Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić, a podnoszenie stóp procentowych przez RPP nawet do 7,5% zarżnie gospodarkę (choćby przez zmniejszenie kredytu na inwestycje) niewiele zmniejszając inflację. Inflację, która w większości jest importowana – tak zresztą mówi się wszędzie: prezydent Biden mówi, że 70% inflacji jest spoza USA, a szefowa ECB mówi, że ponad 60% inflacji w strefie euro pochodzi zewnątrz.
I nie chodzi tylko o surowce energetyczne, o których najczęściej się mówi. One zdrożały od lutego od kilkunastu procent (ropa), ponad 35% (gaz), ponad 100% (węgiel), ale nie zdrożały tak jak mogą zdrożeć, kiedy politycy Zachodu lub sam Putin nałożą embargo na import ropy i gazu z Rosji. Wtedy ta importowana inflacja znaczne wzrośnie. Komisja Europejska już zaproponowała embargo na zakup ropy, które ma zacząć działać za 6 miesięcy. We wrześniu upłynie termin uwalniania ropy z rezerw strategicznych USA i kilkunastu innych krajów. Szykuje się niezła katastrofa…
Co prawda metale spuściły z tonu i drożeją już nie tak znowu mocno jak jeszcze niedawno (10-30%), ale zboża drożeją katastrofalnie. Agencja Bloomberg pisze, że rosnące ceny żywności i energii mocno uderzają w takie kraje jak Sri Lanka, Egipt, Tunezja i Peru. Dochodzi do tego zadłużenie w ciągle drożejących dolarach. Bloomberg pisze, że kraje rozwijające się mogą doświadczyć tego, co działo się w latach 90., kiedy kryzysy zatapiały gospodarki i obalały rządy.
Owszem, to prawda, że 1/3 inflacji w Polsce jest rodzimego chowu, a wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw (ostatnio 12,4% r/r przy inflacji 12,3%) zdaje się potwierdzać rozpoczęcie efektu drugiej rundy, czyli sytuacji, w której pracownicy wystraszeni inflacją naciskają na podwyżki płac, które wydają podnosząc inflację. Tylko czy podwyżki stóp stłumią ten efekt? Bardzo w to wątpię.
Nic więc dziwnego, że pojawiają się pomysły na ściągnięcie pieniędzy z rynku tak, żeby opanowania inflacji nie odbywało się jedynie kosztem kieszeni kredytobiorców (na razie podwyżki stóp tylko na to działają).
Mnie najbardziej podoba się pomysł Bogusława Grabowskiego, byłego członka RPP. Uważa on, że rząd i NBP doprowadzili do horrendalnie wysokiego poziomu nadpłynności w sektorze bankowym – wręcz do katastrofy. Ja tak nie uważam, bo wystarczy przypomnieć sobie paraliż gospodarki podczas fal pandemii, żeby docenić kolejne pomocowe tarcze finansowe rządu. Można sobie wyobrazić, co by się działo w gospodarce, gdyby tych tarcz nie było. Gdzie byłaby na przykład stopa bezrobocia. Poza tym rząd i NBP nie robiły nic innego niż to, co robiły inne rządy i banki centralne. U nas NBP „wydrukował” około kilkanaście procent PKB – w USA ponad 20% PKB, czyli 5 bilionów dolarów.
Nie zmienia to postaci rzeczy: banki mają ulokowane na rachunkach i bonach pieniężnych NBP prawie 300 mld złotych i nie potrzebują naszych pieniędzy. Szczególnie, że popyt na kredyty jest nieduży, a na kredyty hipoteczne błyskawicznie spada. Jeśli ktoś nie potrzebuje naszych pieniędzy to dlaczego ma nam za nie drogo płacić? Dlatego też nie płacą drogo (to niedopowiedzenie) za nasze depozyty czy lokaty. A skoro nie płacą godziwie to posiadający gotówkę szukają miejsca, gdzie mogą pokonać inflację i swoimi zakupami ją zwiększają.
