Rezerwy wzrostu w Polsce czekają na uruchomienie

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-01-12 20:00

W ostatnich latach Polska przegoniła Czechy pod względem produktywności pracy na godzinę i szybko dogania czołówkę UE. Optymistycznie nastraja fakt, że kraj ma duży potencjał do szybkiego podnoszenia produktywności, bo wciąż mało inwestuje w innowacje naukowe i technologiczne, które historycznie były głównym silnikiem wzrostu wydajności w krajach rozwiniętych. U nas podnoszenie produktywności na barki wziął na razie kapitał ludzki.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • co stoi za wzrostem produktywności w Polsce
  • gdzie tkwi ukryty potencjał polskiej gospodarki
  • jakie bariery blokują dalszy rozwój
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W badaniu naukowym zatytułowanym „Chasing the Dream: Industry-Level Productivity Developments in Europe” autorzy odkryli, że wzrost całkowitej produktywności czynników produkcji (total factor productivity, TFP) w krajach UE w ostatnich 20 latach był w największym stopniu napędzany przez wydatki na badania i rozwój oraz inwestycje w kapitał ICT, czyli w komputery, oprogramowanie i sprzęt telekomunikacyjny. Kapitał ludzki również odgrywa istotną rolę, przy czym jego wpływ na produktywność jest tym większy, im bliżej granicy technologicznej znajduje się dany kraj — czyli im wyższą wydajnością czynników produkcji już dysponuje. Droga do szybkiego podnoszenia wydajności i tym samym rozwoju wiedzie więc głównie przez akumulację wiedzy (wydatki na B+R) i zaawansowanych technologii (inwestycje w ICT).

Interesujące jest to, że wzrost TFP w Polsce w ostatnich dziesięcioleciach był szybki (Polska należy do czołówki krajów UE), mimo że inwestycje w naukę i technologie pozostawały niskie. Do pewnego stopnia Polska jest więc wyjątkiem: to nie nowe technologie i rozwój naukowy ciągnęły produktywność w górę, lecz wysoka jakość kapitału ludzkiego, która wykuwała się w publicznym systemie edukacji, czyli w polskich szkołach. Dlatego mimo że nie tworzyliśmy nauki, własnych technologii, a nawet w jakimś wyjątkowym stopniu ich nie imitowaliśmy, to osiągnęliśmy sukces.

Ta nietypowa ścieżka może paradoksalnie stanowić atut. Wskazuje bowiem, że Polska wciąż ma duże rezerwy w podnoszeniu produktywności kanałem rozwoju naukowego i technologicznego. Wydajność pracy na godzinę jest już całkiem wysoka dzięki wysokiej jakości kapitału ludzkiego (czyli kraj znajduje się dość blisko granicy technologicznej), mimo że jeszcze nie korzystamy z podstawowych ogniw wydajności. Wydatki na badania i rozwój oraz inwestycje w zasoby ICT pozostają bardzo niskie — wynoszą odpowiednio 1,56 i 0,98 proc. PKB według ostatnich dostępnych danych. Dla porównania: w Czechach jest to 1,83 i aż 5,04 proc. PKB. Oznacza to, że Polska ma potencjał do znaczącego zwiększenia produktywności — kluczowego czynnika długookresowego rozwoju gospodarczego — dzięki intensyfikacji inwestycji w naukę i nowe technologie.

Występują oczywiście liczne bariery. O części z nich pisaliśmy na łamach PB, wskazując np., że w Polsce słabo rozwinięty jest rynek kapitałowy, w tym segment venture capital. Ogranicza to możliwości rozwoju start-upów, które zwykle wykazują największą skłonność do inwestowania w badania, rozwój i nowe technologie, akceptując przy tym wyższe ryzyko biznesowe. Dlatego polskie firmy, gdy już dysponują bardzo ograniczonym kapitałem, częściej przeznaczają go na inwestycje odtworzeniowe — np. wymianę zamortyzowanego kapitału trwałego — niż na działalność innowacyjną. To bariera, którą Polska musi pokonać, jeżeli ma się rozwijać.