Rynek akcji potraktuje wojnę jako sygnał do wzrostów

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2003-02-24 00:00

Z Ameryki

Inwestorzy czekają na wojnę i na wielką hossę porównywalną z tą, która rozpoczęła się na początku pierwszej Wojny w Zatoce. Historia nie musi się jednak powtórzyć

Przełom tygodnia przyniósł poprawę nastrojów na skutek lekkiego odprężenia w geopolityce. Sytuacja w tym tygodniu będzie nadal napięta, ale zbliżamy się szybkimi krokami do rozstrzygnięcia. W piątek inspektorzy ONZ przedstawią trzeci raport. Przed pierwszym na giełdach panowały paniczne nastroje, przed drugim było już dość spokojnie. Nie można wykluczyć, że przed trzecim indeksy zaczną wzrastać. Nie w oczekiwaniu na to, że wojny nie będzie, bo będzie, ale dlatego, by wyprzedzić wzrost, który zazwyczaj następuje w dniu wybuchu konfliktu.

Interpretacja dobrego zachowania się rynku jest prosta. Powszechnie uważa się, że gospodarka słabnie, bo panuje stan niepewności geopolitycznej. Wszystkie negatywy są uważana za mało istotne, bo jak wojna skończy się zwycięstwem USA, to natychmiast wróci dobra koniunktura gospodarcza. Inwestorzy czekają na wojnę i na wielką hossę porównywalną z tą, która rozpoczęła się na początku pierwszej wojny w Zatoce. Dlatego rynek zachowuje się spokojnie i czeka na sygnał do wzrostu. Trzeba brać pod uwagę, że nie ma żadnej pewności, że historia się powtórzy. Będzie tak, jak przy wszystkich znanych „efektach” (stycznia, hossy letniej itp.) — inwestorzy będą wyprzedzali wybuch wojny, co wywoła wzrosty przed jej rozpoczęciem. Co będzie dalej, to już jest zupełnie inna historia.

Przejdźmy do gospodarki. Dane z rynku nieruchomości były zróżnicowane. Owszem, liczba rozpoczętych budów bije rekord za rekordem, ale analitycy już zastanawiają się, czy to nie jest objaw szczytu hossy. Uważam, że w tym roku ta hossa się skończy. Dane z rynku pracy były złe, ale prawdziwym szokiem był duży wzrost inflacji w cenach producentów. W końcu wzrosty cen surowców zaczynają się przekładać na inflację. Rośnie prawdopodobieństwo, że Fed będzie musiał zacząć w tym roku podnosić stopy, ale z drugiej strony wygląda na to, że producenci byli w stanie podnosić ceny, co do tej pory nie było możliwe. Jeśli jednak inflacja w cenach detalicznych jest niezbyt duża, to powstaje pewna luka. Może jest tak, że producenci ponoszą ceny, ale nie znajdują zbytu. Albo, że wzrost cen produkcji przeniesie się niedługo na rynek detaliczny? To byłyby bardzo złe informacje.

Fatalne były również dane o z USA o rekordowym deficycie handlowym w grudniu. Import wzrósł o 1,7 proc., ale jest to jedynie wynik wzrostu cen surowców i osłabienia dolara, a nie wzrost importu inwestycyjnego. Nie ma śladu ożywienia gospodarczego. Za to eksport spadł o 2,6 proc. i to mimo osłabienia dolara, który teoretycznie powinien pomagać. Spadek eksportu będzie obniżał zyski amerykańskich firm. Nie można wykluczyć, że to zmniejszenie eksportu wynika nie tylko ze słabnącej koniunktury gospodarczej na świecie, ale i z rosnącego bojkotu produktów amerykańskich, szczególnie w krajach arabskich. Po wojnie ten proces nasili się.

Reasumując można stwierdzić, że sytuacja gospodarki amerykańskiej jest bardzo trudna. Nic dziwnego, że słabnie dolar, a jeśli wybije się z flagi, to szybko może nawet przekroczyć 1,15 EUR. O tym, co znaczy ucieczka kapitału z USA, pisałem już wielokrotnie. Nic dziwnego, ze administracja Busha w desperacji chwyciła się pomysłu rozpoczęcia wojny z Irakiem, która ma być lekiem na całe zło — ma obniżyć ceny ropy i rozkręcić koniunkturę w gospodarce.