A tej gotówki będzie coraz więcej, bo przecież partie przedwyborczo już ścigają się z podarkami. Ostatnie pomysły PO (20% podwyżki dla strefy budżetowej) pokazują wyraźnie kierunek. Dla jasności – widzę, ku czemu to idzie (docelowo, za kilka kilkanaście lat ku potężnemu długowi), ale trudno mi potępiać polityków, którzy widzą, że bez podarków PiS nie pokonają.
Pomysł Grabowskiego jest prosty. Mówi o wyprzedaży aktywów skupionych przez NBP podczas pandemii (ok. 150 mld zł) oraz wyemitowaniu obligacji detalicznych oprocentowanych powyżej inflacji. Ministerstwo Finansów idzie w tym kierunku – ostatnio podniosło oprocentowanie obligacji detalicznych o 1 punkt procentowy. Wyprzedaż aktywów (na korzystnych warunkach) zmusiłaby banki do ich kupowania, dzięki czemu zmniejszyłaby się nadpłynność, a lokowanie pieniędzy w obligacjach zmusiłoby z kolei do rywalizacji o nasze pieniądze i podniesienie oprocentowania.
Dzięki tym posunięciom ściągnięcie pieniędzy z rynku ograniczyłoby inflację mocniej niż podwyżki stóp procentowych. A gdyby wreszcie został zaakceptowany Krajowy Plan Odbudowy (KPO) to znacznie wzrósłby popyt na kredyty, co jeszcze bardziej zwiększyłoby działanie tego mechanizmu.
Są oczywiście inne pomysły na ulżeniu kredytobiorcom hipotecznym. Najprostsze i najgorsze (według mnie) są propozycje Nowej Lewicy i Platformy Obywatelskiej. Lewica chce zamrozić WIBOR (czyli cenę pieniądza na rynku międzybankowym) na poziomie z 2019 roku, czyli około 1,79%, a PO chce, żeby kredytobiorcy płacili nie więcej niż w grudniu 2021 roku (wtedy WIBOR 3M był w okolicach 2,5% - obecnie ponad 5,80%). A są i zupełnie kuriozalne pomysły na zamrożenie rat kredytów na 10 lat…
Na pozór tak może być, bo dlaczego banki mają nadmiernie zyskiwać? Lepiej, żeby kilkaset złotych miesięcznie zostało w kieszenie kredytobiorcy (i zwiększyć inflację, z którą walczy RPP). Problem w tym, że WIBOR, jak wyżej napisałem, to cena pieniądza wymienianego między bankami. Tych transakcji jest niewiele, ale są i można założyć, że z czasem będzie ich dużo więcej. Sztuczny WIBOR zrujnowałby całkowicie ten rynek. Poza tym WIBOR służy do wyceniania wielu instrumentów pochodnych.
Po zamrożeniu WIBOR-u banki po prostu przestałyby udzielać kredytów na sztucznych warunkach. Oczywiście politycy wymyśliliby mnóstwo warunków umożliwiających skorzystanie z tej sztucznej ceny pieniądza (nie będę ich wyręczał), ale nie zmienia to postaci rzeczy, że pomysł jest po prostu zły. Dodam tylko, że ci (nieliczni) kredytobiorcy, którzy wzięli kredyt ze stała stopą oprocentowania poczuliby się wystrychnięci na dudka.
PSL ma inne pomysły, ale z podobnym efektem. Domaga się zerowej marży dla kredytobiorców i zmiany oprocentowania lokat. Rozumiem, że PSL idzie w kierunku wskazanym przez Waldemara Budę, który ostatnia zagroził bankom ustawowym podniesieniem stawki za depozyty. Mało, że pachnie to realnym socjalizmem i nie ma nic wspólnego z zasadami wolnego rynku to jeszcze byłoby przeciwskuteczne – banki wszystko odbiłyby sobie na przeróżnych opłatach dla swoich klientach.
Zbigniew Jagiełło, były prezes PKO BP ma swój pomysł na rynek kredytowy. Pomysł dobry, ale nie teraz. Uważa, że należy doprowadzić do silnej dominacji kredytów opartych o stałą stopę procentową. Ja o tym mówię od wielu lat, bo na zachodzie od 80-ponad 90% kredytów jest udzielane w oparciu o takie oprocentowanie. Coraz więcej banków (są zmuszone przez KNF, ale oferty są mało konkurencyjne) oferuje takie kredyty, ale branie takiego kredytu właśnie teraz jest pułapką.
