Podkreślił, że gdyby było inaczej, to "Solidarność" nie miałaby moralnego prawa do używania nazwy "Solidarność".
Dodał, że niektórzy przed Urzędem Rady Ministrów próbują tę historię (trwający tam protest - PAP) porównywać do Sierpnia'80. Zdaniem Śniadka, "można przyjąć, że jeśli istnieje jakakolwiek analogia, to dzisiaj mamy trzeci dzień strajków w Stoczni Gdańskiej, gdzie załatwili swoje i wychodzą. I teraz pojawia się pytanie od otoczenia lekarzy i pielęgniarek, co na to +Solidarność+?" - mówił Śniadek.
Szef "Solidarności" odniósł się w ten sposób do propozycji, jaką w czwartek podczas rozmów Ministerstwa Zdrowia ze związkowcami służby zdrowia złożyły pielęgniarki z OZZPiP. Chcą one, aby 80 proc. ze środków zagwarantowanych na podwyżki w IV kwartale tego roku trafiło tylko do pielęgniarek i położnych. Rozmowy zostały zawieszone do wtorku, ponieważ inne związki zawodowe muszą przedstawić swoje stanowisko po konsultacji z centralami związkowymi. Od zgody pozostałych związków oraz likwidacji "białego miasteczka" premier i minister zdrowia uzależniają przyjęcie propozycji OZZPiP.
Według Śniadka, takie rozwiązanie nie jest sprawiedliwe wobec innych grup zawodowych w służbie zdrowia - takich jak lekarze stażyści, rezydenci, salowe, pracownicy sanepidu, krwiodawstwa i krwiolecznictwa.
Śniadek przypomniał też, że "Solidarność" złożyła w środę na piśmie stronie rządowej propozycje rozwiązań w kwestii podwyżek dla wszystkich grup zawodowych w służbie zdrowia.
"Solidarność" domaga się m.in. utrzymania 30-proc. podwyżek w przyszłym roku w ramach wynagrodzenia zasadniczego, systemowych zmian w ochronie zdrowia, kroczącego wzrostu wynagrodzeń związanego ze wzrostem nakładów na świadczenia zdrowotne i określonego procentowo. Według "S" należy docelowo zwiększyć składkę na ubezpieczenie zdrowotne oraz wprowadzić system rejestru usług medycznych (RUM).(PAP)