Superliga – historia piłkarskiego puczu

  • Paweł Makosz
opublikowano: 23-04-2021, 14:15

Pomysł, który przez 48 godzin rozdzierał serce romantycznego kibica: pucz dwunastu największych klubów w Europie. Konflikt między tradycją i wizją przyszłości. Superliga to historia wielkiego ego i wielkich pieniędzy. W tym projekcie sport zszedł na drugi plan.

W niedzielę, po trzech latach przygotowań, światło dzienne ujrzał projekt nazwany przez założycieli Superligą. Podpisało się pod nim 12 klubów: Real Madryt, FC Barcelona, Atletico Madryt, Manchester City, Manchester United, Liverpool FC, Tottenham Hotspur, Chelsea FC, Arsenal FC, AC Milan, Juventus FC i Inter Mediolan.

Logo Super League
Logo Super League
European Super League Company, SL/Wikipedia Commons/Domena publiczna

Na pierwszego szefa Superligi wybrano Florentino Pereza, prezesa Realu Madryt. Wiceprezydentami zostali Andrea Agnelli, szef Juventusu, i Joel Glazer, wiceprezes Manchesteru United. Agnelli jednocześnie zrezygnował z szefowania Europejskiemu Stowarzyszeniu Klubów (ECA).

Docelowo rozgrywki zakładały udział 20 klubów. Do założycielskiej dwunastki dokooptowane miały zostać jeszcze trzy drużyny. Stawkę co roku miało uzupełniać pięć zespołów wybieranych na podstawie rezultatów osiągniętych w poprzedzającym sezonie.

Regulamin rozgrywek zakładał podział na dwie grupy. Trzy najlepsze kluby z każdej z nich bezpośrednio awansowałyby do ćwierćfinałów, zaś zespoły z miejsc 4 i 5 walczyłyby o pozostałe dwa miejsca.

Nie zdążyli wystartować

Z niedzieli na poniedziałek. Pod osłoną nocy. Bez uśmiechniętych twarzy, wielkiej pompy i anturażu. Jedynie z krótkimi oświadczeniami na stronach internetowych klubów założycielskich. Tak rozpoczął się trwający 48 godzin pucz przeciwko rozgrywkom organizowanym przez Unię Europejskich Związków Piłkarskich.

– Obserwowaliśmy dziwaczne nocne podchody, ubogość komunikacyjną, milczenie większości klubów, konsternację piłkarzy i trenerów. To samo w sobie już na starcie dewaluowało projekt i niejako zachęcało do krytyki, nieufności czy nawet kpin – mówi Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska.

Od ogłoszenia powstania rozgrywek przez kolejne kilkanaście godzin byliśmy świadkami ciszy komunikacyjnej. Przerwał ją szef Superligi, Florentino Perez, który późnym wieczorem udał się do jednej z hiszpańskich telewizji. Zdaniem Michała Pola, współzałożyciela Kanału Sportowego, prezes Realu Madryt udzielił tam „wyczerpującego wywiadu”, w którym wreszcie przedstawione zostały szczegóły dotyczące projektu.

– Perez okazał się frontmanem. Niestety strzelił bramkę samobójczą. Wypowiedź, której udzielił, była treściwa, aczkolwiek wypełniona ogromnym egoizmem. Między wierszami mogliśmy przeczytać, że nie myśli, by w pandemicznym okresie obniżyć zarobki czy przyciąć koszty kwot transferowych. Dowiedzieliśmy się natomiast, że potrzebuje pieniędzy, aby móc dalej bawić się w wielki futbol – mówi Michał Pol.

Dodatkowo wielu obserwatorów zwróciło uwagę na sformułowanie: „skoro młody kibic nie chce oglądać 90-minutowego spotkania, to może należy te mecze skrócić”. Czy to oznacza, że dla większych przychodów grupa założycielska jest gotowa ingerować w podstawowe zasady meczu piłkarskiego?

