6 października 2020 r. otwarte fundusze emerytalne (OFE) miały przekazać do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) składniki portfeli inwestycyjnych przypadające na tych ze swoich członków, którzy złożyli stosowne deklaracje. Aktywa tych, którzy deklaracji nie złożyli, miały pozostać w OFE, ale tylko niespełna dwa miesiące dłużej. 27 listopada OFE miały się bowiem przekształcić w specjalistyczne fundusze inwestycyjne otwarte (SFIO). Tym sposobem miały dokonać żywota fundusze, które od 1998 r. stanowiły tzw. II filar systemu emerytalnego. Pandemia COVID-19 zatrzymała jednak te zmiany.
Sprawa jednak wraca. W środę 17 marca 2021 r. Sejm zajął się bliźniaczym projektem ustawy, w myśl którego transfer aktywów do ZUS nastąpi 1 grudnia 2021 r., a OFE zmienią się w SFIO 28 stycznia 2022 r.
Domyślną wersją będzie pozostawienie aktywów uczestników OFE na nowopowstałych indywidualnych kontach emerytalnych (IKE) prowadzonych przez SFIO. Wartość aktywów każdego uczestnika OFE zostanie przy tej okazji uszczuplona o 15 proc. opłaty przekształceniowej. Nie będzie jej przy transferze pieniędzy z OFE do ZUS. By jednak aktywa uczestnika OFE trafiły do ZUS, musi on złożyć specjalną deklarację. Będzie miał na to czas od 1 czerwca do 2 sierpnia 2021 r.
- Między 1 czerwca a 2 sierpnia będzie prawo wyboru. I to jest idea tej ustawy. Wybierzmy to, co naszym zdaniem jest lepsze. Rząd oczywiście rekomenduje przekazanie pieniędzy na IKE. Dlaczego? Bo w perspektywie wielu lat będą one lepiej pracowały, a przede wszystkim będą to środki prywatne już z dniem 28 stycznia przyszłego roku – mówił w trakcie debaty sejmowej Waldemar Buda, wiceminister funduszy i polityki regionalnej.
Przy poprzednim podejściu do likwidacji OFE rząd zakładał, że 80 proc. uczestników OFE wybierze ZUS. Obecnie obliczenia zawarte w ocenie skutków regulacji przeprowadził przy założeniu, że połowa aktywów OFE trafi do ZUS, a połowa do nowych SFIO.
- Rynek nie przyjmuje tego jako scenariusza bazowego. Wiązałoby się to z ogromną aktywnością w kwestii składania deklaracji przejścia do ZUS. To, że ludzie wypisywali się z PPK, do których byli domyślnie zapisywani, wynikało z tego, że udział w PPK dotykał ich bieżących pensji. Nie wiem, czy pieniądze w OFE ludzie traktują tak realnie. Nadal nie będzie do nich bezpośredniego dostępu - czy to w ZUS, czy w nowym IKE – mówi Maciej Marcinowski, zastępca szefa działu analiz Trigonu DM.
- Co do tego pół na pół, to byłbym bardzo ostrożny. Rząd przewidywał też, że 90 proc. osób zostanie w PPK, bo nikomu nie będzie się chciało wypełnić dokumentów. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Teraz też nie bagatelizowałbym niechęci do zapłacenia 15 proc. frycowego, szczególnie w warunkach, gdy niewykluczone jest zwolnienie większości emerytur z podatków, które sprawia że owe 15 proc. staje się nieuzasadnioną opłatą. Nie zdziwię się, jeśli większość Polaków wybierze przejście do ZUS. W mediach przeważają opinie, które sugerują że to lepsze rozwiązanie, w takim tonie wypowiada się też część polityków i ekonomistów. Ponadto w przypadku kobiet przeliczanie emerytur jest bardzo korzystne co sprawia, że zostając z IKE tracą nie tylko 15 proc., ale dodatkowe kilkanaście – dodaje Marcin Materna, dyrektor departamentu analiz Millennium DM.

Nacjonalizacja ryzykiem nielicznych
Im więcej osób wybierze ZUS, tym większe jest prawdopodobieństwo faktycznej nacjonalizacji niektórych spółek. Według obliczeń DM Banku Ochrony Środowiska, pod koniec 2020 r. OFE dysponowały od 50 do ponad 70 proc. głosów na walnych zgromadzeniach Grupy Kęty, Kruka, Develii, InterCarsu, Ferro, Sanok Rubber Company i AB.
W rynkowych realiach nieco ponad 30 proc. głosów wystarczy zaś, by faktycznie kontrolować spółkę. Z niespełna 32-procentowym pakietem akcji państwo pociąga np. za sznurki w KGHM Polskiej Miedzi, gdzie - w przeciwieństwie do innych spółek określanych mianem „państwowych” - nie ma żadnego ograniczenia prawa głosu innych akcjonariuszy.
Ze statutowego wytrychu stosowanego przez państwo w innych spółkach niż KGHM potrafią jednak korzystać prywatni przedsiębiorcy. Jak tylko w 2017 r. zaczęło się mówić o likwidacji OFE, walne zgromadzenie InterCarsu przegłosowało ograniczenie prawa głosu pojedynczego akcjonariusza do 33 proc. akcji. Rodziny założycieli spółki dysponują łącznie ponad 35 proc. głosów. Dopóki więc działają zgodnie, pojedynczo nikt nie może ich przegłosować.