Dane makro w tym tygodniu będą ważne, ale mogą wcale na rynek nie wpłynąć. Dostaniemy dwa odczyty indeksów określających postawy konsumentów za luty — indeks zaufania konsumentów i indeks nastroju Uniwersytetu Michigan. Trudno będzie zlekceważyć dynamikę zamówień na dobra trwałego użytku — może być rozczarowanie. W piątek istotny będzie raport o zweryfikowanym wzroście PKB w czwartym kwartale. Inwestorzy zareagują na indeks aktywności gospodarki w rejonie Chicago (Chicago PMI). Będą to traktowali jako wstęp do podobnego indeksu (ISM) dla całej gospodarki, który zostanie podany w następnym tygodniu.

W piątek D. Rumsfeld, sekretarz obrony USA, ujawnił że wojska czekają jedynie na rozkaz, a przedstawienie rezolucji w sprawie Iraku przygotowanej przez USA i Wielką Brytanię zostało przełożone na nadchodzący tydzień. Alternatywa jest taka: albo jakaś rezolucja zostanie przyjęta i będzie zawierała konkretną, ostateczną datę, do której Irak ma wykonać określone czynności, albo nie uda się przyjąć takiej rezolucji. Jeśli rezolucja zostanie przyjęta, to rynki odetchną z ulgą — oznaczałoby to, że RB ONZ popiera atak na Irak i że nastąpi on (bo nie oczekuję, by Irak spełnił warunki) po dacie ustalonej w rezolucji. Od tego momentu powinien rozpocząć się wzrost indeksów. Druga część alternatywy jest bardziej skomplikowana. Brak rezolucji w połączeniu z gotowością bojową wojsk zgrupowanych wokół Iraku tworzy sytuację, w której wojna rozpocznie się bez zgody RB ONZ nawet w tym tygodniu. Jak zareagują giełdy? Zapewne najpierw paniką, a potem jednak wzrostem. Wydaje się, że w efekcie, bez względu na wybór scenariusza, wzrost indeksów w tym tygodniu nastąpi.

Z Polski

Tym razem nasz rynek należał do najsilniejszych i nie miało to nic wspólnego z wejściem do UE. Szczególnie dziwi, że taka sytuacja występuje wtedy, kiedy złoty zaczął się znowu osłabiać.

Skoro złoty słabnie i nie ma popytu na obligacje (na dodatkowym przetargu) to znaczy, że nie ma ich i na akcje. Czyżby zarządzający funduszami emerytalnymi odbierali akcje od zagranicy? Być może kupują, dlatego że też liczą na hossę „wojenną”. Nasz rynek jest tak mało płynny, że tylko „szarpaniem” można kupić sporo akcji. Nawiasem mówiąc ten brak płynności giełdę zabija i zabije ją do końca, jeśli nie zostaną przedsięwzięte jakieś kroki. W tym kontekście smutno brzmi informacja o tym, że giełda węgierska ma podpisać z giełdą niemiecką umowę o połączeniu z elektroniczną platforma XETRA, dzięki czemu otrzyma całą infrastrukturę techniczną. To od drugiego kwartału pozwoli biurom maklerskim na handel bezpośrednio na frankfurckiej giełdzie. Dlaczego GPW nie idzie w tym kierunku?

Wróćmy do rozdźwięku między częścią kandydatów do UE, a największymi krajami Eurolandu. Oczywiście, wypowiedź prezydenta Francji na temat sygnatariuszy „listu ośmiu” pochodzących z grona kandydatów była arogancka, niedyplomatyczna i można dodać jeszcze parę innych określeń, ale powinna zmusić do myślenia. Nie ulega wątpliwości, że Chirac wygłosił to, co wielu polityków UE myśli, chociaż nie ma odwagi powiedzieć. Nie można, wchodząc do Unii i szukając poparcia we Francji i Niemczech dla swoich warunków wejścia, stawać w pierwszym szeregu ich politycznych przeciwników w konflikcie z USA.