Według nieoficjalnych informacji UEFA, chcąc stać się konkurencyjnym produktem dla Superligi, jeszcze w poniedziałek rozpoczęła rozmowy z firmą Centricus. Celem było stworzenie planu, który pozwoliłby na zwiększenie finansowania kolejnych edycji Ligi Mistrzów. W grze znajdować miało się 6 mld EUR.

Nad projektem pojawiało się coraz więcej czarnych chmur. Przeciwko Superlidze opowiedziała się cała opinia publiczna. Kibice, dziennikarze, a nawet politycy. Zdaniem Grzegorza Kity jednym z najbardziej ordynarnych błędów, który został popełniony, było nieobjęcie wewnętrzną informacją własnych piłkarzy i trenerów.

– Ktoś na dzień dobry rozwalił sobie potężne aktywo komunikacyjne. Proszę wyobrazić sobie, że pojawia się informacja o powstaniu Superligi, a piłkarze dwunastu najbogatszych klubów, mający zarazem setki milionów followersów, piszą za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych, że właśnie jesteśmy świadkami ważnej chwili, historii, rewolucji, która niesie za sobą nową przyszłość. Burza trwałaby nadal, ale byłby to świetny kontrargument przeciwko potencjalnej wrogiej reakcji dla projektu - mówi Grzegorz Kita.

UEFA zareagowała z nieznaną wcześniej stanowczością. Media obiegły informacje o sankcjach, które mogą zostać zastosowane przeciwko klubom biorącym udział w Superlidze. Organizator Ligi Mistrzów, Premier League, La Liga i Seria A wydały wspólne oświadczenie, w którym zagroziły klubom założycielskim wykluczeniem ze wszystkich rozgrywek krajowych i europejskich. Przeciwko powstaniu projektu wypowiedziało się Stowarzyszenie Klubów Europejskich (ECA). Aleksander Ceferin, prezydent Unii Europejskich Związków Piłkarskich, zapowiedział, że piłkarze biorący udział w Superlidze nie zagrają w turniejach reprezentacyjnych rozgrywanych pod egidą FIFA i UEFA.

UEFA
UEFA
UEFA/Wikipedia Commons/Domena publiczna

Kolejnym ciosem dla Superligi była informacja o braku wsparcia klubów niemieckich i francuskiego Paris Saint-Germain. Karl-Heinz Rummenigge, prezes Bayernu Monachium, poinformował, że „możliwość występowania w Lidze Mistrzów była i jest wielką przyjemnością” dla mistrza Niemiec.

– Bawarczycy są doskonale prowadzonym klubem, który nie posiada żadnych długów. Nie musieli więc szukać dodatkowego finansowania - zauważa Michał Pol.

Od rozgrywek odcięło się również PSG, ale to nie powinno dziwić. Jedna z firm należących do właściciela paryżan wykupiła prawa do transmisji meczów Ligi Mistrzów.

Z każdą kolejną godziną upadek projektu zaczynał przybierać na sile. Podczas spotkania Richarda Mastersa, prezesa Premier League, z premierem Wielkiej Brytanii, Boris Johnson powiedział, że rozważa legislacyjne zablokowanie rewolucji. Swój sprzeciw publicznie wyraził napastnik Manchesteru United Marcus Rashford. Trener Manchesteru City Pep Guardiola poinformował, że niepokoi go sam pomysł stworzenia zamkniętych rozgrywek. Protestowali kibice. W Londynie miłośnicy futbolu okazali niezadowolenie, blokując autobus ze swoimi piłkarzami udającymi się na mecz.

Po tych wydarzeniach cała dwunastka zorientowała się, że nie mają dla kogo robić tego puczu. Przeciwstawiają się własnym klientom. Nie mają poparcia ani w kibicach, ani w potencjalnych nabywcach praw telewizyjnych czy nawet sponsorach zawsze idących za konsumentami. I gdy Amazon Prime Video wydał oświadczenie, odcinając się od Superligi, rozpoczęła się ucieczka z tonącego okrętu.

