Sytuacja na giełdach w 2003 r. zależy od wojny z Irakiem

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2002-12-31 00:00

Z Ameryki

Jeśli USA uda się szybko pokonać Irak, formacje techniczne na rynkach walutowych i towarowych załamią się, a indeksy giełdowe będą rosły. Jeśli się nie uda, to formacje się wypełnią, a gospodarka świata wejdzie w recesję.

Rok 2002 był trzecim rokiem bessy trwającej od pęknięcia spekulacyjnego balonu w 2000 roku. Jeśli mierzyć straty za pomocą najszerszego indeksu giełdowego, to z rynku znikło 2,9 bln USD, a S&P 500 i DJIA po raz pierwszy od lat 1939-41 spadały przez 3 kolejne lata. Był to rok zdominowany w pierwszej części przez skandale finansowe w USA — uważam, że to jeszcze nie koniec tej epopei. Poza tym był to rok geopolityki — trwała walka z terroryzmem. Można powiedzieć również, że to był rok zawiedzionych nadziei. Od końca 2001 analitycy oczekiwali ożywienia gospodarczego. Na skutek bezprecedensowego obniżania stóp procentowych ono wystąpiło, ale w drugiej połowie roku zamieniło się w stagnację.

Podziwiam odwagę olbrzymiej większości analityków, którzy twierdzą, że w drugiej połowie 2003 roku gospodarka świata zacznie się ożywiać. Uważam, że obiektywny analityk powinien powiedzieć: jeśli wojna z Irakiem będzie sukcesem USA, to ożywienie nadejdzie — choćby z powodu niezwykle taniej ropy. Jeśli sprawa zacznie się komplikować, szyby naftowe zostaną zniszczone, terroryści zaczną atakować w sercu naszej cywilizacji, a do tego dojdzie problem Korei Północnej, to możemy wejść w recesję podobną do tej w latach 30. ubiegłego wieku.

Techniczna analiza rynków walutowych i towarowych sygnalizuje, że wojna z Irakiem nie będzie sukcesem USA. Na wykresach powstały formacje sygnalizujące, że świat czekają ciężkie czasy. Podwójne dno na wykresie złota mówi o wzroście ceny przynajmniej o następne 20 proc. Odwrócona RGR na wykresie cen ropy naftowej sygnalizuje wzrost ceny o dalsze 35 proc. (w tym roku już +65 proc.), a wyjście z flagi dolara sygnalizuje osłabienie przynajmniej o kolejne 11 proc. (po 22 proc. w tym roku). To zwiększa zyski eksporterów, ale utrudnia finansowanie deficytów i wywołuje odpływ kapitałów z rynków finansowych.

Dlaczego administracja amerykańska tak ryzykuje prowadząc do wojny z Irakiem, przez co od miesiąca świat żyje geopolityką, a indeksy giełdowe spadają utrudniając wyjście z marazmu? Myślę, że nie ma innego pomysłu na poważne ożywienie gospodarki. Jeśli Bushowi się uda, to będzie chodził w glorii sławy, a gospodarka ruszy z kopyta. Jeśli się nie uda, to formacje się wypełnią, gospodarka światowa wejdzie w recesję, spadki indeksów pogłębią się, a nazwisko obecnego prezydenta niechlubnie zapisze się w historii USA. Trzeciego wyjścia nie ma.

Nie próbuję pisać o ewentualnym przebiegu wojny, bo sparzyłem się na prognozowaniu tego, co może się stać po 11 września 2001. Oczekiwałem partii szachów, następnych ataków terrorystycznych w USA. Byłem w dobrym towarzystwie (CIA, FBI). Na obszarze naszej cywilizacji nic się nie wydarzyło. Czy to oznacza, że już nic się nie wydarzy? Z pewnością wydarzy się, a teraz trwa cisza przed burzą. Pytanie tylko, jaka będzie skala i czy będzie to akt jednorazowy, czy rozciągnięta w czasie seria. Zagrożenie zwiększy się gwałtownie po wojnie w Iraku. Jeśli pojawią się seryjne ataki terrorystyczne na obszarze USA i Europy, to recesja światowa jest pewna. Analitycy twierdzą, że wojna nie będzie taka prosta jak w Afganistanie, ale potrwa maksimum 3 miesiące i zakończy się sukcesem USA. Tyle że analitycy zazwyczaj nieomylnie się mylą... Nie ulega wątpliwości, że Saddam Husajn zostanie obalony, ale nie wiadomo, jakim kosztem. Nie wiadomo, jak zareagują państwa Półwyspu Arabskiego i cała reszta krajów islamskich. Jestem pesymistą, ale nie chciałbym narzucać państwu swojego punktu widzenia. Proszę, byście nie wierzyli do końca w to, że wojna jest już w cenach. Tak, jest, ale wyłącznie wojna krótka z sukcesem USA na końcu i z szybkim podjęciem produkcji ropy przez Irak.

