SEC pozywa agencję ratingową

WST, Bloomberg
opublikowano: 2012-10-01 18:25

Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) zainteresowała się tym co robią agencje ratingowe. Sęk w tym, że jej uwagę, na co wskazuje wielu komentatorów, przykuwają nie te firmy, co powinny.

Już w kwietniu SEC wszczęła postępowanie administracyjne domagając się "zaprzestania i zaniechania" działań przez agencję Egan-Jones Rating, co uzasadniła "koniecznością  ochrony inwestorów i interesu publicznego”.  Postępowanie wytoczone też zostało przeciwko właścicielowi firmy, Sean’owi Eganowi.

Wszystko byłoby zrozumiałe, gdyby nie fakt, że wspomniana firma jest prywatną własnością, zatrudnia zaledwie 20 pracowników i jest „niezależnym” organem, w przeciwieństwie do największych przedstawicieli tego segmentu rynku.

Egan-Jones, spółka założona w 1995 r. jest jedną z dziewięciu agencji ratingowych, którą SEC akredytował i określiła jako „uznaną w kraju”, wydając zezwolenie na ocenę zadłużenia zagranicznego państw, spółek i papierów wartościowych opartych o aktywa. Co istotne, Egan-Jones jest jedyną firmą z grona dziewięciu, która otrzymuje wynagrodzenie od inwestorów, a nie od emitentów papierów dłużnych.

Największe i najbardziej znane agencje, Standard & Poor’s (należąca do McGraw-Hill), Moody’s i Fitch Ratings, są opłacane przez banki z Wall Street, które gwarantują emisje długu przez spółki.

Specjaliści wskazują, że to właśnie nierozsądne działania ze strony największych agencji legły m.in. u podstaw ostatniego kryzysu finansowego. Płacąca setki milionów dolarów Wall Street niejako „wymusiła” na S&P, Moody’s i Fitch (które to nota bene, chyba nie miały nic przeciwko temu) nadanie topowych ratingów AAA wysoce ryzykownym papierom, w tym opartym o hipoteki.

Jako przykład „odejścia od realiów”, swoistej nonszalancji, zadufania i nie liczenia się z inwestorami i zwykłymi ludźmi można przytoczyć fragment pamiętnej wymiany informacji pomiędzy dwoma analitykami S&P, Rahulem Dilip Shahem a Shannon Mooney, która miała miejsce w kwietniu 2007 r.

„Swoją drogą, umowa jest śmieszna” – napisał Shah do Mooney, opisując prośbę o nadanie ratingu jakimś papierom opartym o hipotekę.

„Wiem, masz rację… model jest jest w stanie oddać nawet połowy ryzyka” – odpowiedziała Mooney.

„Nie powinniśmy tego oceniać” – stwierdził Shah.

„My oceniamy każdą umowę i każdy papier” – odpowiedziała analityczka. „One mogą być nawet zorganizowane przez krowy, a my i tak nadamy im rating”.

Tymczasem cała afera z Egan-Jones zaczęła się 16 lipca 2011 r. Tego dnia firma obniżyła rating zadłużenia Stanów Zjednoczonych o jeden poziom z AAA do AA+. Agencja uzasadniła swoją decyzję „relatywnie wysokim poziomem długu i problemami z redukcją wydatków”. Dwa dni później SEC skontaktowała się z firmą poszukując informacji o decyzji ratingowej.

W następnym miesiącu również agencja S&P zdegradowała dług USA, ale na taki krok nie zdecydowała się ani Moody’s ani Fitch.

Potem, 12 października Egan-Jones otrzymała informację od SEC o wpisaniu jej na tzw. Wells Notice, co oznacza, że prowadzone jest wobec niej dochodzenie.

5 kwietnia 2012 r. Egan-Jones ponownie obniżył rating długu USA. Znów o jeden poziom z AA+ do AA.Dwa tygodnie później pojawiły się przecieki iż SEC głosowała nad uruchomieniem procedur administracyjnych przeciwko firmie. 24 kwietnia SEC złożyła skargę.

Komisja zarzuca agencji m.in., że ta w 2008 r. kiedy składała aplikację uzupełniającą by otrzymać status „uznanej w kraju” fałszywie podała, że oceniła już ryzyko kredytowe 150 papierów wartościowych opartych na aktywach i 50 krajowych długów, co znacznie obniża jej wiarygodność.

Ale jak oceniają eksperci, to tylko mydlenie oczu ze strony Komisji, która na siłę szuka kozła ofiarnego. Zgadzają się co prawda z tym, że SEC powinna zbadać zachowanie agencji, ale powinna zająć się zupełnie innymi podmiotami działającymi na rynku usług ratingowych. Ciekawe, dlaczego nic nie robi w tym kierunku? Odpowiedzi chyba nie trzeba udzielać.