Manchester City jako pierwszy klub założycielski wydał krótkie oświadczenie, w którym poinformował o wycofaniu się z rozgrywek. W ślad za nim poszli Arsenal i jego rywal z północnego Londynu – Tottenham. Kilka minut później podobne informacje spłynęły od Manchesteru United i Liverpoolu.

W ten sposób Superliga, która straciła połowę swoich członków i cały angielski przyczółek, chyliła się ku końcowi. Kilka godzin później odpadł Inter Mediolan, a zanim zegar odliczył 48 godzin od wielkiego powstania, Superliga wydała niepodpisane oświadczenie potwierdzające, że projekt nie jest już wykonalny.

Władza i pieniądze

Aspekt monetarny był silnikiem napędzającym stworzenie Superligi. Rozgrywki pomogłyby załatać potężne dziury w budżetach klubów założycielskich. W sumie cała dwunastka zadłużona jest na kwotę 5,6 mld EUR.

Aby w pełni zrozumieć intencję buntowników, warto zwrócić uwagę na dwie wartości. Pierwsza dotyczy kwoty, jaką w poprzednim sezonie zarobił zwycięzca Ligi Mistrzów.

– Bayern Monachium za zdobycie trofeum otrzymał około 130 mln EUR. W Superlidze każdy z klubów założycielskich dostałby około 180 mln EUR tylko za to, że w ogóle bierze udział w rozgrywkach. To pokazuje skalę zjawiska w ujęciu rocznym – mówi Grzegorz Kita.

Druga wartość jest związana z prawami telewizyjnymi. Za jeden sezon NFL amerykańskie koncerny medialne płacą 8,32 mld EUR. Za NBA 5,8 mld EUR. Liga Mistrzów z praw telewizyjnych przynosi około 2,4 mld EUR rocznie.

– Dla każdego agresywnego finansisty czy dla amerykańskich właścicieli klubów secesjonistów oczywiste jest, że docelowo gdzieś się kryje potężna luka i potencjał. Może to być miliard więcej, mogą być trzy miliardy i na dodatek do podziału na mniejszą liczbę podmiotów. Wizja jest ponętna – dodaje Kita.

Ogromne premie z tytułu uczestnictwa w Superlidze nie byłyby możliwe, gdyby nie porozumienie z JP Morgan. Największy amerykański bank zobowiązał się do pożyczenia 3,25 mld EUR na poczet nowych rozgrywek. Zabezpieczeniem wykładanych przez bank pieniędzy miały być przyszłe przychody z tytułu sprzedaży praw do transmisji meczów.

Reakcje na giełdzie

Informacja o proponowanym nowym systemie rozgrywek piłkarskich podbiła wyceny akcji wielu klubów. Najmocniej na wartości zyskały papiery turyńskiego Juventusu.

Na zakończenie poniedziałkowej sesji notowany na giełdzie w Mediolanie Juventus podrożał o niemal 18 proc., do 0,91 EUR, osiągając najwyższą cenę od września 2020 r. Nieco mniej na wartości zyskały udziały Manchesteru United. Na nowojorskiej giełdzie angielski klub podrożał o 6,74 proc., a następnie w handlu pozasesyjnym dołożył jeszcze 2,6 proc., do 14,73 EUR. Jak wylicza „Evening Standard”, kapitalizacja obu klubów wzrosła tym samym o odpowiednio 216 mln EUR i 241 mln EUR.

Juventus Turyn
Juventus Turyn
Simone Zapella/Wikipedia Commons/Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 it

Optymizm w sektorze przeniósł się również na akcje klubów, które nie są związane z Superligą. W poniedziałek zdrożały m.in. papiery niemieckiej Borussi Dortmund (o około 7 proc.) i holenderskiego AFC Ajax (o około 1 proc.).