Kredyt ze stała stopą wzięty w okresie skrajnie wysokich stóp procentowych będzie po prostu bardzo drogi. Jeśli komuś zależy na pewności wysokości raty to może taki kredyt brać, ale według mnie za rok-dwa obudzi się płacąc nadmiernie w stosunku do tych ze zmienną stopą, bo inflacja i stopy procentowe spadną. Oczywiście najlepiej zaciągać taki kredyt wtedy, kiedy stopy procentowe są bardzo niskie. Dlatego też akcję zalecaną przez prezesa Jagiełłę należy przeprowadzić wtedy, kiedy inflacja spadnie do celu inflacyjnego RPP (2,5% plus/minus 1 pp).
Drugim pomysłem prezesa jest powołanie Krajowego Funduszu Hipotecznego (KFH). Fundusz skupowałby od banków komercyjnych kredyty udzielane na pierwsze mieszkanie/dom. Są i inne ograniczenia, ale to można przeczytać tutaj: https://tiny.pl/921qx . Banki komercyjne działałyby jako pośrednicy i dostawałyby tylko prowizję. I tu jest jakiś problem – banki niejako „kanibalizowałyby” własną działalność kredytową.
Stefan Kawalec (w latach 1991–1994 był wiceministrem finansów) ma pomysł bardziej na czasie. Proponuje umożliwić kredytobiorcom inne rozłożenia płatności, w taki sposób, aby w okresie bardzo wysokich stóp procentowych ograniczyć wysokość spłaty kapitału kredytu. To oczywiście wydłużyłoby czas spłaty kredytu, ale zmniejszyłoby raty. Nie jest to zły pomysł.
No i na koniec zostawiłem to, co cudowne nie jest, ale ma jedną zaletę: może zostać zrealizowane. Tyle tylko, że droga od zapowiedzi do ustaw może być długa i ciernista, bo rząd od pewnego czasu ma w Sejmie „pod górkę”. W tym roku wpływ na zadłużonych będzie niewielki lub żaden.
Po kolei:
1.Fundusz Wsparcia Kredytobiorców – on istnieje i działa na dokładnie takich warunkach jak przedstawił je premier… Nie wiem, po co tworzyć kolejny fundusz (była i tego zapowiedź) – wystarczy polepszyć warunki skorzystania z obecnego.
2.Odroczenie raty kredytu (raz na kwartał w 2022 i 2023 roku), czyli wakacje kredytowe. Zobaczymy czy dla wszystkich, czy dla wybranych (myślę, że to drugie) i jak wybranych oraz na jak długo wybranych (na kwartał czy na koniec kredytu?). Premier powiedział, że odroczenie będzie spłatą „bez odsetek”. Wielu zrozumiało zapewne, że będzie to rata bez naliczonych odsetek – nic z tych rzeczy – będzie to opóźniona rata bez karnych odsetek.
3.Zamiana WIBOR na inny miernik. WIBOR rzeczywiście od dawna miał być zastąpiony innym miernikiem. I prawdą jest, że banki chodziły koło tej zmiany na nic się nie decydując. W tym roku zniknął LIBOR (wskaźnik z Londynu), który pokonały afery z jego ustalaniem. We franku szwajcarskim zastąpił go SARON (Swiss Average Rate Overnight), który był wyższy niż LIBOR…
Ten ostatni punkt wymaga wyjaśnienia, bo premier Morawiecki zachwalał nowy wskaźnik oparty na stawkach overnight (po których banki pożyczają sobie na jeden dzień), bo miałby on być niższy od WIBOR o około 1,5 punktu procentowego. Kilkaset złotych w kieszeni, prawda?
Otóż niekoniecznie. WIBOR to cena pieniądza w przyszłości. Im głośniej odzywają się „jastrzębie” w RPP (7,5% profesora Wnorowskiego straszy najbardziej) tym mocniej rośnie WIBOR. Odpowiednik SARON-u np. WARON byłby średnią np., z 90 dni (jak SARON) stawek overnight.
