Przyczyna? Migracja szefów kuchni, także personelu. Przeszliśmy się ostatnio od Ronda de Gaulla aż po sam Stary Rynek. Lustrując menu w we wszystkich napotkanych po drodze restauracjach. Wyłącznie pod kątem polskich potraw. Wszędzie znane „standardy”: kaczki, schabowe itp. Najczęściej w mało ciekawych wydaniach. Taka szarzyzna dla przyjezdnych turystów. Nagle coś miło zajaśniało w restauracji Polka tuż przy Placu Zamkowym. Sygnowanej przez znaną telewizyjną „uzdrowicielkę” innych restauracji.
Wnętrze lokalu znakomite. W menu również wiele smakowicie brzmiących nazw. Zamówiliśmy kurczę faszerowane po polsku: chałką i wątróbką. Na golaska, bez dodatków, „tylko” 36 zł. Nadzienie od razu urzekło nas wspaniałymi aromatami. Z otaczającym je milcząco kurczakiem było już jednak znacznie gorze.Ten na targu w Falenicy jest dla niego niedoścignionym wzorem.
Był nieprzyjemnie suchy (zarówno pierś jak i nóżka). Miało się wręcz wrażenie, że ktoś na zapleczu osobno odgrzał nadzienie i kurczaka. I szybko je ze sobą połączył tuż przed podaniem na talerz.
Zastanawialiśmy się długo, co jeszcze innego mogło przeszkodzić w oczekiwanej przez nas harmonii smaków. Wyszło, że chyba zimne talerze (kurczak wyraźnie dygotał). Padły delikatne sugestie, żeby Mistrzyni przynajmniej do „biedaka po polsku” kazała je dobrze podgrzewać.

Przyczyna? Migracja szefów kuchni, także personelu. Przeszliśmy się ostatnio od Ronda de Gaulla aż po sam Stary Rynek. Lustrując menu w we wszystkich napotkanych po drodze restauracjach. Wyłącznie pod kątem polskich potraw. Wszędzie znane „standardy”: kaczki, schabowe itp. Najczęściej w mało ciekawych wydaniach. Taka szarzyzna dla przyjezdnych turystów. Nagle coś miło zajaśniało w restauracji Polka tuż przy Placu Zamkowym. Sygnowanej przez znaną telewizyjną „uzdrowicielkę” innych restauracji.
Wnętrze lokalu znakomite. W menu również wiele smakowicie brzmiących nazw. Zamówiliśmy kurczę faszerowane po polsku: chałką i wątróbką. Na golaska, bez dodatków, „tylko” 36 zł. Nadzienie od razu urzekło nas wspaniałymi aromatami. Z otaczającym je milcząco kurczakiem było już jednak znacznie gorze.Ten na targu w Falenicy jest dla niego niedoścignionym wzorem.
Był nieprzyjemnie suchy (zarówno pierś jak i nóżka). Miało się wręcz wrażenie, że ktoś na zapleczu osobno odgrzał nadzienie i kurczaka. I szybko je ze sobą połączył tuż przed podaniem na talerz.
Zastanawialiśmy się długo, co jeszcze innego mogło przeszkodzić w oczekiwanej przez nas harmonii smaków. Wyszło, że chyba zimne talerze (kurczak wyraźnie dygotał). Padły delikatne sugestie, żeby Mistrzyni przynajmniej do „biedaka po polsku” kazała je dobrze podgrzewać.
