Totalitarny reżim Kim Dzong Una w Korei Północnej słynie z bezwzględności wobec swoich obywateli. Represje są na porządku dziennym, a cieszące się złą sławą obozy pracy pękają w szwach. Przedstawiciele reżimu bezwzględni są także w biznesie. Przekonał się o tym na własnej skórze Andrzej Kompa, warszawski biznesmen, właściciel spółki Kompa Investment. W 2005 r. firma wyremontowała budynek należący do ambasady Korei Północnej w Warszawie.

Kosztowny remont
Koszt inwestycji opiewał na 6,3 mln zł. Placówka miała spłacać należności w ratach pochodzących z wynajmu wyremontowanej nieruchomości pod biura. Na konto Kompa Investment do końca 2015 r. miała co miesiąc wpływać połowa czynszu — około 18 tys. USD.
Jednak ambasada w pewnym momencie zaczęła skarżyć się na problemy finansowe, aż wreszcie bez podania powodu i ostrzeżenia przestała płacić jakiekolwiek pieniądze. Do dziś koreańska placówka jest winna Kompa Investment blisko milion dolarów (bez odsetek).
— W 2009 r. zmienił się personel w ambasadzie. Przyjechali nowi ludzie. Nic jednak nie zapowiadało, że będzie jakiś problem. Najpierw poprosili o przekazanie faktur z remontu. Kiedy otrzymali dokumenty, zaczął się cyrk. Każdą z faktur oglądalipod światło. Dosłownie — przykładali dokumenty do lampy. Po czym orzekli, że faktury są fałszywe i nie będą płacić — podkreśla przedsiębiorca.
Bezradny resort
Andrzej Kompa wielokrotnie prosił o interwencję Ministerstwo Spraw Zagranicznych (MSZ). Resort kilkakrotnie zwrócił się do ambasady. „Interwencje pozostały bezskuteczne” — podkreśla w pismie do „PB” biuro prasowe MSZ.
Jednocześnie resort tłumaczy, że już w 2005 r. informował Andrzeja Kompę o „swoim negatywnym stanowisku dotyczącym działalności komercyjnej na terenie nieruchomości przy ul. Bobrowieckiej 1A, zajmowanej przez Ambasadę Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej”.
Resort wskazywał, że prowadzenie działalności gospodarczej na terenie nieruchomości mającej status dyplomatycznej to naruszenie konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych z 18 kwietnia 1961 r. Prowadzenie wynajmu pomieszczeń to również złamanie postanowień umowy między rządami Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej z 10 maja 1966 r., na podstawie której nieruchomość została przekazana ambasadzie koreańskiej.
— Proszę spojrzeć na ambasady innych krajów w Polsce, które wynajmują pomieszczenia. Nie ma żadnego problemu. To ewidentna próba zamaskowania nieudolności przez resort, który powinien działać w interesie polskiego przedsiębiorcy — mówi Andrzej Kompa.
Jego zdaniem, resort kierowany przez Radosława Sikorskiego jest w tej sprawie stroną.
— MSZ jest polską administracją rządową, a ja polskim przedsiębiorcą i obywatelem, a każde normalne państwo na świecie broni swoich obywateli — podkreśla przedsiębiorca.
Milcząca ambasada
Widząc jednak nieskuteczność MSZ, w czerwcu 2012 r. Andrzej Kompa wystąpił przeciwko ambasadzie do sądu. W pozwie zażądał jednak tylko 110 tys. zł.
— Nie chciałem występować o całą kwotę, bo wpisowe byłoby za duże, a pewności, że w ogóle pozew będzie przyjęty, nie miałem żadnej — mówi przedsiębiorca. Faktycznie jego obawy okazały się słuszne. Sąd odrzucił pozew, twierdząc, że ambasada nie posiada zdolności sądowej, bo nie ma osobowości prawnej. Według MSZ, pozwanym w takich sprawach powinno być obce państwo, a nie ambasada. „Osobną jednak kwestią pozostaje możliwość egzekucji prawomocnego wyroku w stosunku do państwa obcego” — podkreśla MSZ.
— Pozytywny wyrok przed polskim sądem i tak nie daje mi więc nic, a przecież nie będę sądził się w Phenianie. Mam nadzieję, że MSZ wreszcie poważnie potraktuje moją sprawę i wywrze skuteczną presję na koreańską ambasadę. Przecież należne mi pieniądze trafiają do Phenianiu i nie wiadomo, na co są przeznaczone. Może na program atomowy — mówi Andrzej Kompa. Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się do koreańskiej ambasady, ale nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.