Śmieciowa rewolucja bez fajerwerków

Anna Pronińska
opublikowano: 2013-12-06 00:00

Średnio na 3+ przedstawiciele stron publicznej, prywatnej, administracji centralnej i eksperci ocenili wdrożenie ustawy śmieciowej w Polsce. Jest co poprawiać

Złe przygotowanie gmin do śmieciowej rewolucji, instalacje na papierze, dumpingowe ceny w przetargach — to część problemów nowego systemu gospodarki odpadami, na które wskazywali eksperci w debacie „Pulsu Biznesu” i Green Cross Poland. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ) wziął pod lupę 10 proc. gmin i związków międzygminnych (odpowiednio 281 i 9 z 2,6 tys.).

EDUKACJA NA PIĄTKĘ:
 Tylko w zakresie edukacji
 z gospodarki odpadami
 samorządy dobrze się wywiązały.
 Debata „Pulsu Biznesu”
 i Green Cross Poland wykazała,
 że realizacja nowego systemu
 pozostawia wiele do życzenia.
 [FOT. ARC]
EDUKACJA NA PIĄTKĘ: Tylko w zakresie edukacji z gospodarki odpadami samorządy dobrze się wywiązały. Debata „Pulsu Biznesu” i Green Cross Poland wykazała, że realizacja nowego systemu pozostawia wiele do życzenia. [FOT. ARC]
None
None

— Blisko 30 proc. ze skontrolowanych gmin nie spełniło wymogów recyklingu podstawowych materiałów, jak szkło, plastik, papier, materiały budowlane czy odpady biodegradowalne. Zanotowaliśmy wiele przypadków nieprawidłowego i nierzetelnego sporządzania rocznych sprawozdań z realizacji zadań z zakresu gospodarki odpadami. Część gmin nie sprawdzała podmiotów gospodarczych wpisywanych do rejestru działalności pod kątem tego, czy mają potencjał do realizacji zadań. Były również opóźnienia w sprawozdawczości (za każdy dzień opóźnienia kara wynosi 100 zł). Większość gmin, niestety, potraktowała opłatę śmieciową jako kiełbasę wyborczą i rozsypał się cały system — relacjonował wyniki kontroli Andrzej Jagusiewicz, Główny Inspektor Ochrony Środowiska (GIOŚ).

Wdrożenie ustawy ocenił na 3+. Dariusz Matlak, prezes Polskiej Izby Gospodarki Odpadami (PIGO), wystawił słabą trójkę.

— Słowa krytyki pod adresem gmin są bardzo uzasadnione. Wystąpiły patologie, które można było przewidzieć. Wyniknęły z opieszałości wprowadzania ustawy i z bylejakości w przeprowadzaniu przetargów. Twórcy ustawy wskazali cele proekologiczne, promując firmy inwestujące w nowoczesne instalacje. Tak się nie stało. Gminy za cel wzięły interes ekonomiczny mieszkańców, czyli jak najniższą cenę pozbycia się odpadów, a nie ich zagospodarowania — mówił Dariusz Matlak.

Najsłabszą ocenę gminom (2+) wystawiła mecenas Anna Specht-Schampera z kancelarii Schampera Dubis Zając.

— Ułamek gmin poradził sobie z nowym systemem. Znakomita większość nie podołała. Na palcach jednej ręki można policzyć,gdzie w przetargach pojawiły się kryteria jakościowe — podkreśliła mecenas.

Lukratywny rynek

Gminy kontrolowało 120 z 700 inspektorów.

— Nie jesteśmy w stanie skontrolować tej czy kolejnej wersji ustawy, jeżeli gminy nie stworzą wewnętrznych mechanizmów kontrolnych. Tych zabrakło. Gminy nie sprawdziły się jako strażnik systemu, bo skupiły się na przetargach, które nie zawsze wyszły dobrze. Ukaraliśmy 13 gmin i jeden związek międzygminny. Po 50 tys. zł — Hel, Sopot, Łapy, Jednorożec, Koniecpol i Lubrza. Po 20 tys. zł — Kłodawa i Czaplinek, 10 tys. zł — Czorsztyn. Kuriozalna jest sytuacja Białegostoku, który jako jeden z nielicznych nie odbiera posegregowanych odpadów — mówił Andrzej Jagusiewicz.

Uważa, że różnica w opłacie za odpady segregowane i niesegregowane jest zbyt mała.

— Gdyby wszyscy płacili adekwatnie do zasady, że zanieczyszczający płaci więcej niż dotychczas, to na pewno rynek by się utworzył i pożywił. Ustawa stwarzała warunki do uruchomienia bardzo lukratywnego rynku biznesu i w zgodzie z wymogami ustawy, ale popełniono błędy — wyjaśniał główny inspektor. Zdaniem Pawła Hermana, specjalisty ds. projektów w Stena Recycling, Polska jest 30-40 lat za Skandynawią.