Trudna do prognozowania jest sytuacja AB, gdzie rodzina Przybyłów ma 19 proc. akcji uprawniających do 25 proc. głosów. Akcjonariat Grupy Kęty, Kruka, Develii, Ferro, Sanok Rubber Company jest jednak na tyle rozproszony, że faktyczna nacjonalizacja tych pięciu spółek nie jest abstrakcją.
- Mam nadzieję, że po wszystkich zmianach firmy prywatne pozostaną prywatnymi, a państwo będzie w nich akcjonariuszem mniejszościowym. Pieniędzy na rynku jest dużo, dostęp do finansowania jest tani, więc pozyskanie inwestora strategicznego to dla spółek zdominowanych przez OFE pierwsza i najlepsza opcja – uważa Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.
Jego zdaniem przykład sprzedaży działalności deweloperskiej przez Budimex wskazuje, że kilka miesięcy wystarczy, by domknąć transakcję.
Sprzedać na szybko…
Maciej Marcinowski zwraca uwagę, że sytuacja jest paradoksalna. Jeśli wielu wybierze ZUS, to państwo stanie się dużym, a być może nawet największym, akcjonariuszem prywatnych obecnie spółek. Jeśli jednak uczestnicy OFE zdecydują się w nich pozostać, to prywatnym spółkom grozi zwiększona podaż akcji.
- Fundusze inwestycyjne mogą mieć tylko 10 proc. głosów w spółce, OFE – 20 proc. Jeżeli OFE staną się SFIO, to wpadną pod ustawę o TFI. W projekcie ustawy likwidującej OFE ten problem dostrzeżono. SFIO mają czas na dostosowanie się do nowych limitów do 28 lutego 2023 r. Problem związanej z tym podaży znika, gdyby na ZUS zdecydowało się 25-30 proc. uczestników OFE. Wtedy właśnie te nadwyżki powyżej 10 proc. trafią do ZUS. Nie wiem co gorsze dla spółki – podaż ze strony przekształconych OFE czy państwo w akcjonariacie – komentuje Maciej Marcinowski.
Z jego obliczeń wynika, że na koniec 2020 r. w 58 spółkach przynajmniej jedno OFE posiadało więcej niż 10 proc. akcji. Według wyceny z połowy lutego, łączna podaż tych nadwyżek wyniosłaby 2,2 mld zł. Oczywiście najbardziej dotyczyłoby to firm, którym w oczy zagląda widmo nacjonalizacji. Gdyby nikt nie zdecydował się na wybór ZUS, w Ferro czy Develii OFE przekształcone w SFIO musiałyby sprzedać w ciągu roku ponad 20 proc. wszystkich istniejących akcji tych spółek. W Grupie Kęty byłoby to kilkanaście procent, a w AB – około 10 proc.
Problem dotyczy też spółek, w przypadku których nacjonalizacja w wyniku przejęcia aktywów OFE jest niewykonalna, trudna, albo spółek już kontrolowanych przez państwo. Według analityka Trigonu na sprzedaż powinno być w ciągu roku wystawione blisko 10 proc. wszystkich akcji Mostostalu Warszawa, VRG (dawniej Vistula), Ferrum (niemal połowę akcji już ma PFR), Inpro, OT Logistics, ZPUE, Arterii, Atende i Agory.
Ze względu na zaangażowanie polityczne ta ostatnia budzi akurat spore emocje w zakresie nacjonalizacji. Dzięki uprzywilejowaniu niecałe 12 proc. akcji będących w rękach Agory-Holding (spółka założona w 1989 r. w celu wydawania „Gazety Wyborczej”) daje jednak ponad 35 proc. głosów na walnym Agory. To więcej niż mają wszystkie OFE razem wzięte.
…i podaż długoterminowa
Ale podaż z OFE to nie tylko konieczność sprzedaży akcji w ciągu roku od przekształcenia w SFIO. To także podaż wynikająca z tego, co w 2014 r. z OFE zrobił rząd PO-PSL. 51,5 proc. aktywów OFE przekazał do ZUS i tam też skierował nowe składki. W OFE zostały pieniądze wpłacone wcześniej przez dotychczasowych członków. A ci robią się coraz starsi.
- Im więcej aktywów zostanie w przekształcanych OFE, tym większy odpływ z rynku akcji nastąpi w przyszłości. Z przekształconych OFE możemy się liczyć tylko z odpływami kapitału, bo nowe składki nie będą do nich napływały. Do tego po zmianach przeprowadzonych przez poprzednią ekipę rządzącą zaangażowanie naszych funduszy emerytalnych w akcje jest niespotykane na świecie. Kolejnym czynnikiem będzie naturalne starzenie się uczestników OFE. Przy braku nowych członków, ich aktywa już zgromadzone będą przesuwane do subfunduszy o większym udziale obligacji. Stąd ustawodawca chciał ograniczyć nadchodzące zmiany w alokacji wymuszając odkreśloną ścieżkę zejścia i minimalny udział akcji w portfelu. Dlatego, paradoksalnie, im więcej aktywów trafi do ZUS, tym mniejsze będą odpływy i łatwiej będzie je zbilansować tym, co płynie do PPK - zakładając naturalnie, że zarządzający częścią aktywów, które trafią do ZUS nie zdecydują się na ich sprzedaż. Z drugiej strony, nie ma też pewności, jak będzie się kształtowała polityka inwestycyjna w ZUS – komentuje Michał Sobolewski, analityk DM Banku Ochrony Środowiska.