Po upadku projektu akcje wróciły do cen sprzed ogłoszenia Superligi.

To nie koniec

Wydarzenia z początku tygodnia doprowadziły do wielu konfliktów między właścicielami klubów założycielskich i tych, które zostałyby poszkodowane z tytułu utworzenia nowych rozgrywek. Czy więc na zawsze zapomnimy o futbolowym turnieju tylko dla gigantów? Niekoniecznie.

– Format podobny do Superligi uruchomiono już w koszykówce. Nosi nazwę Euroliga. Był jednak wprowadzany jako wspólna inicjatywa klubów, organów zarządzających ligami krajowymi i europejskimi. Tym samym możliwe było wypracowanie wspólnego pomysłu, który był atrakcyjny dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych. Nadrzędnym celem była w tym przypadku popularyzacja tej dyscypliny i możliwość przyciągnięcia nowych sponsorów. Możliwe, że również w siatkówce podobne rozwiązanie byłoby możliwe do wdrożenia. Kluczem jest, by na zmianach korzystali wszyscy, nie tylko najbogatsi – mówi Tomasz Mleczek, ekspert z firmy doradczej Grant Thronton.

Zdaniem Michała Pola zasadne jest pytanie nie czy Superliga wróci, lecz kiedy.

- Tym razem odbędzie się to jednak na innych zasadach. Przede wszystkim pod egidą UEFA - mówi popularny dziennikarz sportowy.

Nasze podwórko

Polskie kluby od lat mają problem z regularnym awansem do europejskich rozgrywek. Realnie możemy myśleć co najwyżej o grze w Lidze Europy.

– Na Ligę Mistrzów nasze kluby są w tej chwili za słabe, nie tylko sportowo, ale również finansowo - uważa Tomasz Mleczek.

Wielu romantycznych kibiców przestało więc wierzyć w europejskie podboje naszych klubów. Nie może to dziwić. Polska ekstraklasa jest 32. ligą na Starym Kontynencie.

Ekstraklasa SA
Ekstraklasa SA
Jakub Murat/Wikipedia Commons/Creative Commons Uznanie autorstwa - udostępnianie na tych samych warunkach 4.0

Według Michała Pola w żaden sposób nie mogliśmy ani skorzystać, ani stracić na zamieszaniu wokół Superligi. Choć warto odnotować, że to w trakcie tych 48 godzin prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek, został wiceprezydentem UEFA, a Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii Warszawa, awansował w strukturach Europejskiego Stowarzyszenia Klubów, trafiając do Komitetu Wykonawczego.

– Nowe stanowisko Dariusza Miodulskiego bezpośrednio nie wpłynie na sytuację Legii Warszawa. Podobnie jest w przypadku Zbigniewa Bońka. Jego nowa posada nie poprawi sytuacji materialnej polskich klubów. Musimy pamiętać, że nasza ekstraklasa jest w czwartej dziesiątce lig europejskich. Zamieszanie z Superligą tak naprawdę nas nie dotyczyło – podsumowuje Michał Pol.

Nadchodzi nowe

Superliga nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Zdaniem Grzegorza Kity najpierw musi jednak nastąpić „wymiana generacyjna, która już się rozpoczęła”. Wielu kibiców piłki nożnej ma między 40 a 60 lat. Są to osoby profutbolowe. Dorasta jednak grupa młodych konsumpcjonistów traktujących sport jako rozrywkę, a nie jako część kultury.

Dla nowego pokolenia piłka musi być przede wszystkim atrakcyjna. Jak zauważył Kita, w polskiej „ekstraklasie są mecze, w których zespoły w ciągu 45 minut nie są w stanie oddać jednego strzału na bramkę”. Czy może więc dziwić, że młody konsumpcjonista coraz częściej zieloną murawę zamienia na e-sport? Fala nadchodzących zmian jest nieunikniona.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Paweł Makosz

Polecane