Przełom na giełdzie jeszcze nie nastąpił

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2020-11-29 22:00

Choć wielu specjalistów wierzy w przełom w nastawieniu inwestorów do nisko wycenianych spółek z powoli rozwijających się branż, to zdaniem banku Stifel brakuje dowodów, że zaczął się on już dokonywać

Z tego artykułu dowiesz się m.in.:

  • dlaczego jedna z listopadowych sesji mogła być przełomowa,
  • jakie zjawisko określa się mianem „szarego nosorożca”,
  • jaka jest dysproporcja w wynikach strategii value i growth,
  • dlaczego jeden z ekspertów uważa, że nie nadszedł jeszcze czas na zmianę reguł gry na rynku,
  • dlaczego tak ważny może być rezultat zaplanowanych na luty wyborów do Senatu w stanie Georgia.

Kiedy 9 listopada pojawiła się informacja o 90-procentowej skuteczności opracowywanej przez Pfizera i BioNTech szczepionki na COVID-19, indeks WIG zareagował 3,8-procentową zwyżką. Choć tylko w tym roku co najmniej równie silną zwyżkę ten wskaźnik odnotował wcześniej aż sześć razy, to jednak zdaniem wielu specjalistów właśnie ta sesja mogła być na rynkach akcji przełomową.

Tego dnia największe od co najmniej 20 lat zyski przyniosła w skali globu strategia oparta na przeważaniu nisko wycenianych spółek z wolno rozwijających się branż, kosztem spółek szybko rozwijających się, ale wysoko wycenianych. W jeden dzień strategia, którą w żargonie finansowym określa się mianem „value” (czyli inwestowania w wartość, w przeciwieństwie do inwestowania we wzrost), przyniosła blisko 6,5-procentowy zysk, obliczył bank JPMorgan.

Szary nosorożec

Taka reakcja na wiadomości o szczepionce może oznaczać, że w średnim terminie nisko wyceniane spółki z tradycyjnych, poszkodowanych przez pandemię, sektorów gospodarki będą sobie radzić lepiej od rynku, komentował w rozmowie z „PB” Andrzej Nowak, zarządzający AXA TFI. Relatywne odpływy kapitału będą notować branże wzrostowe, które na pandemii zyskały, takie jak e-commerce czy gaming, zapowiadał specjalista.

Głosów, że 9 listopada mógł być na rynkach przełomowym z tego punktu widzenia dniem, pojawiło się znacznie więcej. Zdaniem Yina Luo, szefa strategii ilościowych w firmie doradczej Wolfe Research, inwestorzy mają do czynienia ze zjawiskiem „szarego nosorożca”, swego rodzaju odwrotnością zjawiska „czarnego łabędzia”, czyli bardzo mało prawdopodobnego zdarzenia, które – jeśli już zajdzie – zmienia reguły gry na rynku.

- Mamy do czynienia z oczywistym scenariuszem, który jest długo ignorowany przez inwestorów, tak jak można nie zwracać uwagi na szarego, wydawałoby się, powolnego nosorożca, aż do momentu, kiedy ten nie przypuści ataku – opisuje specjalista w rozmowie z “Financial Timesem”.

Strategia „value”, której najbardziej znanym zwolennikiem jest Warren Buffett, pozostawała w defensywie przez większą część ostatniej dekady, a pandemia COVID-19 tylko nasiliła tą tendencję. Obliczany przez MSCI globalny indeks spółek wzrostowych jest w tym roku na 25-procentowym plusie, podczas gdy jego odpowiednik skupiający spółki „value” traci 7 proc. W ostatnich dziesięciu latach ten pierwszy zyskał 225 proc., podczas gdy drugi – zaledwie 88 proc.

Nie do utrzymania

Teraz jednak role mogą się odwrócić, a bodźcem do tego może stać się przybliżenie przez szczepionki perspektywy zakończenia pandemii. O tym, że mamy do czynienia z przełomem w podejściu inwestorów do spółek „value”, przekonany jest między innymi Tobias Levkovich, główny strateg amerykańskiego rynku akcji w Citigroup.

Jego zdaniem przemawiają za tym nieuchronne pojawianie się na rynku kolejnych szczepionek oraz związane z tym oczekiwania poprawy koniunktury gospodarczej. 2021 r. będzie stać pod znakiem odbicia w zyskach spółek, solidnego wzrostu gospodarczego, przyspieszenia inflacji oraz wzrostu rentowności obligacji – czynników faworyzujących strategię „value”.

