Bank zanotował w 2004 r. rekordowy zysk, głównie za sprawą transakcji jednorazowych. Prawie cały zamierza wypłacić udziałowcom.
Giełdowy Bank Millennium zarobił w ubiegłym roku netto 240,5 mln zł. To prawie sześciokrotnie więcej niż w 2003 r.
— Na działalności podstawowej zarobiliśmy na czysto 75 mln zł. Reszta zysku pochodzi z transakcji jednorazowych — sprzedaży 10 proc. akcji PZU oraz portfela kredytów samochodowych — przyznaje Bogusław Kott, prezes Banku Millennium.
Sprzedaż walorów PZU powiększyła wynik netto o 161 mln zł.
— Przez cztery lata nie wypłacaliśmy dywidendy. Zarząd zaproponuje więc, by za 2004 r. wypłacić akcjonaruszom 237,8 mln zł, czyli 99 proc. zysku. Stopa dywidendy wyniesie 8,3 proc., po 28 groszy na akcję — mówi Bogusław Kott.
Przyznaje, że propozycja ta jest bezpośrednio związana z wysokim współczynnikiem wypłacalności banku, który wynosi 22,4 proc. i jest jednym z najwyższych na rynku. Więcej kapitału spółka nie byłaby w stanie wykorzystać.
— Dywidenda jest kusząca. Jednak wyniki banku, po odjęciu zdarzeń jednorazowych, nie są zachwycające. Spółka nadal ma wysokie koszty, a zwrot z kapitału ROE, uzyskany na rozwoju samego biznesu, wynosi 4 proc., gdy u najbardziej efektywnych dużych banków przekracza 15 proc. — mówi Andrzej Powierża, analityk DI BRE Banku.
Zdaniem analityków, Millennium udaje się zwiększać dochody z odsetek i prowizji, co jest związane z rozwojem produktów kredytowych — przede wszystkim hipotecznych oraz kart kredytowych.
Zarząd banku podkreśla, że w tym roku powinny to być wiodące produkty. Dlatego bank powinien odnotować wzrost dochodów z odsetek i prowizji. Celem jest także spadek wskaźnika kosztów do dochodów z 84,9 proc. do 65 proc. w 2006 r.