
Pierwsze oczka i słupki charytatywnego szalika wydziergano w Mińsku Mazowieckim z inicjatywy Anny Endzelm z tamtejszego sztabu WOŚP.
– Chciałam przygotować coś wyjątkowego na licytację. Pomyślałam: dziergam, więc dlaczego nie szalik? Uznałam jednak, że musi być wyjątkowo długi, dlatego zachęciłam do działania koleżanki. Nie spodziewałam się, że akcja spotka się z takim odzewem – wspomina pomysłodawczyni.
Do wspólnego dziergania zaczęły się przyłączać grupy z kolejnych miejscowości.
– Pandemia spowodowała, że wiele osób wróciło do robótek ręcznych albo zaczęło się ich uczyć. Czują potrzebę pokazania swoich prac poza zaciszem domowym, a w tym wypadku robią wspólnie coś dobrego – to pewnie jedna z motywacji uczestników – zastanawia się Anna Endzelm.

Szalik jest tworzony z wielu części – powstaje w całej Polsce, przesyłki przychodzą też z zagranicy. Nad akcją czuwa 80 koordynatorów.
– My tworzymy rodzinnie – Zosia, moja 8,5-letnia córka, szydełkuje słupkami, a babcia przekazała różne włóczki i zszywała poszczególne szaliki w większe roladki. Przez całe życie zawodowe była szwaczką, więc dość niedaleko padło to moje jabłuszko od rodzinnej jabłoni – śmieje się Weronika Tokarska, koordynatorka akcji w Łodzi.
Zasady dziergania

Szalik może być wykonany dowolną metodą: na drutach, na szydełku, może też być pleciony ręcznie. Powinien mieć 20 cm szerokości i 150 cm długości. W punktach zszywania kolejne wolontariuszki łączą półtorametrowe odcinki.
– Zasadą, która nam przyświeca, jest zero waste. Nie chodzi o to, by wydać pieniądze w sklepie z włóczkami, lecz o wykorzystanie resztek zalegających u każdego rękodzielnika. Dlatego szalik powstaje z różnych materiałów, w szalonych kolorach – wyjaśnia Weronika Tokarska.

Gdy Paulina Słowianek, która podjęła się zszycia szalika łódzkiej grupy, zobaczyła w internecie hasło „robimy szalik”, pomyślała – fajnie, a że z resztek – świetnie! Nareszcie ktoś wpadł na pomysł, jak zagospodarować resztki włóczek zalegających u mnie od pięciu lat.
– Kiedy pojawiła się kolejna informacja o poszukiwaniu osób, które będą zszywały odcinki, pomyślałam – co za problem, zszyję te kilkadziesiąt szalików. Teraz się zastanawiam, czy dam radę… – przyznaje Paulina Słowianek.
Rękodzielniczki spotkały się kilka razy na wspólnym dzierganiu w kawiarence Chatka Ech, gdzie szaliki były mierzone i zliczane, trzeba też było podpisać dokument ze zgodą na zamieszczenie nazwiska autorki na szaliku.
– Szaliki napływają z całego regionu. Odebrałam już ponad 40 przesyłek z paczkomatu i wciąż odbieram kolejne – łapie się za głowę Paulina Słowianek.
W akcję włączyły się szkoły – uczniowie łódzkich SP 34 i 139 zorganizowali zbiórkę włóczki.
Czy będzie rekord?

Twórcy szalika zgłosili akcję do Księgi rekordów Guinnessa. Poprzedni rekord należał do Norwega Helge Johansena, który wydziergał szalik o długości ponad 4,5 km. Zajęło mu to 30 lat. Na razie swoje rekordy biją uczestnicy akcji, robiący nawet po kilkanaście metrów szalika.
– Szczerze mówiąc, kolejne partie włóczki aż prowokują do dziergania kolejnych centymetrów – wyznaje Elżbieta Miller, uczestniczka akcji.
– Każde 20 cm się liczy, bo pomaga w zrobieniu czegoś dobrego – podkreśla Weronika Tokarska.
– Ile metrów uzyskamy, dowiemy się, gdy wszystkie szaliki zostaną dostarczone i zszyte, czyli 30 stycznia. Nam chodzi o to, by szalik był jak najdłuższy i przyciągnął jak największe pieniądze dla dzieciaków. A jeśli uda się pobić rekord, będzie fantastycznie – twierdzi Anna Endzelm.

Twórcy szalika nie liczą na to, że ktoś się otuli kilometrami włóczki.
– Po wylicytowaniu szalik zostanie ponownie wykorzystany. Będzie podzielony na półtorametrowe fragmenty, z których powstał, i przerobiony na koce, pledy i okrycia dla potrzebujących – podsumowuje Weronika Tokarska.
Szaliki wciąż napływają do Mińska Mazowieckiego zwinięte w pięćdziesięciometrowe roladki, które są łączone w całość. W czwartkowe południe Paulina Słowianek poinformowała łódzką grupę, że zszyła już pół kilometra szalika.