na rynku akcji widzimy odpływ kapitału netto i powolne umieranie giełdy. Oczywiście jeśli po przeniesieniu pieniędzy z OFE do IKE część osób zdecyduje się na dodatkowe oszczędzanie, to zobaczymy napływ świeżej gotówki na rynek. Jednak prawdziwy i potężny impuls dla giełdy powinien przyjść z pracowniczych planów kapitałowych (PPK), które są zasadniczym elementem Programu Budowy Kapitału. Jeśli one powstaną w ciągu najbliższych dwóch lat i — jak zakładamy — będzie uczestniczyło w nich ponad 5,5 mln osób, to na rynki trafiałoby średnio około 15 mld zł rocznie. To solidny impuls dla GPW i jednocześnie poprawa oceny wiarygodności finansowej Polski. Dzisiaj opieramy się na systemie bankowym i inwestorach zagranicznych, a dzięki zmianom tworzymy silny lokalny rynek kapitałowy oparty na krajowym kapitale i prywatnych oszczędnościach. To zaś może na giełdę przyciągać nowe spółki, tak jak kiedyś robiły to OFE.

Skąd założenie, że pracownicze i indywidualne plany kapitałowe będą atrakcyjną formą oszczędzania? Dla pracodawców to wzrost kosztów pracy, a dla pracowników spadek płacy netto.

Uważam, że zachęty są atrakcyjne, bo finansują około 30 proc. tego, co będzie odkładane. Po uwzględnieniu wszystkich ulg wyliczyliśmy, że efektywny koszt pracy po stronie pracodawcy to 1,2 proc. przy przekazaniu składki 2 proc. Patrząc, jak rosną płace w gospodarce i realny fundusz wynagrodzeń, wydaje się, że to rozwiązanie będzie atrakcyjne dla pracowników i pracodawców. Oczywiście system nie jest obowiązkowy, więc jeśli ktoś nie może odłożyć, to nie musi. Program ma zachęcać do dodatkowego oszczędzania dzięki zachętom podatkowym, ale również pewnym instrumentom, które pozwolą wykorzystać część pieniędzy na zakup np. pierwszego mieszkania czy finansowanie leczenia w przypadku problemów zdrowotnych. Podobny system działa w Wielkiej Brytanii od 2012 r. i zdecydowało się z nim zostać ponad 80 proc. pracowników. Jest to popularne,zostało dobrze przyjęte przez wszystkich, a składka obowiązkowa w ich III filarze w ciągu kilku lat urośnie aż do 8 proc. Państwo obiecało zaś, że dołoży do systemu aż 0,8 proc. PKB.

Dlaczego programami pracowniczymi ma zarządzać PFR? Zrobi to lepiej niż instytucje prywatne?

Jeżeli na pracodawców nakłada się obowiązek stworzenia takich programów, to trzeba im zapewnić bezpieczeństwo i narzędzia, a co za tym idzie — kogoś, kto je obsłuży. Nie można na początku zostawić tego rynkowi, a mówimy o potężnym programie, który obejmie ponad milion przedsiębiorstw. To jest skomplikowany proces. W Wielkiej Brytanii przygotowywania trwały cztery lata i powstał NEST, który jest odpowiednikiem PFR. Uznano, że zarządzanie przez państwową instytucję będzie tańsze i bezpieczniejsze. Zakładamy, że będziemy jako jedyni zarządzali tymi programami przez dwa lata, a później otworzymy się na podmioty prywatne. Nie można pozwolić, żeby na starcie programu wystąpiły te same patologie jak przy OFE, czyli wysokie koszty oraz podział rynku między 2-3 instytucje.

Jak będzie wyglądała polityka inwestycyjna w tych programach?

Chcemy, żeby to były fundusze zdefiniowanej daty. To jest bardzo dobry produkt dla osób, które mają np. 30 lat do emerytury. Jest jeden fundusz i w miarę zbliżania się do emerytury nie trzeba szukać innych instytucji, zmienia się tylko polityka inwestycyjna i z wiekiem staje bardziej konserwatywna. Portfel takiego funduszu musi być mocno zdywersyfikowany. Dla osób młodszych mogłyby to być inwestycje np. w polskie akcje, obligacje korporacyjne, w przypadku osób starszych w przeważającej części w obligacje skarbowe.

Padła zapowiedź obniżki tzw. podatku Belki z 19 do 10 proc. Czy to będzie dotyczyło tylko oszczędzania w ramach nowych instrumentów?

Propozycja Ministerstwa Rozwoju zakłada, że obniżka podatku od zysków kapitałowych będzie dotyczyła wszystkich form oszczędzania powyżej 12 miesięcy. Celem jest zachęcenie Polaków do zakładania dłuższych lokat czy inwestycji na giełdzie lub w obligacje. Zwykle dzięki temu można uzyskać lepszą stopę zwrotu, a ponadto w polskiej gospodarce brakuje długoterminowego kapitału, który jest niezbędny do finansowania inwestycji.

Wicepremier Morawiecki dostał już nadzór na kluczowymi instytucjami gospodarczymi państwa. Wszystko wskazuje, że PFR będzie motorem realizacji planu rozwojowego.

„Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” to kompleksowa strategia rozwoju społeczno-gospodarczego Polski. PFR odpowiada za jeden z jego filarów — kapitał dla rozwoju. Mamy już narzędzia, żeby realizować istotne rządowe programy, takie jak Start in Poland, Mieszkanie+ czy wsparcie eksportu. Przygotowaliśmy też założenia strategii PFR. Trwają końcowe prace i sprawdzanie wątków regulacyjnych czy związanych z tym, żeby działalność funduszu nie powiększała długu publicznego. Nasz plan zakłada, że będzie to grupa kapitałowa w ramach zintegrowanego modelu i jednej strategii. Zakładamy cztery podstawowe filary: bankowość, inwestycje, ubezpieczenia eksportowe oraz doradztwo i promocja, czyli wsparcie eksportu i internacjonalizacji przedsiębiorstw. Główne grupy odbiorców to oczywiście przedsiębiorcy, od start-upów po duże firmy, ale skupiamy się na małych i średnich. Mamy też ofertę dla samorządów i wreszcie osób indywidualnych — program funduszu mieszkań na wynajem czy kredyty studenckie.

Jak to będzie wyglądało operacyjnie?

Chcemy zbudować jedną platformę i centrum kontaktowe, które będzie informowało o wszystkich programach, instrumentach i produktach, które mamy w ofercie. Jednocześnie część tych instytucji może być łączona, aby obniżyć koszty i wyeliminować nakładanie się ról, a pozostałe przejdą reorganizację, której towarzyszyć będzie określenie jasnego podziału kompetencji. Chcemy także inwestować w zespół i nowoczesne narzędzia. Będziemy tworzyli międzyinstytucjonalne pakiety rozwiązań dla firm. PFR ma być docelowo bankiem rozwoju. Wszystkie tego typu podmioty w Unii Europejskiej są tworzone przez grupy — przykładem niemiecki KfW. Chcemy pójść tą drogą i integrować instrumenty wsparcia gospodarczego. Grupa PFR będzie zatrudniała około 2,5 tys. osób, będzie miała na początku około 50 mld zł aktywów i około 13 mld zł kapitału, czyli będziemy solidnym bankiem rozwoju, który będzie mógł kreować politykę gospodarczą. Przygotowywana jest ustawa, która określi ramy prawne dla naszego funkcjonowania. Żebyśmy mogli stać się bankiem rozwoju, konieczna jest też notyfikacja Komisji Europejskiej.

Jakie projekty są dzisiaj w planach funduszu?

W ciągu dwóch lat chciałbym zrealizować kilkanaście dużych inwestycji. Pomysły trafiają do nas regularnie, ale staramy się też kreować projekty. Koncentrujemy się na rzeczach trudnych i nowych na polskim rynku, jeśli chodzi o finansowanie, jak to było w przypadku Pesy. Duże inwestycje infrastrukturalne czy partnerstwo publiczno-prywatne są naszym naturalnym obszarem zainteresowań. Kolejna sprawa to aktywa, które już mamy w ARP i innych instytucjach. Musimy się skupić na zwiększeniu ich wartości i sensownym wykorzystaniu. Chcemy ten portfel spółek ARP rozwinąć, duża część projektów jest trudna, bo dotyczy procesów restrukturyzacyjnych.

Jak będzie się finansował PFR?

To jest istotny element naszej strategii. Chcemy zbudować wiarygodność naszej grupy na rynkach międzynarodowych i w większym stopniu pozyskiwać tam kapitał. Oczywiście w najbliższych 2-3 latach mamy jeszcze pieniądze unijne, jednak one będą wygasały. Wówczas powstanie luka inwestycyjna, szczególnie w samorządach, musimy więc postarać się o nowe kanały finansowania.

Czy PFR widzi swoją rolę w procesie repolonizacji sektora bankowego? Pojawiają się spekulacje o kolejnych bankach na sprzedaż, a pan przychodzi z PKO BP, gdzie prowadził m.in. procesy akwizycyjne.

W inwestycjach bezpośrednich widzimy siebie jako mniejszościowego akcjonariusza, a nie strategicznego. Chcemy być podmiotem dającym finansowanie i mającym strategię wyjścia z inwestycji. Naszą przewagą jest to, że nie musimy myśleć o zyskach w ciągu np. 5 lat, tylko możemy patrzeć długoterminowo. Banki rozwoju, czego najlepszym przykładem jest EBOR, mają możliwość wspierania takich inwestycji, jak zakup banku. EBOR zaangażował się w Alior Bank czy BGŻ. W naszym przypadku mogłoby zaistnieć w takim modelu, w którym polski inwestor strategiczny potrzebuje partnera finansowego. Wielokrotnie mówiłem, że przydałaby się zmiana struktury własności sektora bankowego w kierunku bardziej zrównoważonym — co najmniej 50 proc. udziału kapitału polskiego. Dla mnie jednak ma to wymiar makroekonomiczny, a nie ideologiczny. Kiedy jest kryzys za granicą, to sektor bankowy jest głównym kanałem importu problemów. Widzieliśmy to w 2009 r. Wówczas nieważne są lokalne czynniki, a bankowe grupy przykręcają kurek z kredytami, co przekłada się na spowolnienie gospodarcze. Dodatkowo mamy jeszcze negatywną międzynarodową pozycję inwestycyjną netto m.in. przez wypływające z kraju dywidendy. To nie jest zrównoważony model. Warto podjąć wysiłek, żeby taki stworzyć.