Rolnictwo: Unia chce kompromisu
Będzie nowa taryfa celna na artykuły rolno-spożywcze
ZNACZENIE DOPŁAT: Chcielibyśmy, żeby strona unijna uwzględniła wpływ, jaki mają dopłaty bezpośrednie do jej produktów, na polski eksport artykułów rolnych do UE — podkreśla Jerzy Plewa, wiceminister rolnictwa. fot. Grzegorz Kawecki
Dzisiaj przedstawiciele Polski i Unii Europejskiej kończą rozmowy w Brukseli o liberalizacji handlu artykułami rolno--spożywczymi. Jeżeli uda się uzyskać porozumienie, nowa taryfa celna w handlu wzajemnym będzie obowiązywała już od połowy tego roku.
Umowa Stowarzyszeniowa między Polską a Unią Europejską doprowadziła do znacznej asymetrii w wymianie handlowej towarami rolno-spożywczymi. Do 1997 roku ujemne saldo w naszym handlu było równoważone przez wymianę przygraniczną, która obecnie prawie nie istnieje.
— Pierwsze propozycje UE, dotyczące liberalizacji handlu artykułami rolno-spożywczymi, były dla nas nie do zaakceptowania. Teraz jednak jesteśmy bliscy zawarcia porozumienia — mówi Jerzy Plewa, wiceminister rolnictwa.
Trzy grupy towarów
Negocjacje dotyczą trzech grup towarów. Na pierwszej liście znajdują się artykuły rolne, wobec których UE stosuje tylko cła. Druga obejmuje towary wrażliwe (sery, mięso wieprzowe i wołowe, pomidory). W tym przypadku toczą się negocjacje, dotyczące obustronnego zniesienia subsydiów i ceł.
— UE zgodziła się także na rozmowy o innych barierach dla naszych towarów rolnych, takich jak ceny wejścia lub ceny minimalne. Jednak tutaj trudności są największe — twierdzi Jerzy Plewa.
Na trzeciej liście znajdują się polskie propozycje eliminacji ceł i kontyngentów na towary, które eksportujemy w dużych ilościach, np. owoce i warzywa.
Wiele produktów nie budzi już kontrowersji. Jest jednak mało prawdopodobne, by obecne rozmowy przyniosły całkowite zniesienie subsydiów eksportowych we wzajemnym handlu, do czego dąży polski rząd.
Drobiarze zaniepokojeni
W stanowisku negocjacyjnym nie stwierdzono poważnych problemów z przyjęciem acquis communautaire (prawnego dorobku Wspólnoty) w kilku sektorach, np. drobiarskim. Wskazano jedynie na wysokie koszty dostosowań i potrzeby wsparcia ze strony UE. Przedstawiciele branży są tym zaniepokojeni. Informowali resort rolnictwa o zagrożeniu unijną konkurencją.
— Pominięcie branży drobiarskiej w naszym stanowisku negocjacyjnym wynika z tego, że UE nie stosuje dopłat bezpośrednich ani limitów produkcyjnych w tym sektorze. Pomaga natomiast branży poprzez subsydia eksportowe oraz dofinansowanie przemysłu paszowego. Polskiego rządu nie stać na takie rozwiązania — mówi Jerzy Plewa.
Potrzebna konsolidacja
Z danych Głównego Inspektora Weterynaryjnego wynika, że ponad 60 proc. polskich zakładów przetwórstwa mięsa i mleka nie będzie w stanie dostosować się do tych wymogów przed 2003 rokiem, datą wejścia Polski do UE.
— Potencjał produkcyjny ubojni, które spełniają normy unijne lub są w stanie zrobić to w najbliższym czasie, może zaspokoić nasz popyt krajowy w 80 proc. Przykład Szwecji, w której istnieje ich tylko 100, pokazuje potrzebę konsolidacji tej branży w Polsce — przekonuje Jerzy Plewa.
Zarówno w produkcji mleka, jak i mięsa następuje koncentracja oraz wzrost wydajności.
— Niektórzy eksperci zachodni szacowali, że w 2004 roku powinniśmy mieć około 600 tys. dostawców mleka. Tymczasem okazało się, że już obecnie jest ich tylko 500 tys. — mówi Jerzy Plewa.
Przetwórnie będą musiały jednak ponieść ogromne nakłady, by sprostać unijnym normom.
— Występujemy w negocjacjach o dopuszczenie produkcji na rynek krajowy i eksport do krajów trzecich mleka i mięsa, które nie spełniają wymogów unijnych. Ma to zapobiec upadkowi wielu małych przetwórni — argumentuje wiceszef resortu.
Jego zdaniem, rozwiązanie to nie powinno przeszkodzić w otrzymywaniu dopłat bezpośrednich do produkcji po wejściu Polski do UE.
— Jesteśmy w stanie ponieść duże koszty przygotowawcze, jeżeli otrzymamy wszystkie korzyści płynące ze wspólnej polityki rolnej. Nie zgodzimy się na limity produkcyjne bez zapewnienia dopłat bezpośrednich — podkreśla Jerzy Plewa.
SAPARD jest lepszy
Koszty dostosowania polskiego rolnictwa do wymogów unijnych zostaną częściowo sfinansowane ze środków pomocowych, w tym w ramach programu SAPARD.
— Zaletą programu jest to, że wszystkie środki zostaną wykorzystane przez polską stronę. Fundusze PHARE w dużej mierze poszły na przeprowadzenie analiz i opłacenie ekspertów unijnych — mówi Jerzy Plewa.
Strona polska chce, aby dostęp do środków SAPARD miały wszystkie podmioty związane z rolnictwem, niezależnie od ich kondycji finansowej. Pieniądze z SAPARD trafią do nas najwcześniej we wrześniu tego roku. Jerzy Plewa jest przekonany, że nie wykorzystane środki nie przepadną. Zostaną one przesunięte na kolejne lata.