gieŁda Nie widzą jednak chętnych na polskie akcje, choć uważają, że jest tanio
Przedstawiciele PZU zapewniają, że nie mają w portfelu ani jednej obligacji zabezpieczonej amerykańskimi kredytami hipotecznymi.
PZU to jedna z największych i najbardziej liczących się polskich grup finansowych. Jej aktywa sięgają 22 mld zł, nie licząc 19 mld zł zarządzanych przez towarzystwo emerytalne PTE PZU. Na czwartek przedstawiciele państwowego giganta zwołali konferencję prasową. Powód? Pojawiły się plotki, że do zachodnich ubezpieczycieli, którzy przyznali się ostatnio do strat na amerykańskim rynku hipotecznym (chodzi m.in. o niemieckiego Allianza, Munich RE, czy szwajcarskiego Swiss RE), dołączy wkrótce PZU.
— W 2006 r. rzeczywiście przyjeżdżały do nas zagraniczne fundusze inwestycyjne. Oferowały ryzykowne, ale atrakcyjnie oprocentowane produkty z ekspozycją na amerykański rynek hipoteczny. Propozycje odrzucaliśmy. Grupa nie jest zaangażowana na tzw. rynku subprime — zapewnił szef PZU Asset Management, Andrzej Ladko.
Specjaliści PZU przegrzebali się jednak przez statystyki regulatora rynku — Komisji Nadzoru Finansowego. I znaleźli podejrzane papiery u konkurentów. Na szczęście chodzi o zaledwie 22 mln zł, co jest kropelką w morzu aktywów finansowych w Polsce. Ofiary są nieznane. Plotki dotyczą dwóch międzynarodowych grup finansowych.
Przesadzili z ryzykiem
Subprime to w uproszczeniu kredyty hipoteczne zabezpieczone nieruchomościami należącymi do najuboższych. W 1996 roku rynek ten w USA był niewielki. Do 2006 r. udział subprime w całym tamtejszym rynku hipotecznym wzrósł z 9 proc. aż do 20 proc. Sprzyjała temu m.in. polityka amerykańskich władz monetarnych (Fed) za rządów Alana Greenspana. Od połowy 2004 r. Fed aż 17 razy z kolei podniósł stopy procentowe i zaczęły się problemy. Spadły ceny nieruchomości, a z nimi załamał się szeroki rynek instrumentów zabezpieczanych właśnie kredytami „subprime”. Brak wycen instrumentów pochodnych wymusił na globalnych instytucjach finansowych tworzenie rezerw osiągających setki miliardów dolarów. Czasami na wyrost.
— Niektóre firmy przesadzają z wysokością odpisów i za bardzo przeszacowują ryzyko. Rzeczywiste ich straty poznamy dopiero w momencie wygaśnięcia i rozliczenia instrumentów opartych na rynku subprime, odzyskujący powoli płynność — mówi Arkadiusz Stachecki, skarbnik PZU.
Idą lepsze czasy
Pytani o przyszłość zarządzający aktywami PZU mówią, że widać światełko w tunelu.
— Można być umiarkowanym optymistą. Niepewność na rynkach finansowych się zmniejsza. Wiadomo już, kto i ile stracił na wątpliwej jakości aktywach. Ponadto inwestorzy czują, że władze monetarne największych gospodarek są zdeterminowane, by nie dopuścić do globalnego kryzysu finansowego — stwierdził Paweł Durjasz, ekonomista PTE PZU.
Niestety, gorsze prognozy dotyczą jądra kryzysu, czyli cen nieruchomości w USA.
— Liczba pozwoleń na budowę w USA nie spadła w takim tempie, jak sprzedaż. Potrzebny jest spadek produkcji, aby upłynnić nagromadzone zapasy. To nastąpi dopiero w I połowie przyszłego roku — przewiduje Paweł Durjasz.
Na GPW brak popytu
Co z tego wynika dla krajowych inwestorów giełdowych? Tu brakuje dobrych informacji. Przedstawiciele grupy PZU mówią, że akcje polskich firm są tanie. Nie ma jednak gwarancji, że nie będą jeszcze tańsze. A wszystko za sprawą kupujących, a raczej ich braku.
— Nadmiernym optymistą nie jestem. Jest coraz większy problem ze znalezieniem kupujących. Krajowe TFI na razie odpadają. OFE zaczęły ostatnio nawet sprzedawać akcje. Nadzieja w zagranicy, która w lipcu przeprowadziła atak — mówi Andrzej Ladko.
Obecnie zaangażowanie Grupy PZU (bez OFE) w akcjach na GPW jest najniższe od 2003 roku.
Andrzej Stec