Po tym jak w czwartek akcjonariusze Sygnity dowiedli, że wierzą w spółkę, i uchwalili emisję do 10 mln akcji, w piątek podobnie zachowali się wierzyciele i podpisali umowę o utrzymaniu finansowania do końca października. Sygnity zyskało czas, ale przed nim ogrom pracy, żeby odbić się od dna.

— To dopiero pierwszy, ale ważny etap w procesie wyprowadzenia spółki na prostą. Uniknęliśmy sanacji i zdobyliśmy czas na wprowadzenie koniecznych zmian. Teraz nasze działania skupią się na przygotowaniu planu restrukturyzacyjnego, który musi być gotowy do końca października. Do tego czasu chcemy też zamknąć emisję akcji — mówi Piotr Wierzbicki, członek zarządy oddelegowany do czasowego wykonywania funkcji wiceprezesa ds. finansowych.
Po czwartkowej informacji o emisji do 10 mln akcji w piątek notowania Sygnity potaniały o ponad 13 proc. Wpływy z emisji mają wynieść od 10 do 12 mln zł, wiec możliwe, że rynek błędnie zinterpretował zapis uchwały o emisji i obawiał się niskiej ceny emisyjnej.
— Zarząd spodziewa się, że cena emisyjna nie będzie zawierała jakiegoś istotnego dyskonta w stosunku do obecnej ceny rynkowej. Przeprowadzimy book building w szerokim gronie potencjalnie zainteresowanych inwestorów, żeby uzyskać jak najwyższą cenę — mówi Piotr Wierzbicki.
Szacowane 10-12 mln zł z emisji akcji nie zaspokaja potrzeb Sygnity. Spółka już myśli o kolejnych źródłach, których kształt będzie zależał od rozmów z wierzycielami.
— Liczymy, że zdecydowana większość obligacji i długu zostanie zrolowana i rozłożona na dłuższy okres. Jeśli tak się nie stanie, będziemy prawdopodobnie rozważać kolejne finansowanie, na przykład sprzedaż aktywów czy kolejną emisję — mówi wiceprezes.
Zmiany, które nowy zarząd chce wprowadzić, zakładają m.in. ostrożniejsze podejście do ofertowania w przetargach publicznych. To dobra informacja także dla innych graczy na rynku, którzy komentując nieoficjalnie kłopoty Sygnity, zarzucali spółce agresywne ofertowanie w przetargach i psucie rynku.
— Musimy przestawić spółkę na nowe tory, ale z kwartału na kwartał nie da się znacząco zwiększyć rentowności. Musimy wyciągnąć wnioski z popełnionych wcześniej błędów. Na pewno nie będziemy w przyszłości agresywnie ofertować w przetargach tylko po to, by zapewnić sobie cash flow czy zdobyć klientów. Takie ofertowanie nie ma sensu — w dłuższej perspektywie stawianie na cash flow kosztem wyniku się po prostu nie sprawdza. Oferty muszą uwzględniać wszystkie potencjalne rodzaje ryzyka i marże dla spółki — mówi Piotr Wierzbicki.
Kulminacja ostatnich problemów Sygnity była pokłosiem dokonania wysokichodpisów przez spółkę w raporcie półrocznym, co spowodowało złamanie kowenantów. Wiceprezes nie wyklucza możliwości dokonania kolejnych odpisów w wynikach rocznych.
— Jeśli do nich dojdzie, to albo będą związane z decyzjami o rezygnacji z jakichś obszarów działalności spółki, albo będą wynikiem podjętych w przeszłości działań i próbą urealnienia wyceny wartości niematerialnych i prawnych. Jeśli okaże się, że mamy jeszcze jakiś bagaż wcześniejszych lat, to po prostu nie będziemy chcieli go dalej za sobą ciągnąć — mówi Piotr Wierzbicki.