Ceny ropy i bezpiecznych obligacji rosły, podczas gdy dolar i europejskie indeksy traciły w związku z obawami związanymi o przebieg konfliktu w Iraku. Prezydent Bush stwierdził, że do końca wojny jeszcze daleko.
Pierwsze informacje o wczorajszych postawach inwestorów napłynęły z Azji — giełda w Tokio zakończyła dzień niewielkimi wzrostami. Silnie — o ponad 2 USD na uncję — rosła natomiast cena złota.
Europejscy inwestorzy nie zostawili żadnych złudzeń — od rana wszystkie indeksy Starego Kontynentu spadały. Tracił także dolar. Szybko natomiast zaczęły rosnąć ceny ropy, zwłaszcza po tym, gdy okazało się, że zagrożone mogą być nie tylko dostawy z Iraku, ale też z Nigerii. Inwestorzy postanowili zignorować pozytywne informacje z frontu i czekają na istotny przełom w wojnie. Nie wzruszyło ich więc to, że pogoda w Iraku się poprawiła, dzięki czemu alianci wznowili marsz na Bagdad, oraz że lotnictwo USA rozbiło iracki konwój w okolicach Karbali.
— Na rynkach widoczna jest konsolidacja. Należy oczekiwać, że takie nastroje utrzymają się, dopóki nie nastąpi jakiś zaskakujący postęp w działaniach zbrojnych w Iraku — uważa Achim Matzke, analityk Commerzbanku we Frankfurcie.
Inwestorzy ponownie „przeprosili się” wczoraj z bezpiecznymi instrumentami — głównie niemieckimi i amerykańskimi obligacjami. Cały dzień rosła także cena złota. Tracił natomiast dolar — analitycy boją się, że im dłuższa będzie wojna, tym bardziej negatywny będzie jej wpływ na największą gospodarkę świata.
— Tak naprawdę nie ma innych podstaw do wzrostu cen obligacji i spadku wartości dolara niż wojna. Ale też nikt nie chce zajmować zdecydowanie pozycji na żadnym rynku. Czekamy, co się wydarzy — mówi Leon Lee, szef dealerów w Bank of China w Hongkongu.