Ścieżka amerykańskiego deficytu jest „skrajnie niezrównoważona”

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2019-02-14 17:32

Przed konsekwencjami dalszego wzrostu deficytu budżetowego w USA ostrzega były wieloletni szef Rezerwy Federalnej Alan Greenspan.

Już w pierwszym pełnym roku obrachunkowym, w którym na fotelu prezydenta zasiadał Donald Trump, deficyt budżetu federalnego sięgnął 779 mld USD. Cięcia podatkowe nie okazały się „samofinansujące” i mimo rozpędzonej gospodarki deficyt był największy od 2012 r. Według prognoz Kongresowego Biura ds. Budżetu (CBO) już w 2022 r. niedobór w federalnej kasie przekroczy 1 bln USD. Na niebezpieczeństwa związane z ścieżką wzrostu deficytu w ostatnim wywiadzie dla agencji Bloomberg zwraca uwagę Alan Greenspan, prezes Fedu w latach 1987-2006.

- Mamy do czynienia z niezwykle niezrównoważoną sytuacją. Z politycznego punktu widzenia deficyt nie ma znaczenia. Jednak znaczenie mają jego konsekwencje – ostrzega 92-letni ekonomista.

W warunkach późnego etapu cyklu koniunkturalnego deficyt budżetowy jest niemal równie wysoki jak w 2009 r., gdy amerykańska gospodarka dźwigała się z głębokiej recesji, a to może doprowadzić do powrotu inflacji, twierdzi Alan Greenspan. Jego zdaniem jeśli inwestorzy zaczną obawiać się, że rosnące wydatki budżetowe wywrą presję na wzrost cen, popyt na obligacje znacznie zmaleje. Tymczasem w 2018 r. wartość emisji netto obligacji skarbowych podwoiła się, sięgając 1,34 bln USD, w miarę jak wzrostowi wydatków budżetu towarzyszyło ograniczanie bilansu Fedu.

- Politycy zareagują na rosnący deficyt dopiero wtedy, gdy zacznie on wywoływać inflację. Obecnie widzimy już zalążki stagflacji [sytuacji, w której spowolnieniu gospodarczemu towarzyszy inflacja – red.] – ocenia Alan Greenspan.

Innym poważnym potencjalnym skutkiem rosnących deficytów może być zmniejszenie inwestycji prywatnych, które są niezbędne do utrzymania wzrostu produktywności. Nie mające pokrycia w przychodach wydatki rządowe będą wypychać inwestycje prywatne, a to będzie w długim terminie prowadziło do niższego wzrostu gospodarczego, tłumaczy ekonomista.