759 mln zł skonsolidowanego zysku netto PZU w III kw., o 15 proc. mniej niż przed rokiem, nie zaskoczyło rynku. Lepiej wygląda podsumowanie trzech kwartałów tego roku. Grupa PZU zarobiła 2,43 mld zł, czyli dwa razy więcej niż rok wcześniej, gdy cieniem na wynikach położyły się przede wszystkim problemy banków, których ubezpieczyciel jest udziałowcem: Aliora i Pekao. Dziś oba są w dobrej formie i coraz efektywniej sprzedają polisy, a PZU - konta.
Marcin Broda, analityk Ogmy i ekspert ubezpieczeniowy, chwali dziewięciomiesięczny wskaźnik ROE (rentowność kapitałów własnych), który wyniósł 17,9 proc. (+ 8,6 pkt proc. r/r).
— ROE jest rewelacyjne. Większość firm z najróżniejszych branż chciałaby mieć taki zwrot na kapitale. W przeszłości inny prezes PZU, Andrzej Klasyk, chwalił się ponad 25-procentowym wskaźnikiem — mówi Marcin Broda.
Skoro jest tak dobrze, czemu kurs akcji ubezpieczyciela spadł w ciągu czwartkowej sesji o ponad 4 proc. - czytaj komentarz analityka w ramce.

Problem inflacji i demografii
PZU ma też imponujący udział w rynku, niespotykany w Europie. Zdaniem analityka znaczna przewaga nad konkurentami to jednak za mało, żeby poradzić sobie z bieżącymi bolączkami.
— Bardzo dużym wyzwaniem dla całego rynku ubezpieczeniowego, a zwłaszcza dla lidera, jest inflacja. Obecne składki niekoniecznie uwzględniają przyszły wzrost cen w gospodarce. To rodzi ryzyko wyższych odszkodowań. Chodzi przede wszystkim o polisy majątkowe, m.in. mieszkaniowe, komunikacyjne i firmowe. Ceny materiałów budowalnych już drastycznie rosną, a w długiej perspektywie podrożeje też naprawa samochodów — zawraca uwagę ekspert Ogmy.
O ból głowy PZU przyprawić może również starzejące się społeczeństwo i niż demograficzny. Jego klientela ma swoje lata i siłą rzeczy będzie się wykruszać, także z powodu osiągnięcia wieku emerytalnego. Ubezpieczyciel rozbudowuje paletę benefitów (prywatna opieka medyczna, zaliczka na poczet pensji, karnet do klubu sportowego itp.), żeby przyciągnąć młodych.
— To bardzo dobra strategia - zwłaszcza rozwój biznesu zdrowotnego. Pozyskani dzięki niej klienci nie rekompensują jednak odpływu ze starszej, najbardziej lojalnej grupy — uważa Marcin Broda.
Innych ubezpieczycieli życiowych problem demografii aż tak nie dotyka. Aviva, którą przejmuje Allianz, i Nationale-Nederlanden, które łączy się z MetLifem, to dwaj duzi gracze, którzy mają znacznie młodszą klientelę, bo portfele budowali ma przełomie XX i XXI wieku.
Bitwa w czołówce
W biznesie majątkowym też jest niespokojnie - trwa walka o wpływy. Na podium za PZU są Warta i ERGO Hestia, które razem dorównują liderowi pod względem udziału w rynku i zażarcie ścigają się między sobą. Dalej plasuje się austriacka grupa VIG, która - działając pod wieloma szyldami - niedawno osiągnęła strategiczny 10-procentowy próg i, zdaniem Marcina Brody, nie spocznie na laurach.
— Niewykluczone, że VIG zechce dostać się na podium, do czego musi urosnąć dwukrotnie. Nie ma celów do przejęcia, więc pozostaje jej wzrost organiczny, a to oznacza odbijanie sobie nawzajem klientów. Uniqa, która kończy porządki po przejęciu AXA, też będzie chciała powalczyć o większy udział rynkowy. Jest też Generali, trzeci ubezpieczyciel w Europie, którego pozycja w Polsce nie jest satysfakcjonująca — analizuje ekspert ubezpieczeniowy.
PZU musi więc mieć oczy dookoła głowy. Tymczasem w kuluarach mówi się, że firmie doskwiera brak odpowiednich menedżerów. Przekaz mocno wybrzmiał podczas październikowego kongresu branży ubezpieczeniowej w Sopocie, gdzie kilku członków kierownictwa spółki miało okazję się zaprezentować. Wrażenie nie było najlepsze.
— Gdy mamy zarządy z nadania politycznego, bardzo trudno o merytorykę — diagnozuje problem Marcin Broda.
Zaznacza, że spółką ubezpieczeniową nie musi zarządzać osoba z ogromnym doświadczeniem w branży, a jako przykład podaje Andrzeja Klasyka — bankowca, któremu w przeszłości bardzo dobrze szło w PZU. Stał za sterami przez 8 lat. Za jego rządów towarzystwo wzmocniło obszar IT, co procentuje dziś chociażby przy likwidacji szkód.
Wyniki PZU są dobre, więc reakcja rynku jest zaskakująca. Przyczyn spadku kursu akcji szukałbym w dwóch wydarzeniach. Inwestorzy być może wystraszali się spadku ceny akcji Inpostu, którego sporym udziałowcem jest PZU. Przecena odbija się na wyniku inwestycyjnym, ale w tym przypadku bym nie panikował, ponieważ nawet przy wysokim spadku kursu akcji spółki logistycznej rentowność grupy ubezpieczeniowej nie powinna być zagrożona. Ponadto, zmagamy się z czwartą falą koronawirusa, a nie ma obostrzeń gospodarczych. Wcześniejsze lockdowny znacząco ograniczyły częstotliwość szkód w segmencie komunikacyjnym [niższy ruch na drogach - red.], co częściowo skompensowało ubezpieczycielowi wzrost odszkodowań z polis życiowych.