Resort finansów wymyślił podatek od drobnych wygranych w loteriach. Zamiast zyskać, może jednak sporo stracić.
W trosce o poprawę stanu budżetu resort finansów zaproponował znaczne obniżenie kwoty wolnej od podatku wygranych w grach liczbowych i loteriach. Jeżeli pomysł przejdzie, zapłacimy 10 proc. już od 100 zł wygranej, a nie, jak dotychczas, od 2,28 tys. zł. Co to da?
— Szacunkowo jedynie 15 mln zł rocznych wpływów do państwowej kasy, a przy tym mnóstwo problemów dla firm prowadzących zakłady i zagrożenie odpływu klientów — wyliczają przedstawiciele branży.
To nie pierwsze uderzenie w hazard, w tym państwowy Totalizator Sportowy (TS), który rocznie zasila budżet ponad 1 mld zł.
Pomysł obniżenia kwoty wolnej od podatku przy grach hazardowych znalazł się już w projekcie zmiany ustawy o podatku dochodowym. Natychmiast zareagowali organizatorzy gier. Totalizator Sportowy wysłał do sejmowej Komisji Finansów Publicznych protest, wyliczając absurdy pomysłu.
„Liczba transakcji podlegających opodatkowaniu wzrośnie o 800 tys. Ich obsługa podniesie koszty o 2 mln zł rocznie i spowoduje konflikty z graczami. Planowane dochody budżetu państwa są nieproporcjonalne w stosunku do ryzyka” — napisał w liście Mirosław Roguski, prezes TS.
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele związków zawodowcyh TS.
Pomysł jako absurdalny ocenia również Roman Palowicz, prezes firmy Profesjonał, organizującej zakłady bukmacherskie.
— To wygląda jak pomyłka legislacyjna, a nie przymyślane działanie. Tak duże obniżenie kwoty wolnej od podatku w grach przysporzy wiele problemów całej branży i praktycznie położy rynek — mówi Roman Palowicz.
W 2003 r. resort finansów już raz uderzył w TS, nakładając dopłatę do stawek w grach losowych wysokości 25 proc.
Zdaniem TS, każde tego rodzaju działanie powoduje spadek jego przychodów o co najmniej 5 proc., czyli około 100 mln zł.
— Stawia to pod znakiem zapytania realność osiągnięcia efektów ekonomicznych i zwiększenia wpływów do budżetu — protestuje TS.
Resort finansów nie skometował tej sprawy.