Inaczej mówiąc WIBOR mówi o przyszłości, a WARON o przeszłości. Jeśli za rok, czy dwa wejdziemy w spowolnienie ze spadkiem inflacji i stóp procentowych to można być pewnym, że WIBOR (czekanie na spadki stóp) byłby niższy od WARON-u (liczonego od przeszłości, czyli od wyższych stóp).
Jak na razie to skutkiem propozycji premiera byłaby mocna przecena banków, czyli uderzenie w posiadaczy PPK czy udziałów w funduszach akcji. To zmniejsza efekt bogactwa, czyli presję na ceny, ale wątpię, żeby o to premierowi chodziło.
Podsumowania właściwie nie będzie, bo z pewnością pojawią się jeszcze kolejne pomysły szczególnie, że łaskawość polityków przed wyborami jest zawsze niezmierzona. Mogę tylko powiedzieć, że ja jestem za propozycją Grabowskiego i za poszerzeniem na nowe klasy kredytobiorców i zwiększeniem Funduszu Wsparcie Kredytobiorców oraz oczywiście za zwiększeniem inwestycji przez KPO. Nie jestem przeciwny naciskowi na banki (ale nie nakazy) mającemu na celu zmniejszenie prowizji i rat kapitałowych. Zdecydowanie zwalczam zamrożenie WIBOR na sztucznych poziomach.


KOMENTARZE (58)
Po co nam złoty skoro w zasadzie niewiele z nim można zrobić . W opinii naszego Gospodarza przecież słusznej szybkie podnoszeni stóp zmrozi gospodarkę .
Z drugiej strony posiadanie własnej waluty miało mieć zaletę dla tego że sprawczość i jak można domniemać wyższa efektywność w zarządzaniu stopami miała pozostać w narodowych rękach . Co z tego jednak skoro korzystanie z tego prawa może mocno szkodzić . No i jeszcze możliwość swobodnego kreowania dodruku . Gdzie to nas zaprowadziło i zaprowadzi ?. Do rentowności ponad 7% i wyżej ?. Spoglądając na strefę EU gdzie stopy są bliżej zera a rentowność wacha się od 0,9 do 2 można mieć uzasadnioną nieufność do tych którzy zachęcali do pozostania przy własnej walucie . Kiepski czas zweryfikował ten pogląd boleśnie dotykając tych którzy zawierzyli ich mowie jak też zapewnieniom że "stopy nie wzrosną" .
Robert Gwiazdowski dziś w rzepie napisał że ludzie powinni wyjść na ulice i manifestować za natychmiastowym przyjęciem euro . Z tym akurat się zgadzam.
Kluczem rozmów pokojowych jest status Krymu. Gdyby Zełesnski był zainteresowany pokojem na Ukrainie musiałby po niego siegnąć.
Ogif, Jacek i pozostali europejscy hamulcowi....
"Część państw nie chce ściślejszej integracji - Polska, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Dania, Estonia, Finlandia, Litwa, Łotwa, Malta, Rumunia, Słowenia i Szwecja."
https://www.money.pl/gospodarka/wraca-idea-europy-kilku-predkosci-padly-powazne-deklaracje-6768845353802656a.html
Nareszcie będę ponwnie żył w Europie, do której ponad 30 lat temu się przenicowałem a Wam gratuluję przyszłego towarzystwa....
:-) :-) :-) :-)
Serdecznie pozdrawiam, Wasz Rysio.
[Pogadają i nic z tego nie wyjdzie. PK]
Ale zakładu Pan Szanowny nie proponuje.... ;-)
[Nie, bo możemy (mogę) nie doczekać rozstrzygnięcia. PK]
Chiniczycy zwrócili Polakom uwagę na rzecz dośc oczywistą dla nich, ze stając sie hubem przrutowym uzbrojenia na Ukrainę Polska staje sie miejscem potencjalnego ataku ze strony Rosji. tym samym stajemy sie jej zakładnikiem.
"Bo wszyscy na tym tracą prócz hegemona."
Przecież właśnie o to chodzi...
"....bo upokorzonego przeciwnika."
Na dzień dzisiejszy nikt nie wie kto kogo upokorzy i czym....
Rysio.