„Puls Biznesu”: Jak to się stało, że został pan dyrektorem NASK?
Radosław Nielek, dyrektor NASK PIB: Zostałem powołany przez ministra Krzysztofa Gawkowskiego. Największy wpływ na to miało połączenie mojej wiedzy oraz doświadczenia biznesowego i naukowego. Przez 15 lat pracowałem na uczelni jako adiunkt, a następnie profesor. NASK to instytut badawczy realizujący zadania zlecane przez rząd. Moja wiedza z obszaru informatyki, projektów B+R, komercjalizacji innowacyjnych rozwiązań czy wieloletnie doświadczenie w pracy jako doradca sejmowej Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii bardzo dobrze do tego pasują.
Czyli kwestie polityczne - jak pana wieloletnia znajomość, a w przeszłości bliska współpraca z Grzegorzem Napieralskim (patrz ramka) - nie miały znaczenia?
Nie, choć wiele lat temu blisko z Grzegorzem współpracowałem. Później polegało to głównie na tym, że był wiceprzewodniczącym komisji sejmowej, w której ja byłem doradcą. Od 13 lat nie jestem aktywny w polityce i nigdy nie startowałem w żadnych wyborach.
Coś pana zaskoczyło po objęciu stanowiska?
Przede wszystkim brak szacunku do publicznych pieniędzy. Wiedziałem, że będzie dużo do naprawienia, ale nie spodziewałem się, że aż tyle. Zaskoczyło mnie też podejście do realizacji projektów. Królowało przekonanie, że mniejsze znaczenie ma sens, a większe – że na dany projekt jest dotacja. Negatywnie oceniam również relacje między instytutem a należącą do niego spółką NASK. Zamiast współpracy było konkurowanie, a momentami wręcz wrogość.
Również na poziomie organizacyjnym w wielu obszarach NASK nie działał efektywnie. Bardzo długie procedury – często dwadzieścia osób akceptujących umowę czy dokument – przy jednoczesnym braku jasnej odpowiedzialności. Brak zakresów obowiązków pracowników. Powielanie zadań w różnych komórkach organizacyjnych – przykładowo edukacją zajmowało się w NASK co najmniej sześć komórek, w różnych pionach. Cały czas jest tu realizowanych wiele projektów, za które nie powinien odpowiadać NASK, choć niektóre są bardzo istotne.
Na przykład?
Infolinia 116SOS. W ubiegłym roku było ponad 60 tys. odebranych połączeń od osób w kryzysie psychicznym i około 300 interwencji kryzysowych. Ludzie dzwonią po pomoc psychologiczną. Ten projekt ma istotny wpływ społeczny przy stosunkowo niewielkich, z perspektywy państwa, nakładach. To mnie bardzo cieszy, tylko nie wiem, dlaczego odpowiada za niego akurat NASK. Instytut lepiej sprawdziłby się w roli partnera technologicznego tego typu projektu.
A jak pan ocenia skalę wzrostu zatrudnienia w ostatnich latach?
Obecnie w NASK-PIB pracuje prawie 1200 osób. W ciągu ostatnich dwóch lat zatrudnienie wzrosło o blisko 500. Regularnie zdarzały się miesiące, w których NASK zwiększał zatrudnienie o 30 osób. To jedna osoba dziennie, licząc weekendy i święta. Żadna organizacja nie jest w stanie przyjąć i efektywnie zagospodarować takiej liczby nowych pracowników w tak krótkim czasie. Powody zatrudnienia niektórych były dość efemeryczne, a inni, potrzebni do konkretnych projektów, po ich zakończeniu zostawali w NASK.
Czyli były osoby, które nie miały co robić?
Tak. Mieliśmy na przykład czterech szachistów zatrudnionych do olimpiady szachowej. Projekt się skończył, a szachiści zostali. Bez zajęcia oczywiście. Rozwiązałem z nimi umowy, niestety takich przypadków jest więcej.
A czy odkrył pan jakieś działania na granicy prawa?