— W odpadach są pieniądze. Ale trudno jest znaleźć wartość w jakości odpadów dostarczanych przez mieszkańców, którzy nie wiedzą jeszcze albo nie potrafią dobrze segregować. Wtedy jest to często dodatkowy koszt, a nie dochód. W Niemczech, Włoszech, Szwajcarii są mandaty za niesegregowanie odpadów — argumentował specjalista w Stena Recycling. Władysław Kącki, prezes Miejskiego Zakładu Oczyszczania (MZO) w Pruszkowie, obsługującego trzy gminy (29 w dawnym systemie), uważa, że Polska nie jest zacofana 30-40 lat w gospodarce odpadami.

— Jedyne niedociągnięcie wobec tych krajów jest takie, że nie mamy zakładów termicznych. Nie jest tak beznadziejnie w Polsce w zakresie recyklingu, ale na wysokim szczeblu musi być obowiązek segregacji, jak np. w Szwecji. Rynek uporządkuje się w następnym rozdaniu przetargów. Trzeba likwidować patologie w systemie — podkreślił prezes MZO.

Za mało PSZOK-ów...

Kontrola wykazała, że jest zbyt mała liczba punktów selektywnej zbiórki odpadów komunalnych (PSZOK).

— I zdarza się, że są one daleko od mieszkańców. W skrajnym przypadku PSZOK był oddalony o 45 km od gminy Smętowo Graniczne (woj. pomorskie). Tak nie może być. Rozmawiałem z operatorami dużych powierzchni handlowych, by podstawili kontenery do selektywnego odbioru określonych odpadów, tak jak jest w centrach handlowych we Francji, Szwecji, Szwajcarii, gdzie jadąc na zakupy, można pozbyć się odpadów zawierających cenne surowce, np. elektrośmieci. Odbiór był pozytywny, ale w praktyce niewiele się działo — mówił Andrzej Jagusiewicz. Paweł Herman ujawnił, że toczą się zaawansowane rozmowy nad możliwościami stworzenia takiego punktu w Warszawie.

— Czekamy na ustosunkowanie się gminy — poinformował. Stena Recycling zorganizowała PSZOK w warszawskim Rembertowie.

— Nasza firma już rok przed nowelą ustawy stworzyła punkt selektywnej zbiórki odpadów na wzór skandynawski. Ekostacja została w całości sfinansowana z naszych pieniędzy. Zdobywanie pozwoleń środowiskowych zajmuje czas. Przetargi dotyczące organizacji selektywnej zbiórki, która zawiera zorganizowanie PSZOK-u, nie mogą być ogłaszane na miesiąc przed rozstrzygnięciem. Gminy nie były przygotowane, by wcześniej je zorganizować. Żadna firma nie jest w stanie w tak krótkim czasie zdobyć pozwoleń i wybudować infrastruktury. I wiele gmin dostało kary za jej brak — podkreślił Paweł Herman.

Jego zdaniem, ustawa narzuca, by wygrana firma zorganizowała PSZOK.

— Gdy kontrakt wygasa po dwóch, trzech latach, taka firma może zostać z wielką infrastrukturą, z którą nie ma co zrobić. Tu jest kolejny problem, z którym trzeba było się zmierzyć. Przecież nikt nie będzie na półtora roku inwestował kilkuset tysięcy czy nawet miliona złotych — tłumaczył przedstawiciel Stena Recycling.

…a RIPOK-i na papierze

Źle wygląda sytuacja z regionalnymi instalacjami do przetwarzania odpadów komunalnych (RIPOK).

— To instalacje, które miały i mają realizować interes publiczny i muszą zawierać umowy na zagospodarowanie odpadów zielonych, zmieszanych lub pozostałości z sortowania. Dlaczego do RIPOK-ów nie trafia strumień tych odpadów? Bo po drodze jest szara strefa. Bo część RIPOK-ów jest na papierze. A zarazem RIPOK-ów jest za mało i trzeba zrobić korektę ich definicji oraz określić standardy. Kiedyś pojechałem na instalację, która ponoć nie istniała, i w ciągu 24 godzin, zanim tam dotarłem, powstała. Po wyjeździe ją zdemontowano. Szara strefa istnieje. Ale dajmy czas ustawie, żebyśmy sami się nauczyli ją stosować — mówił Andrzej Jagusiewicz.

Zdaniem Władysława Kąckiego, gminy nie poszły na łatwiznę.

— W obsługiwanych gminach widzę wzrost selektywnej zbiórki o ponad 30 proc. Ceny w przetargach nie są wygórowane,a tych, którzy się jednak zapędzili, zweryfikuje rynek i za dwa-trzy lata upadną. Po proponowanych cenach da się wykonać usługę, wykonując narzucone ustawą poziomy recyklingu. Jeśli nadal będziemy pracować w dotychczasowych technologiach, to nie zrealizujemy poziomów recyklingu na 2020 r. Choć wdrożenie ustawy oceniam na 4, to uważam, że największym błędem w ustawie było to, że nie zostały prawidłowo określone definicje RIPOK-ów — stwierdził Władysław Kącki.

