Od początku roku Bloomberg Commodities Index, opisujący notowania surowców, stracił pond 4 proc. W tym samym czasie indeks MSCI AC World, odzwierciedlający koniunkturę na globalnych rynkach akcji wzrósł o prawie 10 proc. Dysonans w notowaniach surowców i rynków akcyjnych zwykle był sygnałem ostrzegawczym, zwiastującym koniec rynkowej hossy. Jednak zdaniem Tomasza Wronki, zarządzającego Skarbiec TFI, powodów do niepokoju brak.

— W ostatnich kilkunastu latach rynki surowców w okresie dynamicznej poprawy koniunktury były mocniej skorelowane z rynkami akcji. W tym roku surowce są jedną z najgorzej zachowujących się klas aktywów, a rynki akcyjne konsekwentnie pną się ku górze. Nie należy ekstrapolować zależności pomiędzy notowaniami surowców i akcji, przede wszystkim dlatego, że zmieniają się uwarunkowania gospodarcze, nie wspominając już o specyficznych uwarunkowaniach dla poszczególnych rynków surowców. Obecny rozstrzał w notowaniach nie jest niepokojący — mówi Tomasz Wronka. Inaczej byłoby w sytuacji istotnego wzrostu korelacji między poszczególnymi surowcami.
— Gdy na rynkach dzieje się coś złego i rośnie awersja do ryzyka, korelacja w szczególności między cenami ropy i metalami wyraźnie rośnie. Obecnie takiej sytuacji nie ma — dodaje zarządzający Skarbiec TFI.
Wschodzące bezpieczne
Od surowców silnie uzależnione są gospodarki rynków wschodzących. Relatywnie słaby początek roku w wykonaniu surowców mógłby więc położyć się cieniem na tamtejszych rynkach. Jednak także w tym przypadku schemat nie działa.
— Zachowanie rynków wschodzących jest chyba największą niespodzianką roku. Marazm na rynkach surowców nie przeszkodził tamtejszym rynkom akcji i obligacji. Od kilku miesięcy kapitał płynie na nie szerokim strumieniem. Niemałe znaczenie ma w tym przypadku brak realizacji protekcjonistycznych postulatów Donalda Trumpa z kampanii wyborczej, w szczególności w zakresie polityki handlowej, które dla tych rynków byłyby dotkliwe — mówi Tomasz Wronka.
Zdaniem Pawła Mizerskiego, wiceprezesa i dyrektora departamentu zarządzania aktywami AXA TFI, o kondycji rynków wschodzących w najbliższej przyszłości zadecyduje sposób i szybkość, z jaką na rynkach bazowych będzie zacieśniana polityka monetarna.
— Istotna dla rynków wschodzących będzie gra między wiarą we przyspieszenie potencjalnego wzrostu gospodarczego i inflacją. Jeżeli bankom centralnym uda się wycofywać z ekspansywnej polityki monetarnej w spokojny sposób, przy utrzymaniu pozytywnych oczekiwań co do dalszego wzrostu światowej gospodarki,będzie to dobra wiadomość dla rynków wschodzących. Jeżeli zaś chodzi o ceny surowców, zakładam stabilizację w najbliższym czasie, więc nie będą kluczowe dla rynków wschodzących — mówi Paweł Mizerski.
Nudno nie będzie
Marazm na notowaniach surowców w szerokim ujęciu, opartym na Bloomberg Commodities Index, widoczny jest mniej więcej od połowy ubiegłego roku. Od tamtego czasu indeks porusza się w trendzie bocznym, w przedziale 80-90 pkt. Ciężko jednak mówić o nudzie na rynkach poszczególnych surowców, wchodzących w jego skład. Na 25 maja zaplanowane jest oficjalne spotkanie krajów OPEC. Członkowie organizacji, w skład której wchodzą najwięksi eksporterzy ropy, od wielu tygodni podkreślają, że porozumienie w sprawie cięcia wydobycia ropy powinno być przedłużone na co najmniej kolejne pół roku.
— Rynki oczekują decyzji o przedłużeniu ostatniego porozumienia o cięciu produkcji przynajmniej do końca roku. Taki jest scenariusz bazowy. Nie sądzę, aby jego realizacja wpłynęła istotnie na cenę surowca. Istotnym argumentem do wzrostu byłoby dalsze zmniejszenie produkcji. Jednak to scenariusz mniej prawdopodobny — mówi Tomasz Wronka.
Na początku roku za baryłkę ropy płacono około 56 USD, dziś 52 USD. Kilka lat temu cena była dwukrotnie wyższa. Wysiłki OPEC w kierunku ograniczenia produkcji ropy mają na celu zmniejszenie presji od strony podażowej, która od dłuższego czasu ciąży notowaniom. Problemem są zapasy, a konkretniej ich nadmiar.
— Grudniowe cięcie limitów produkcyjnych nie zmniejszyło na razie problemu wysokich zapasów. Co więcej, w pierwszym kwartale nastąpił nawet ich wzrost, według szacunków o 100 tys. baryłek dziennie. Pamiętajmy jednak, że okres wzmożonego popytu na ropę to druga połowa roku, dlatego kontynuacja ograniczania produkcji przez OPEC może podciągnąć ceny w okolice 55-60 USD za baryłkę na koniec tego roku — mówi Tomasz Wronka. Wśród surowców relatywnie dobrze w tym roku radzi sobie złoto. Od stycznia zdrożało o 7 proc.
— Wzrost ceny złota w tym roku wynika przede wszystkim z osłabienia dolara oraz niskich cen kruszcu pod koniec ubiegłego roku. Od strony fundamentalnej, poza niepokojami geopolitycznymi brakuje argumentów za znacznym, długoterminowym wzrostem cen, w szczególności w obliczu wycofywania się banków centralnych z ekspansywnej polityki monetarnej, jaką prowadziły od blisko 10 lat. Fed jest już w trakcie jej zacieśniania, a EBC prawdopodobnie niebawem również pójdzie tą drogą — mówi Tomasz Wronka.
Powodów do niepokoju jednak nie brakuje. We wtorek żółty kruszec drożał za sprawą kontrowersji dotyczących Donalda Trumpa. Doniesienia o ujawnieniu Rosji tajnych informacji dotyczących amerykańskich służb specjalnych tchnęły nowe życie w temat potencjalnego odwołania go z urzędu prezydenta.