Przede wszystkim zaś taka przewaga spółek wzrostowych nad „value” jak obecnie obserwowana jest nie do utrzymania w dłuższym terminie, ocenia specjalista. Wskaźnik cena/zysk dla spółek wzrostowych sięga obecnie średnio 38, podczas gdy w przypadku spółek z koszyka „value” – zaledwie 17. Choć wyceny spółek wzrostowych są obecnie wciąż niższe niż na szczycie bańki internetowej z 2000 r. (wówczas ich wskaźnik cena/zysk sięgał 47), to dysproporcja w wycenach obu grup jest obecnie większa niż wówczas.

Dzisiaj wszystkie pięć największych pod względem kapitalizacji spółek w amerykańskim indeksie S&P500 należy do branży technologicznej, flagowego przedstawiciela segmentu „wzrostowego”. Razem są one wyceniane na 7 bln USD, prawie dwukrotnie więcej od wszystkich banków i spółek naftowych (czyli flagowych przedstawicieli segmentu „value”), należących do globalnego indeksu MSCI ACWI. Tylko nieco bardziej ostrożny w ocenie zjawiska jest Rob Arnott z Research Affiliates.

- Kiedy odchylenia w wycenach są skrajne, zwroty w koniunkturze stają się nieuniknione i niewiele potrzeba, by nastroje przeszły od skrajnego strachu do skrajnej euforii – ocenia z rozmowie z “Financial Timesem” specjalista, który jednak nie chce przesądzać, czy z przełomem mamy do czynienia już teraz.

Kubeł zimnej wody

Tymczasem w ubiegłym tygodniu pojawił się raport, który może być kubłem zimnej wody na głowy zwolenników inwestowania w wartość. Zdaniem jego autora, analityka banku Stifel Barry’ego Bannistera, do końca przyszłego roku amerykański indeks S&P500 ma zaledwie 5-procentowy potencjał zwyżek, a moment strukturalnej zmiany tendencji na korzyść spółek „value” jeszcze nie nadszedł.

“Entuzjazm wokół scenariusza rynkowego zwrotu w kierunku value, jest w najlepszym wypadku przedwczesny, a w najgorszym można określić go słowami: uważaj, czego sobie życzysz” - czytamy w opublikowanym 23 listopada raporcie.

By mówić o zmianie tendencji, odbicie jest wciąż zbyt skromne z punktu widzenia analizy technicznej wykresu siły relatywnej notowań spółek „value” i wzrostowych należących do amerykańskiego indeksu Russell1000. Informacje o szczepionce wywindowały notowania spółek „value”, jednak po ich 45-procentowym osłabieniu w ciągu ostatnich czterech lat na wykresie nie została nawet przełamana średnia 200-sesyjna.

To tylko jeden z szeregu argumentów, bo przełomu wciąż nie zanotowano także na rynkach surowców, których umocnienie praktycznie zawsze towarzyszy preferowaniu przez inwestorów strategii „value”. Indeksy surowcowe konsolidują się po 11,5 roku bessy, jednak w poprzednich cyklach strukturalne surowcowe rynki byka rodziły się nawet po 16 latach od szczytu poprzedniej hossy.

Senacka dogrywka

W krótkim terminie zagrożeniem dla przełomu na korzyść strategii “value” jest osłabienie globalnego wzrostu, związane z możliwym ograniczeniem skali stymulacji fiskalnej w Stanach Zjednoczonych. Jeśli w planowanej na styczeń drugiej turze wyborów do senatu w Georgii obu mandatów nie zdobędą demokraci, to przez co najmniej 2 lata posunięcia Joego Bidena będzie mogła blokować republikańska większość w tej izbie kongresu.

To może oznaczać nie tylko niekorzystną dla spółek „value” większą dyscyplinę budżetową, ale także zablokowanie regulacji uderzających w branżę technologiczną. Dodatkowo nie ziścić się mogą oczekiwania wyprzedaży długoterminowych obligacji rządowych, odbicie zysków w USA może być słabsze od oczekiwań, a oczekiwane osłabienie dolara może mieć także negatywne konsekwencje. Tymczasem zwrot w kierunku value nie musi być wcale tak optymistycznym scenariuszem, przynajmniej jeśli chodzi o USA.

“Pomimo nadziei związanych z takim przełomem może tutaj zadziałać zasada: uważaj, czego sobie życzysz. Umocnieniu spółek value na tle wzrostowych zwykle towarzyszył polityczny populizm, celowe osłabianie waluty, wzrost roli państwa w gospodarce oraz konflikty geopolityczne“ - przestrzega Barry Bannister.