W analizie technicznej widać, że od 2000 roku spadki indeksów są coraz większe (z wyjątkiem Nasdaq). Jeśli tak zachowuje się kurs spółki z sesji na sesję to wiemy, że zanosi się na duży spadek kończący przecenę. Byłbym ostrożny przy stosowaniu tego schematu do indeksów. Ponieważ korekty zawsze przyjmują formę trójfalową (ABC) to równie prawdopodobna jest w 2003 roku korekta, czyli fala B. Uważam jednak, że nawet wtedy bessa się nie skończy. W obrazie technicznym duża, pięcioletnia formacja RGR na S&P 500 sygnalizuje, że indeks powinien sięgnąć przynajmniej poziomu 600 pkt. Dopiero wyraźny powrót nad 965 pkt załamywałby tę formację i kazałby myśleć o innych rozwiązaniach.

Jest wiele argumentów potwierdzających tezę mówiącą, że bessa będzie jeszcze trwała. Można jednak spokojnie ograniczyć się do najważniejszego i najprostszego argumentu. W czasie hossy ceny akcji rosną do poziomów całkowicie irracjonalnych. W czasie bessy spadają do całkowicie irracjonalnych. Czy średni wskaźnik C/Z dla S&P 500 w wysokości 30 to już ten irracjonalnie niski poziom? Oczywiście, że nie. Gdyby to było 10, można by się zastanawiać, czy to przypadkiem nie koniec bessy. Zyski spółek nie mają szans tak wzrastać, by wskaźnik spadł do rozsądnych wielkości. Sytuacja w spółkach jest taka, że nawet bez negatywnego wpływu wojny, pracownicy nie widzą możliwości poprawy zysków (ciągle sprzedają akcje i to w dużych ilościach). Nic dziwnego — kończą się proste rezerwy, a teraz zaczną się prawdziwe problemy. Trzeci, kolejny rok z rzędu spadała wartość netto gospodarstwa domowego po 50 latach kolejnych wzrostów. Amerykanie są przestraszeni. Spłacają kredyty i tną wydatki — to ogranicza możliwości podnoszenia cen i zmniejsza zyski spółek.

Nadchodzący rok można podzielić na dwie wyraźne części. Pierwsza połowa będzie zdominowana wojną z Irakiem. Wydaje się mało prawdopodobne, by można jej było uniknąć. Przebieg wojny zadecyduje o tym, czy sprawdzą się formacje techniczne, o których wyżej pisałem. Druga część roku będzie zależała od pierwszej i nic nie da się o niej powiedzieć, zanim nie zakończy się wojna. I od tego zależy, czy będziemy mieć dalszy ciąg fali A bessy, czy zrealizujemy falę B korekty, która mogłaby doprowadzić S&P 500 nawet do 1200 pkt. I na zakończenie przypominam stare powiedzenie Wall Street: „Jaki będzie pierwszy tydzień stycznia, taki będzie cały miesiąc i cały rok”.

Z Polski

Trudno się spodziewać, by nasze wejście do Unii poprawiło sytuację w Polsce. Pierwsze lata będą ciężkie. Nie można wykluczyć napięć w sferze budżetowej oraz zwiększenia bezrobocia.

Sytuacja w największej gospodarce świata będzie determinowała to, co będzie się działo w gospodarkach innych krajów. Możemy mówić o chwilowej utracie korelacji, o mniejszych ruchach indeksów, ale kierunek będzie podobny. Jednak, jeśli spojrzy się na liczby, to widać wyraźną różnicę w krajach wchodzących do UE w stosunku do całej reszty. Rynek amerykański spadł do 27.12 o 24 proc. (S&P; 500), XETRA DAX o 45 proc., CAC-40 o 35 proc., ale węgierski BUX wzrósł o 10,2 proc., czeski PX-50 wzrósł o 14,7 proc., a nasz rynek wzrósł o 3,5 proc. (WIG). Ten rok Polsce też przyniósł bessę, ale jej rozmiar był ograniczony — wpłynął na to proces wchodzenia do UE.