Jeśli mamy tworzyć zjednoczoną Europę, to nie możemy pokazywać, że dla nas najważniejsze są Stany Zjednoczone. Taka postawa jest niczym innym jak siedzeniem okrakiem na barykadzie, a jak wiadomo, taka pozycja jest szalenie niewygodna i może przynieść poważne szkody. Wydaje się, że to spięcie nie przeszkodzi w naszym wejściu do Unii, ale nie wiadomo jak to się jeszcze rozwinie, a trzeba pamiętać, że wystarczy sprzeciw jednego kraju piętnastki, byśmy mogli zapomnieć o naszej akcesji. Wolę nie myśleć, jakie to miałoby skutki dla gospodarki i rynków finansowych.

Zobaczymy, co dzieje się w gospodarce Eurolandu. Indeks oczekiwań biznesu instytutu ZEW w Niemczech wzrósł w lutym, ale trzeba zauważyć, że indeks oczekiwań biznesu dla strefy euro znowu spadł. W tym tygodniu zobaczymy, co pokaże podobny indeks Ifo, który jest bardziej obserwowany przez rynek. Reakcji na te dane praktycznie nie było, bo prezes ZEW w swoim komentarzu powiedział, że gospodarka nadal będzie słaba, a sytuacja jest bardzo niepewna. W całym Eurolandzie w grudniu produkcja przemysłowa spadła o 1,5 proc. i był to miesięczny spadek największy w historii Unii.

Sześć instytutów zajmujących się gospodarką oświadczyło, że według nich gospodarka niemiecka jest w recesji od czwartego kwartału 2002 roku. Spadek PKB będzie niewielki i na razie można mówić raczej o stagnacji, ale nikt nie może ocenić wpływu, jaki wywrze wojna z Irakiem. Co prawda MFW uważa, że wybuch wojny może spowodować spadek tempa globalnego wzrostu gospodarczego do połowy ubiegłorocznego poziomu i, co ciekawe, nie mówi się o tym, że jeśli wojna będzie krótka, to nastąpi ożywienie, ale według mnie to jest wróżenie z fusów.

Nasze dane makro były zróżnicowane. W lutym wskaźnik koniunktury bankowej Pengab spadł kolejny raz i najlepiej przytoczyć fragment komunikatu: „Pierwszy raz w historii 121 pomiarów Pengab spadł poniżej 10 punktów. Pierwszy raz też Pengab obliczany dla poszczególnych typów banków uzyskał wartość ujemną”. Ciągle spada tempo wzrostu inflacji. Spadek dynamiki inflacji w warunkach rosnących cen surowców pokazuje, że po drodze tracą spółki, które muszą zmniejszać zysk lub ciąć koszty zwiększając bezrobocie. Marek Belka, były minister finansów, powiedział nawet o nadchodzącej deflacji i wchodzeniu na japońską drogę. Rośnie za to sprzedaż detaliczna i produkcja przemysłowa (co prawda ta ostatnia w bardzo umiarkowanym stopniu).

Owszem, miesiąc do miesiąca sprzedaż spadła o 24 proc., ale trudno oczekiwać, by było inaczej. W grudniu był sezon zakupów świątecznych. Za to rok do roku mieliśmy całkiem spory wzrost (6,4 proc.). Jak długo może jednak wzrastać sprzedaż detaliczna skoro rośnie bezrobocie (oficjalnie 18,7 proc. — „ciemna liczba” jest dużo większa)? Podobnie jest z dynamiką produkcji przemysłowej. Jeśli gospodarka Eurolandu będzie nadal zwalniała, to niedługo ta sama tendencja pojawi się i u nas. W tym tygodniu odbędzie się dwudniowe posiedzenie RPP. Wydaje się pewne, że w tej sytuacji nie będzie niespodzianki i nastąpi obniżka stóp o następne 25 pkt.

Nasz rynek ma dodatkowy problem. Spółki nadal będą podawały wyniki kwartalne, dotychczas w większości bardzo słabe. To zazwyczaj zmniejsza aktywność — fundusze chcą wiedzieć, na czym stoją. Jednak rysujące się formacje techniczne i oczekiwanie na hossę po rozpoczęciu wojny powinny i u nas, być może z małym opóźnieniem, wywołać poważniejszy wzrost indeksów. Sygnałem kupna byłoby przełamanie 1140 pkt. na WIG20.