Słabe euro nie wywoła hossy w Europie

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2022-09-19 08:02

Unia Europejska to nie Japonia. Osłabienie waluty co prawda zwiększa konkurencyjność europejskich koncernów, ale to tylko jedna strona medalu.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego osłabienie waluty współgra ze wzrostem na japońskiej giełdzie
  • i dlaczego w Europie jest odwrotnie
  • co zwiastuje mocny dolar
  • jaka część eksportu europejskich firm giełdowych trafia do Stanów Zjednoczonych
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Już kilka tygodni temu amerykańskie firmy zaczęły sygnalizować, że mocny dolar może negatywnie odbijać się na ich wynikach. Wiele z nich to globalni giganci i wyceniane w dolarach produkty czy usługi stają się po prostu droższe dla mieszkańców innych krajów niż Stany Zjednoczone. Mechanizm działa jednak również w drugą stronę. Osłabienie walut innych państw względem dolara sprawia, że firmy eksportujące do Stanów Zjednoczonych stają się bardziej konkurencyjne. To zaś przekłada się na zyski i wyceny giełdowe.

Na japońskim indeksie Nikkei 225 bessy nie widać. Jest na poziomach najwyższych od prawie 20 lat. Licząc od początku 2022 r. spadł co prawda około 6 proc., ale w ostatnich sześciu miesiącach wzrósł o kilka procent. Ten wzrost współgra z tym, co dzieje się na rynku walutowym. Jeszcze w marcu 2022 r. za dolara płaciło się 115 jenów. Obecnie cena dolara podchodzi pod 145 jenów.

W sierpniu i wrześniu 2022 r. kurs euro względem dolara zaczął schodzić poniżej parytetu, czyli wartości 1:1. To efekt trwającej od miesięcy przeceny wspólnej waluty części krajów Unii Europejskiej. Indeksy giełdowe są jednak na wyraźnych minusach od początku roku. Niemiecki DAX stracił od początku roku ponad 20 proc, francuski CAC 40 16 proc., a holenderski AEX 17 proc. Na razie nie widać też zmiany trendu. Tymczasem dla 600 największych europejskich spółek giełdowych Stany Zjednoczone to zbiorczo największy rynek w rozumieniu pojedynczego kraju. Lokują tam jedną czwartą sprzedaży.

Czynniki ważniejsze od waluty

Czy zatem słabość euro przełoży się na wzrosty europejskich giełd? Zdaniem naszych rozmówców - nie można na to liczyć.

- Przez pryzmat konkurencyjności to, co się od półtora roku dzieje na rynku walutowym, ma pozytywny wpływ na europejskie spółki. Natomiast jest też druga strona medalu. Europa jest dużo mocniej dotknięta przez procesy inflacyjne. Słabym euro importuje sobie inflację, która jest obecnie czynnikiem nie mniej ważnym, a może nawet ważniejszym od konkurencyjności. Jeśli Europejski Bank Centralny będzie podnosił stopy procentowe, to będzie to działanie przeciwne wzrostowi konkurencyjności wynikającemu ze słabości waluty – wyjaśnia Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w firmie Starfunds.

Amerykański Fed podniósł już stopy procentowe cztery razy, w tym dwa razy o 0,75 pkt proc. Europejski Bank Centralny (EBC) zdecydował o dwóch podwyżkach - w lipcu i wrześniu – w tym jednej o 0,75 pkt proc. Przy tej ostatniej okazji Christine Lagarde, szefowa EBC, zaznaczyła, że bank będzie podnosił stopy na dwóch-pięciu najbliższych posiedzeniach, choć ruchów o 0,75 pkt proc. nie należy traktować jako normy.

Rafał Sadoch, analityk mBanku, ocenia jednak, że wydźwięk ostatniego posiedzenia EBC był jastrzębi, a co za tym idzie euro zacznie się umacniać. W efekcie spółki z eurolandu stracą wsparcie walutowe. Pozostaną zaś narażone na ryzyko kryzysu energetycznego związanego z odcięciem dostaw surowców z Rosji.

- Całkowite odcięcie dostaw gazu i ropy z Rosji będzie biło w Europę, a nie Stany Zjednoczone. Nawet gdyby rysowała się jakaś przestrzeń do odbicia, to Europa pozostanie w tyle dopóki ryzyko geopolityczne nie straci na znaczeniu – uważa Rafał Sadoch.

W strefie euro inflacja w sierpniu wyniosła 9,1 proc. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że wraz z podwyżkami stóp procentowych przez EBC skutkuje to albo niebawem zacznie skutkować spadkiem konsumpcji. Nawet jeśli więc eksport staje się bardziej opłacalny w wyniku słabości euro, to sytuacja na rynku wewnętrznym zmierza w niekorzystnym kierunku.

- Patrząc na plusy i minusy siły dolara trudno doszukać się wielu aktywów, które na niej korzystają. Euro jest słabe już od jakiegoś czasu i hossy z tego powodu w Europie nie widać. Tegoroczne spadki na rynkach akcji w strefie euro są oczywiście odbiciem zachowania Wall Street, ale nie widać też, by dzięki słabości wspólnej waluty europejscy eksporterzy odnotowywali spektakularne zyski, które odzwierciedlonone byłyby w cenach ich akcji – mówi Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI.

Nasz rozmówca przypomina, że siła dolara jest często powiązana z generalną słabością światowej gospodarki.

- Tak było w latach 2000-2002, gdy dolar najpierw się umacniał, a potem przez dłuższy czas utrzymywał na wysokim poziomie w stosunku do innych walut. Wtedy świat ogarnęła recesja. Na razie jest spowolnienie, a być może będzie recesja. W takich momentach siła dolara powoduje, że eksporterzy mają trochę lżej, choć tak jak wszyscy cierpią na generalnej słabości gospodarki. Dzięki osłabieniu rodzimej waluty do dolara łatwiej im utrzymywać marże, ale trudno w takich czasach o giełdowe zwyżki cen akcji. Z hossą mamy do czynienia wtedy, gdy sytuacja gospodarcza jest dobra a realny popyt na produkty rośnie, a nie wtedy, gdy eksport staje się trochę bardziej opłacalny przez zmianę kursów walut. Ponadto część firm może zabezpieczać ryzyko kursu walutowego, by nie narażać się na jego niekorzystną zmianę. Przy takiej polityce może się okazać, że osłabienie waluty nie w całości przekłada się na wzrost przychodów – tłumaczy Jarosław Niedzielewski.

Inflacja tam nie straszy

Dlaczego zatem giełda w Japonii jest na poziomach najwyższych od blisko 20 lat i jeszcze rośnie?

- Słaby jen wspiera konkurencyjność cenową tamtejszych eksporterów, a wiadomo, że Japonia eksportem stoi. Natomiast Japonia nie stoi w obliczu tak dużego ryzyka wynikającego z ograniczenia dostaw surowców jak Europa, a inflacja wynosi tam około 2 proc. Bank centralny nie podnosi tam stóp procentowych. Nawet się o tym nie mówi – wyjaśnia Rafał Sadoch.