Tak. Przykładowo w pionie marketingu i komunikacji zidentyfikowaliśmy podejrzane faktury. Okazało się, że możemy mieć do czynienia z fikcyjnymi usługami. Chodzi o co najmniej kilkaset tysięcy złotych. Podjąłem w tej sprawie decyzje dyscyplinarne i złożyłem doniesienie do prokuratury. Wszczęto śledztwo, z niecierpliwością czekam na wyniki. Mamy także przykłady wątpliwych ekonomicznie zakupów, które jednak nie wypełniają znamion przestępstwa, np. za prawie 2 mln zł kupiono dostęp do bazy analiz.
Ale umowa w tej sprawie była chyba podpisana w wyniku przetargu?
Tak, ale to nie znaczy, że jest racjonalna ekonomicznie i niesie wartość dla NASK. Ja, biorąc pod uwagę obecną sytuację finansową instytutu, nie podpisałbym takiej umowy. Odchodzący dyrektor zrobił to w dniu odwołania.
Z finansami instytutu jest źle?
W ciągu ostatnich dwóch lat w NASK prowadzono gospodarkę rabunkową. Instytut musiał ze swojego budżetu wesprzeć kwotą ponad 80 mln zł Fundusz Cyberbezpieczeństwa, ponad 30 mln zł zasiliło fundusz CEPiK. Latem ubiegłego roku 12 mln zł trafiło do Funduszu Wsparcia Jednostek Samorządu Terytorialnego, którego jedynym beneficjentem było miasto Olsztyn. Tak się składa, że znajdował się tam okręg wyborczy, z którego kandydował Janusz Cieszyński, ówczesny minister cyfryzacji. To łącznie ponad 120 mln zł [wypłaty nie były wynikiem decyzji dyrekcji instytutu, były realizowane na podstawie ustaw uchwalonych w minionej kadencji - red.]. Przez 20 lat pracownicy NASK i kolejni dyrektorzy budowali poduszkę finansową. Przejedzono ją w dwa lata!
Radosław Nielek, który od blisko czterech miesięcy kieruje instytutem NASK, przez ponad 15 lat był wykładowcą w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. Na tej uczelni uzyskał tytuł doktora nauk technicznych. Ma też doświadczenie w biznesie. Pracował jako dyrektor rozwoju w spółce Vooom. Firma, której współzałożycielem był Michał Kiciński, tworzyła projekt usprawniający przejazdy w mieście. Później pracował w kolejnej spółce należącej do współzałożyciela CD Projektu — Mudita. Przez trzy lata pełnił w niej funkcję dyrektora ds. badań i rozwoju.
W ostatnich latach Radosław Nielek był stałym doradcą sejmowej Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii. Funkcję zastępcy przewodniczącego pełni w niej obecnie Grzegorz Napieralski, który w czasie tworzenia obecnego rządu był przymierzany na stanowisko wiceministra cyfryzacji. Z obecnym politykiem PO w przeszłości współpracował bliżej. W czasie, gdy Grzegorz Napieralski był przewodniczącym SLD, w prasie — m.in. w „Rzeczpospolitej” i wPolityce — pojawiały się informacje zaliczające Radosława Nieleka do jego najbliższych współpracowników. Przedstawiano go jako wieloletniego przyjaciela polityka ze Szczecina i doradcę ds. medialnych.
Od 2011 r. Radosław Nielek pełni funkcję prezesa Fundacji Praw Podstawowych, która, według relacji prasowych, w przeszłości przygotowywała ekspertyzy prawne SLD.
Przez 20 lat pracownicy NASK i kolejni dyrektorzy budowali poduszkę finansową. Przejedzono ją w dwa lata!
Minister cyfryzacji zapowiedział audyty we wszystkich nadzorowanych przez resort instytucjach. Jak idzie audyt w NASK?
Prowadzimy wewnętrzne audyty wybranych projektów i zadań, koncentrując się głównie na tym, żeby lepiej zrozumieć, co się w nich działo i jak można szybko poprawić ich efektywność. Kompleksowy audyt w NASK prowadzi natomiast obecnie wrocławska izba skarbowa.
Dotyczy gospodarowania środkami publicznymi za lata 2020-23. Biorąc pod uwagę doświadczenie, uprawnienia i narzędzia, którymi dysponuje Krajowa Administracja Skarbowa, trudno sobie wyobrazić lepszego audytora. Czekam z niecierpliwością na wyniki, ale jest ogrom pracy do wykonania - samych dokumentów księgowych z czterech lat jest ponad 30 tysięcy.
