PB: Kreml ma powody do zadowolenia — mimo sankcji gospodarka rośnie. MFW prognozuje, że w 2024 r. PKB wzrośnie o 3,6 proc. Czy rosyjską gospodarkę ratuje rozkręcenie produkcji wojennej?
Jan Starosta: Teoretycznie tak, ale jest to pusty wzrost napędzany przez konsumpcję wewnętrzną, która jest formą ucieczki od wysokiej inflacji. Na papierze gospodarka rzeczywiście prezentuje się całkiem nieźle, jednak zwykłym Rosjanom z każdym rokiem żyje się coraz trudniej, poziom dobrobytu spada. Życie przeciętnych Rosjan wyraźnie podrożało. Z danych Rosstatu wynika, że np. kartofle podrożały o 81 proc. r/r, kapusta o 37, czerwona cebula o 46, a masło o 36,5 proc. Inflacja w listopadzie wzrosła r/r o 8,9 proc.
Czy można spodziewać się wzrostu niezadowolenia społecznego?
Raczej nie. Mimo spadku poziomu życia Putin nadal cieszy się poparciem większości Rosjan. Ostatnie sondaże dają mu nawet 87 proc. poparcia. Scenariusz masowych protestów wywołanych obniżającym się spadkiem dobrobytu jest nierealny. Według badań Centrum Lewady aż 72 proc. obywateli uważa, że kraj zmierza we właściwym kierunku.
Priorytetem dla Kremla stało się finansowanie wojny w Ukrainie. W 2025 r. wydatki na obronność mają wynieść 125 mld USD, co stanowi około 6,3 proc. PKB. Czy dzięki rozkręceniu produkcji wojennej uda się podtrzymać wzrost gospodarczy?
Myślę, że to pozwoli jeszcze podtrzymać wzrost PKB, choć dynamika wyraźnie osłabnie w nadchodzących latach. Moim zdaniem w 2025 r. skala wydatków na obronność będzie jeszcze większa — może sięgnąć 32 proc. budżetu Federacji Rosyjskiej. Brytyjskie ministerstwo obrony ostrzega, że dodając do tego finansowanie bezpieczeństwa wewnętrznego, służb oraz wydatki ukryte w powiązanych obszarach bądź utajnione, zrobi się z tego około 41 proc. budżetu.
Rosja znalazła więc sposób na gospodarkę, ale mimo wszystko wojna kosztuje. Kremlowi nie będzie zależało na zakończeniu wojny w Ukrainie?
Istnieje taka możliwość. Gospodarka jest rozgrzana do czerwoności. Samo przestawienie produkcji na wojenne tory w 2022 r. było drogie, bo według danych tylko impuls fiskalny kosztował około 10 proc. PKB, czyli około 150 mld USD. Ewentualne ponowne przestawienie produkcji stanowiłoby dodatkowy koszt, wiązałoby się ze spadkiem popytu wewnętrznego oraz realnych płac części populacji, co mogłoby skutkować niezadowoleniem społecznym. Zakończenie konfliktu może osłabić pozycję reżimu m.in. wśród elit, które cieszą się lukratywnymi kontraktami z rosyjskim przemysłem zbrojeniowym. Myślę, że w nadchodzących latach Rosja będzie się trzymać obranego kursu.
Ponadto przypominam, że w 2022 r. z Rosji przed mobilizacją i wojną uciekło nawet do miliona osób. Byli to menedżerowie, przedsiębiorcy, specjaliści i informatycy, zatem rynek stracił doświadczonych pracowników. Gdyby w 2025 r. faktycznie doszło do zakończenia wojny w Ukrainie, wielu z nich nie wróci do Rosji, obawiając się oskarżeń o pozostawienie ojczyzny w potrzebie oraz społecznego ostracyzmu. Obecnie na rynku może brakować nawet do 2 mln pracowników. Jest to m.in związane z mobilizacją i odpływem potencjalnych pracowników do armii.
To eldorado nie będzie trwać wiecznie. MFW prognozuje, że 2025 r. PKB spadnie do 1,3 proc., a do 2029 r. będzie średniorocznie rósł do 1,2 proc. Czy w 2025 r. rosyjską gospodarkę dopadnie kac?
Zdecydowanie tak. W 2024 r. gospodarka sięgnęła sufitu i na pewno lepiej już nie będzie. Co prawda w 2025 r. produkcja wojenna jeszcze będzie napędzać PKB, ale ten dopalacz niedługo zgaśnie. Wyraźne pogorszenie dynamiki wzrostu powinno nastąpić w 2026 r.
Ze wszystkimi prognozami branżowymi i makroekonomicznymi możesz zapoznać się w specjalnym serwisie „Co nas czeka”. Na stronie znajdziesz także felietony liderów biznesu, nauki, kultury i geopolityki, takich jak Aleksander Kwaśniewski, Jacek Dukaj, Aleksandra Przegalińska, gen. Rajmund Andrzejczak, Sebastian Kulczyk, Rafał Brzoska czy Adam Góral.