Przez pół roku ceny ziemi spadły średnio o 10 proc.
Deweloperzy sprzedają rozpoczęte projekty i co najmniej na dwa lata wstrzymują zakupy gruntów pod inwestycje.
W ostatnich latach zgromadzili w bankach ziemi grunty, na których można zbudować blisko 21 mln mkw. powierzchni na sprzedaż lub wynajem. W tym około 16 mln mkw. mieszkań. To zapewnia deweloperom inwestycje na najbliższe cztery, pięć lat.
Potaniało w Łodzi
Firma ProDevelopment przygotowała raport o rynku gruntów inwestycyjnych w oparciu o monitoring rynku, przeprowadzony 25 października i 15 listopada. Uwzględniono banki ziemi spółek obecnych na giełdzie i największych firm deweloperskich w siedmiu aglomeracjach: warszawskiej, krakowskiej, wrocławskiej, śląskiej, łódzkiej, poznańskiej i trójmiejskiej. To łącznie 724 grunty wystawione na sprzedaż za pośrednictwem agencji i serwisów internetowych. Zdecydowaną większość ziemi przeznaczono pod inwestycje mieszkaniowe.
W ostatnich sześciu miesiącach ceny gruntów spadły średnio o 10 proc. Do największych spadków doszło w Łodzi — o około 14 proc. i we Wrocławiu — o niemal 12 proc., w następnej kolejności są: Kraków, około 12 proc. i Śląsk, blisko 11 proc. Grunty w sąsiedztwie Warszawy staniały najmniej, bo o 8,6 proc.
Lepiej za dwa lata
Z raportu wynika, że większość deweloperów ma tyle ziemi, że może kontynuować inwestycje przez najbliższych kilka lat. Najwięcej gruntów inwestycyjnych znajduje się obecnie w Warszawie — można na nich zbudować blisko 900 tys. mkw. powierzchni użytkowej. Na kolejnym miejscu uplasowały się Wrocław, Śląsk i Kraków. Najmniejszymi zasobami dysponuje natomiast Łódź.
W całym kraju przybyło tyle ziemi na sprzedaż, że dałoby się na niej wznieść blisko 2,2 mln mkw. powierzchni użytkowej. To zazwyczaj grunty w pobliżu Warszawy, Trójmiasta, Poznania i Śląska. Niestety, nie ma na nie chętnych. Zdaniem autorów raportu ta sytuacja na razie się nie zmieni. Najwięksi deweloperzy rozpoczynają budowy na gruntach kupionych w poprzednich latach i nic nie wskazuje na to, by przymierzali się do nowych zakupów. Najpierw przecież muszą sprzedać inwestycje na gruntach kupionych wcześniej.
Nie ma co liczyć również na zakupy spekulacyjne. Obec-nie nie ma popytu na ziemię zarówno wśród inwestorów krajowych, jak i zagranicznych. Według autorów raportu oznacza to, że sytuacja na rynku gruntów poprawi się najwcześniej za dwa lata.
Elastyczność w cenie
Do zmiany strategii zmuszają deweloperów także przeceny gruntów, w niektórych przypadkach sięgające nawet 50 proc. Dotyczy to zwłaszcza spółek, które drogo kupiły ziemię podczas dobrej koniunktury — teraz wysoka cena zakupu zmniejsza marżę dewelopera z realizacji projektu. Dlatego firmy coraz częściej starają się pozyskać nowego partnera. Rozważają też m.in. powołanie spółki celowej z innym deweloperem. Kolejny sposób radzenia sobie z trudną sytuacją to dzielenie inwestycji na etapy i intensywna promocja projektu, albo rozłożenie ryzyka, czyli przygotowanie inwestycji w kilku segmentach cenowych.
To pozytywne wnioski pły-nące z raportu. Zdaniem autorów opracowania firmy są coraz bardziej elastyczne i zamiast sprzedawać kupione zbyt drogo grunty, starają się je przygotować w taki sposób, by inwestycje budowlane stały się rentowne.
Ożywienie może przyjść w połowie 2010 r.
Roman Fortuna, członek zarządu firmy CP Roman Fortuna
Rynek jest w stanie uśpienia i nic nie wskazuje na to, by miało się to szybko zmienić. Nie ma masowych wyprzedaży, zwłaszcza drogich gruntów. Właściciele wolą zmienić strategię działania lub przeprojektować przyszłą inwestycję, niż sprzedawać swoje grunty.
Od lutego zawarto niewiele transakcji. Podpisano tylko pojedyncze umowy obarczone skomplikowanymi uzgodnieniami. Sprzedający są coraz mniej skłonni do obniżek, bo prawie osiągnęły poziom akceptowalny przez wszystkich.
Ożywienie może przyjść najwcześniej w połowie 2010 r.