Jakie wyniki finansowe wypracował NASK w ubiegłym roku i co planuje na 2024?
Po raz pierwszy od 2009 r. instytut zanotował stratę - 4,5 mln zł na minusie wobec 49 mln zł zysku rok wcześniej. Przychody wyniosły 744 mln zł, wobec 606 mln zł w 2022 r. To zestawienie dobrze pokazuje, co stało się z kosztami w 2023 r. Na ten rok przewiduję symboliczny zysk i przychody na poziomie 663 mln zł. Z dotacji i projektów będzie pochodziło około 500 mln zł, przy czym w związku z przesunięciami w KPO [Krajowy Plan Odbudowy - red.] i FERC [Fundusze Europejskie na Rozwój Cyfrowy - red.] te liczby mogą się jeszcze dość istotnie zmienić.
Jakie są pana główne cele jako dyrektora?
Troska o środki publiczne, uproszczenie i uporządkowanie struktury instytutu i przywrócenie szacunku dla kompetencji i merytoryki. Chciałbym także doprowadzić do takiej zmiany struktury budżetu instytutu, by pochodził w równych proporcjach z działalności komercyjnej, dotacji na realizację wieloletnich zadań nałożonych na instytut w drodze ustawy oraz projektów ad hoc, w tym w modelu dotacyjnym, realizowanych w ciągu roku.
Czym powinien zajmować się NASK?
Widzę instytut jako lidera w obszarze cyberbezpieczeństwa - nie tylko w Polsce, ale też w regionie. Coraz więcej produktów będzie musiało być certyfikowanych w tym zakresie. W NASK powstało centrum, które wydaje już pierwsze certyfikaty i rozwija kompetencje. Będziemy też mocno zaangażowani w pomoc polskim firmom i organizacjom w dostosowaniu się do wymogów dyrektywy NIS2 [dyrektywa dotycząca jednolitego poziomu cyberbezpieczeństwa na terytorium UE - red.]. Poza tym nadal będziemy się zajmować elektronicznym systemem obiegu dokumentów EZD RP oraz świadczeniem usługi bezpiecznego dostępu do internetu dla szkół, a w przyszłości być może także placówek służby zdrowia.
A co z działalnością naukową?
Nauka ma sens tylko wtedy, gdy jest uprawiana na światowym poziomie. NASK ma potencjał, żeby grać w ekstraklasie, ale mam wrażenie, że w ostatnich latach brakowało trochę wiary we własne możliwości i stawiania ambitnych celów. Zmieniam to. Pracuję także nad tym, żeby na projekty naukowe patrzono z perspektywy potrzeb klientów, a o komercjalizacji myślano już na etapie projektowania badań, a nie analizowania wyników.
Jakie ma pan plany wobec spółek z grupy?
Nask4Innovation (patrz: ramka) jest w trakcie likwidacji, która - mam nadzieję - zakończy się latem 2024. Mniejszościowe udziały w Altalogu (patrz: ramka) chętnie bym sprzedał, ale musiałaby się pojawić odpowiednia oferta. NASK S.A. pozostanie, ale jej relacje z instytutem zostaną przebudowane i uporządkowane. Regulują je trzy umowy podpisane w 2016 r., kiedy powstała spółka. Nie do końca jednak było wiadomo, kto za co płaci, ile i na czym zarabia i za co odpowiada.
NASK 4Innovation to powołana w 2013 r. spółka, która miała zajmować się działalnością biznesową związaną m.in. z komercjalizacją badań naukowych. Przez ostatnich kilka lat praktycznie nie prowadziła działalności operacyjnej. Jej jedynym właścicielem jest instytut NASK, który w grudniu ubiegłego roku zdecydował o jej rozwiązaniu i otwarciu likwidacji. Likwidowana spółka ma 33 proc. udziałów w spółce Altalog, która buduje rozwiązania oparte na systemach rozproszonych oraz machine learning. Jej większościowym udziałowcem jest Polkomtel.