Podkreślił, że sam zarządza instalacją zastępczą.

— Nie mam pretensji do marszałka, że moja instalacja nie jest RIPOK-iem. Nie podoba mi się, że inne są, choć nie spełniają standardów. Zapis prawny, że wystarczy posiadanie decyzji środowiskowej, jest chybiony — mówił Władysław Kącki.

Anna Specht-Schampera uważa, że RIPOK-i potraktowano po macoszemu.

— Ustawa wprowadziła definicję RIPOK-a, a marszałkowie swobodnie ją interpretowali. Jak kraj długi i szeroki RIPOK RIPOK-owi nierówny. Dopóki ustawodawca nie narzuci gminom kryteriów innych niż cena, to nic się nie zmieni. Po analizie rynku stwierdzam, że zbyt dużo RIPOK-ów jedynie przygotowuje odpady do składowania, ze znikomym odzyskiem surowcowym — oceniła Anna Specht-Schampera.

Problemem dumping

— To jest pierwszy cykl kontrolny, ale mogę obiecać, że w następnym weźmiemy się za nieuczciwych przedsiębiorców.

Cena może być tylko jednym z kryteriów wyboru wykonawcy, ale głównym powinno być odzyskiwanie materiałów zapisanych w rozporządzeniu Ministerstwa Środowiska i w dyrektywach unijnych — zapowiedział Andrzej Jagusiewicz. Anna Specht-Schampera zauważyła, że cena będzie królować, bo liczy się element społeczny.

— Zamawiający walczą o to, by było jak najtaniej, bo potem odtrąbią mieszkańcom: obniżymy wam podatek śmieciowy. Tu jest polityka. Pole dla ustawodawcy, by wprowadzić inne zasady ustalania podatku śmieciowego, np. na kształt opłat za wodę. Z praktyki widzę, że nawet gdy ceny były rażąco niskie, gminy przymykały oczy. Nie chcą kontrolować i nie interesuje je to, co dzieje się z odpadem. Trzeba zabrać gminom możliwość kontrolowania samych siebie, żeby system zadziałał — mówiła mecenas. Dariusz Matlak dodał, że ceny z przetargów to gest rozpaczy firm, które chciały utrzymać działalność za wszelką cenę.

— Dodatkowo gminy nadmiernie korzystały z możliwości organizacji jednego przetargu na odbiór i zagospodarowanie. To nieszczęście, bo gminy mają obowiązek odebrania odpadów i przekazania ich do zagospodarowania w instalacji. I pilnowania, by odpady surowcowe trafiły gdzie trzeba, do sortowni i recyklinu, a resztki do RIPOKów. Przetargi pokazały, że najczęściej przegrywały firmy mające instalacje, bo mają koszty. Można uznać, że cena dla transportu odpadów może być jedynym kryterium, ale przy ich zagospodarowaniu ważniejsza jest efektywność — podkreślił prezes PIGO.

Anna Specht-Schampera stwierdziła, że wyważamy otwarte drzwi, a nie czerpiemy z systemów, które na Zachodzie funkcjonują dobrze. Nie uczymy się od Niemiec, Austrii, Szwecji, które wdrożyły systemy, i nastawiamy się na RIPOK-i oraz mechaniczno-biologiczne instalacje, a na Zachodzie już się od tego odchodzi.

— Dopóki składowanie odpadów będzie najtańszą formą, nic się nie zmieni w naszym systemie. To jest nienormalne, że najtaniej jest wyrzucić byle gdzie. Panie ministrze, coś trzeba z tym zrobić — zaapelował Dariusz Matlak.

 

Wyniki kontroli GIOŚ
Kontrola 281 gmin i 9 związków międzygminnych (od 16 lipca do 8 listopada) wykazała, że:
36 gmin nieterminowo przekazywało sprawozdania roczne z realizacji zadań z zakresu gospodarowania odpadami komunalnymi
91 gmin nie osiągnęło poziomu recyklingu, przygotowania do ponownego użycia i odzysku innymi metodami frakcji papieru, tworzyw sztucznych i szkła
83 gminy nie osiągnęły poziomu recyklingu, przygotowania do ponownego użycia i odzysku innymi metodami niebezpiecznych odpadów budowlanych i rozbiórkowych
81 gmin nie osiągnęło poziomu ograniczenia odpadów komunalnych ulegających biodegradacji, przekazywanych do składowania
13 gmin i 1 związek międzygminny (zrzesza 4 gminy) nie zorganizowało przetargów Źródło: GIOŚ