Fundusze mają jeden plus — nie można z nich wyciągać kapitałów, a pieniądze co miesiąc wpływają. To może się jednak zmienić. Budżet państwa w 2004 r. też będzie trudny. Są już pomysły, by zezwolić na wycofywanie kapitałów z OFE i powrót do ZUS. Gdyby taka dyskusja zaczęła się krystalizować w projekt ustawy, skutek mógłby być piorunujący. Pierwsze reakcje byłyby paniczne, ale szybko fundusze musiałyby postawić na współzawodnictwo i na osiąganie zysków, a nie dopasowywanie się do średniej. W dłuższym okresie byłoby to dla rynku korzystne.

Przypominam, że według mnie niesłusznie mówiąc o konwergencji twierdzi się, iż ceny polskich akcji powinny już wyrównywać się wskaźnikowo z akcjami w Eurolandzie. Oczywiście, docelowo tak będzie (po wejściu do UE). Gdyby taki proces miał trwać obecnie to nasz rynek powinien być na poziomie o 35 proc. niższym. Poza tym sytuacja gospodarcza w Eurolandzie jest bardzo niepewna i nie widać możliwości, by nasze wejście do Unii poprawiło sytuację w Polsce. Jest to więc nie tyle konwergencja, ile „konwergencja”. Zagraniczne fundusze korzystają z okazji i przed każdym ważnym wydarzeniem związanym z wejściem do UE wywołują wzrosty. W tym roku będą dwie takie okazje do podciągnięcia rynku. W kwietniu będzie to podpisanie traktatu w Atenach, co może wywołać krótkie ruchy wzrostowe — przygotowanie do następnego etapu. Chodzi oczywiście o referendum. Tutaj może być sporo niepewności, więc będzie istniał grunt do wywołania wzrostów. Tylko w niepewnej sytuacji można mówić o sensownych wzrostach indeksów.

Jeszcze z jednego powodu nadchodzący rok jest bardzo ważny: kończy się zwolnienie podatkowe dla indywidualnych graczy. Ewentualne przedłużenie zwolnienia nie wpłynie na poprawę koniunktury. Brak takiej nowelizacji zapewni natomiast wyprzedaż w końcu roku. Wtedy zobaczymy, jak dużo akcji mają osoby indywidualne. Trzeba brać pod uwagę, że w wielu przypadkach inwestorzy indywidualni mogą obracać pieniędzmi firm w celu uniknięcia podatku i stąd być może obliczany przez GPW udział prywatnych inwestorów w obrotach giełdy ma wynieść 30 proc.

Teoretycznie można mówić o tym, że zyski spółek zaczną rosnąć na skutek ożywienia gospodarczego. Rośnie produkcja i eksport (co prawda przede wszystkim w ujęciu dolarowym ze względu na znaczne osłabienie tej waluty). Ale GUS pokazuje, że firmy oczekują pogorszenia sytuacji. Być może sytuacja gospodarcza zaczęła się poprawiać na skutek opóźnienia fazowego w stosunku do UE, ale to może być proces krótkotrwały skoro w Eurolandzie zanosi się na stagnację albo nawet recesję. Komu będziemy sprzedawali, jeśli nasi najważniejsi partnerzy będą mieli kryzys w gospodarce? I przy okazji, jeśli chodzi o wzrost PKB: kto będzie miał rację — Grzegorz Kołodko, minister finansów, czy jego krytycy?

Jeśli chodzi o prognozy na 2003 rok, to nasza sytuacja będzie zależała od światowej, jednak wyróżnikiem będą wydarzenia związane z wejściem do UE. Dlatego uważam, że rynek będzie nadal silniejszy od giełd światowych, ale czy to wywoła hossę, czy dalszy ciąg łagodnej bessy, zależy od wojny z Irakiem. Możliwe dziś są dwa scenariusze. Pesymistyczny to zejście WIG pod 13 770 pkt i powrót do bessy z przełamaniem październikowych dołków. Optymistyczny to podtrzymanie numeracji fal. Wtedy czekałaby nas jeszcze podfala piąta z zakresem wzrostu do około 16 000 pkt. I na tym nie koniec. Po korekcie rozpoczęłaby się długa fala trzecia, która doprowadziłby do przełamania szczytu na 22 000 pkt. Trzeba trzymać kciuki po rozpoczęciu wojny z Irakiem. Życzę państwu, by rok 2003 był dla państwa najlepszy z możliwych.