Zyta Gilowska padła ofiarą operacji wymierzonej w PiS, a przeprowadzonej prawdopodobnie przez ludzi dawnych komunistycznych służb specjalnych - przypuszcza socjolog Jadwiga Staniszkis w artykule opublikowanym przez "Dziennik".
Ludzie, którzy w okresie PRL pracowali w służbach cywilnych lub wojskowych, stworzyli swego rodzaju spółdzielnię usługową zbierającą różnego typu haki. Kiedy dana osoba wchodzi w orbitę partii, którą chce się zaatakować, te haki zostają użyte.
Absurdem jest formułowana przez Donalda Tuska hipoteza, jakoby Zyta Gilowska padła ofiarą wewnętrznych rozgrywek w PiS. Ta sprawa uderza bowiem mocno w całą tę partię, i to przed wyborami samorządowymi. Uderza też w wizerunek rządu. Gilowska była przecież postrzegana jako jedyna przeciwwaga dla ewentualnych populistycznych zapędów części obozu władzy - podkreśla autorka.
Sprawa Gilowskiej pokazuje, ze w lustracji przestaje już chodzić o wyjaśnienie czyjejś winy lub jej braku. Materiały zgromadzone przez komunistyczne służby są dziś w coraz większym stopniu wykorzystywane do gier politycznych i nie ma innego wyjścia, niż wrzucić wszystkie materiały IPN do internetu, a następnie, uzupełniając tę bazę, zaznaczać za każdym razem, skąd pochodzą nowe dokumenty. Wtedy trudniej będzie ich użyć do politycznego szantażu - proponuje Jadwiga Staniszkis.