Sejmowa bitwa o przyszłości LOT tylko spolaryzowała strony konfliktu.
Wielogodzinna sejmowa batalia o przyszłość narodowego przewoźnika lotniczego nikogo do niczego nie przekonała. Ani posłom, ani związkowcom nie udało się wpłynąć na przedstawicieli ministerstwa skarbu, by zaakceptowali wybranego wbrew ich woli Marka Mazura, prezesa LOT. Ministerstwo też nie przekonało oponentów, że trzeba zmianić zasady wyboru prezesa. Resort walczy o odwołanie Marka Mazura.
Posłowie najpierw za zamkniętymi drzwiami próbowali przekonać Ireneusza Dąbrowskiego, wiceministra skarbu, do obecnego na sali prezesa i jego strategii. Po 90 minutach bezowocnych zmagań do obrad dołączyli związkowcy. Słowna bitwa trwała jeszcze ponad trzy godziny. Skarb państwa jako większościowy akcjonariusz (68 proc. i cztery głosy w radzie) nie miał wpływu na wybór prezesa, który uzyskał nominację dzięki głosom syndyka (25 proc. akcji i trzy głosy) i załogi (7 proc. i także trzy głosy). Resort skarbu nie chce się pogodzić z takim werdyktem. Kontrolę w spółce próbuje przejąć m.in. dzięki nowelizacji ustawy o LOT, według której wyboru dokonywałoby walne zgromadzenie akcjonariuszy, a nie rada nadzorcza. Takiego rozwiązania (zaproponowanego przez PiS) nie poparli posłowie komisji skarbu i infrastruktury. W grę wchodzi także zmiana przedstawicieli syndyka.