W latach 2009-11 polscy przedsiębiorcy zaskakująco mocno zwiększyli apetyt na przejęcia innych firm. Według badania firmy audytorsko-doradczej Grant Thornton (GT), odsetek średnich i dużych firm, planujących w ciągu najbliższych trzech lat dokonać akwizycji, wzrósł w tym czasie z 30 do 66 proc. i był jednym z najwyższych w Europie. Tak silny skok rodził obawy, że deklaracje przedsiębiorców są grubo na wyrost. Wkrótce okazało się jednak, że wcale nie były to czcza obietnice — przedsiębiorcy faktycznie ruszyli na zakupy.



Według raportu kancelarii Allen & Overy, polski rynek fuzji i przejęć jest wyjątkowo silny na tle tendencji globalnych. Między sierpniem 2012 r. a sierpniem 2013 r. wartość transakcji w Polsce wyniosła 7,6 mld USD.
Jesteśmy jedną z nielicznych gospodarek, na których rynek fuzji i przejęć jest większy niż przed upadkiem banku Lehman Brothers w 2008 r. (dla porównania, na Węgrzech wartość transakcji spadła o 80 proc.). To właśnie w ostatnich latach zawarto rekordowe transakcje w historii polskiego biznesu, np. przejęcia Polkomtela przez Zygmunta Solorza czy zakup kanadyjskiej Quadry przez KGHM.
Zakupy zrobione
Jednak apetyt przedsiębiorców do przejęć ostatnio znowu słabnie. Według badania GT, w ostatnich dwóch latach odsetek firm deklarujących chęć do dokonania przejęć spadł o trzy czwarte: w 2012 r. wynosił już tylko 35 proc., a w 2013 r. skurczył się do 18 proc., czyli najniższego poziomu w pięcioletniej historii badania. Na tle zagranicy nie tylko przestaliśmy już błyszczeć, ale wręcz wypadamy blado. Spośród 16 krajów Unii Europejskiej objętych analizą, tylko kraje bałtyckie i Niemcy mają niższy wskaźnik. Średnio w badanych państwach europejskich do przejęć szykuje się 25 proc. przedsiębiorstw.
Dlaczego — po euforii — tak mocno spada zapał do fuzji i przejęć? Wyjaśnień jest kilka. Polscy przedsiębiorcy mogli po prostu zaspokoić apetyt i teraz w naturalny sposób robią sobie przerwę i czekają na efekty tych inwestycji. Być może jednak kluczowym powodem jest sytuacja makroekonomiczna. Spowolnienie gospodarcze sprawiło, że część firm tnie plany rozwojowe i skupia się na bieżącej działalności.
— Kiedy byliśmy „zieloną wyspą”, polscy przedsiębiorcy byli jednymi z najbardziej pozytywnie nastawionych do akwizycji na świecie. Ostatnio, po kilkunastu miesiącach spowolnienia gospodarczego, firmy doznają otrzeźwienia i nabierają realizmu — twierdzi Maciej Richter, partner w GT.
Optymizm jeszcze wróci
Jednak, według ekspertów, spadający odsetek firm myślących o zakupach wcale nie musi oznaczać, że polski rynek fuzji i przejęć czeka załamanie. Może się okazać, że wartość transakcji zmniejszy się tylko w niewielkim stopniu, bo przejmować będą tylko ci przedsiębiorcy, którzy rzeczywiście tego chcą. Nie będzie to już moda, ale świadoma strategia rozwojowa.
— Nadal co piąta ankietowana przez nas polska firma deklaruje, że w perspektywietrzech lat planuje rozwój przez akwizycję. To wystarczająco duża grupa, aby nie obawiać się o liczbę transakcji. Można natomiast wierzyć, że będą one bardziej przemyślane i lepiej przygotowane — mówi Maciej Richter. Ponadto, polska gospodarka wchodzi właśnie w fazę ożywienia, a to prędzej czy później powinno zachęcać przedsiębiorców do przejmowania innych podmiotów.
— Na razie koniunktura w Polsce ciągle jest zbyt słaba, żeby skłonić przedsiębiorców do odważnego inwestowania, a więc również do zwiększania wydatków na przejęcia. Szefowie firm obawiają się, że ożywienie jest tylko przejściowe i nie podejmują ryzyka. Jednak spodziewam się, że gospodarka będzie dalej przyspieszać i za kilka miesięcy, prawdopodobnie w okolicach połowy przyszłego roku, przedsiębiorcy nabiorą przekonania, że ożywienie jest trwałe i w drugiej połowie roku zobaczymy ożywienie w inwestycjach, w tym na rynku przejęć — mówi Marcin Mróz, główny ekonomista Grupy Copernicus.
OKIEM EKSPERTA
Pojawiają się jaskółki ożywienia
JAROSŁAW IWANICKI
partner w kancelarii Allen & Overy
Po okresie wzmożonej aktywności na polskim rynku fuzji i przejęć, od około roku obroty znowu są na dość niskim poziomie. Spowolnienie gospodarcze sprawiło, że inwestorzy ostrożniej i bardziej selektywnie podchodzą do przejęć, ograniczając poszukiwania do najbardziej atrakcyjnych sektorów, np. finansowego czy ochrony zdrowia. Na szczęście, wydaje się, że ostatnio coś na rynku drgnęło i jest szansa, że zobaczymy odbicie. Jestem dziś bardziej optymistyczny, niż byłem jeszcze latem. Kupujący powoli wracają do poszukiwania obiektów akwizycji, a sprzedający obniżają oczekiwania cenowe. Zmniejsza się więc przepaść, jaka dzieliła oferty inwestorów od oczekiwań właścicieli firm.