Polski sektor bankowy swój sukces zawdzięcza dobremu prawu, stabilności i konsekwencji władz nadzorczych, prywatyzacji oraz stałości zarządów.
Ubiegły rok był rekordowy w siedemnastoletniej historii współczesnego systemu bankowego. Instytucje finansowe odnotowały najlepsze wyniki finansowe. Poprawiły zdecydowanie wskaźniki efektywności i swoje pozycje rynkowe. A wiele wskazuje na to, że ten rok będzie dla nich jeszcze lepszy. Przypadek?
Skala makro
Jeśli spojrzymy na rozwój, prywatyzację i przekształcenia własnościowe ostatnich siedemnastu lat, zauważymy, że polski sektor bankowy miał wyjątkowe szczęście. I to przede wszystkim dlatego, że nie był kartą przetargową koalicji i ugrupowań politycznych. Rozpoczęta na początku lat dziewięćdziesiątych prywatyzacja została przeprowadzona bez większych oporów i była konsekwentnie realizowana przez kolejnych szefów resortu skarbu, co — jak wiemy — nie zdarza się często. Do tego, już na początku przemian gospodarczych, stworzone zostały warunki prawne, a także zachęty gospodarcze do tworzenia banków prywatnych. Czy któremuś jeszcze sektorowi tak się poszczęściło? Raczej nie.
Pierwsze zwiastuny demokratyzacji systemu bankowego pojawiły się zresztą długo przed debatą Okrągłego Stołu. W 1982 r. powstała ustawa Prawo bankowe. Wadliwa, ale umożliwiła tworzenie nowych banków. Dzięki niej, jeszcze przed 1989 r., powstał Bank Rozwoju Eksportu (BRE Bank). Utworzyło go Ministerstwo Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, Ministerstwo Finansów, NBP, BHW, Pekao SA, BGŻ oraz centrale handlu zagranicznego (mieszany kapitał państwowo-prywatny będzie charakterystyczny dla tworzenia kilka lat później pierwszych prywatnych instytucji finansowych).
Zanim pojawił się BRE, na naszym rynku był tylko NBP spełniający funkcje i banku komercyjnego, i niektóre banku centralnego, Bank Handlowy — do obsługi obrotów handlowych Polski, BGŻ — do obsługi rolnictwa, Pekao — zajmował się operacjami dewizowymi ludności. W ograniczonym zakresie działał BGK, a w 1987 r. NBP wydzielił PKO BP do obsługi ludności. Dwa lata później, także z banku centralnego, zostało wydzielonych dziewięć banków regionalnych: BGK z Łodzi, PBK z Warszawy, BSK z Katowic, WBK z Poznania, Bank Zachodni z Wrocławia, Bank Gdański, BPH z Krakowa, BDK z Lublina i PBKS ze Szczecina. Stworzyły podwaliny nowoczesnej polskiej bankowości i co ciekawe, od samego początku budowano je z myślą o przyszłej prywatyzacji.
Do tego, po 1989 r. powstało wiele instytucji finansowych, większość z kapitałem mieszanym. Tworzono przede wszystkim instytucje wyspecjalizowane — do wspierania sektorów (np. Cuprum Bank), wzmacniania regionów (np. Bank Częstochowa), rozwoju miejsc pracy (np. BISE). Do tego pojawiły się pierwsze banki zagraniczne: Bank Amerykański, Raiffeisen, Citibank, Bank Creditanstalt i inne. Zagraniczni inwestorzy zachęceni zostali ulgami podatkowymi, swobodą transferu części zysków czy możliwością utrzymywania kapitałów w walutach. Nastąpiła prawdziwa eksplozja bankowości.
Wsparcie prywatyzacją
W 1993 r. było już 87 banków komercyjnych (i ponad 1,6 tys. spółdzielczych), z czego 70 miało kapitał mieszany prywatno-państwowy, a czternaście było instytucjami państwymi. Po siedemnastu latach mamy 55 banków komercyjnych (i niespełna 600 spółdzielczych), w tym 45 kontroluje kapitał zagraniczny, a 10 kapitał polski — wynika z danych NBP. Bank w pełni państwowy mamy jeden — BGK, a PKO BP, BOŚ i Bank Pocztowy mają w swym akcjonariacie przeważający udział kapitału rządowego. To efekt sprawnie przeprowadzonej prywatyzacji. Prowadzona była w trzech płaszczyznach: przez inwestora zagranicznego, udziałowca krajowego, w obu przypadkach zwykle prywatny bank, i przez giełdę — co przyczyniło się do rozwoju rynku publicznego. Do tej pory w WIG20 ma 5 banków i jest to najsilniejsza reprezentacja branżowa w indeksie największych spółek notowanych na GPW. Zresztą gdyby nie ograniczenia, banków w WIG20 byłoby jeszcze więcej. Giełda była punktem wyjścia do prywatyzacji Banku Gdańskiego, PBK, BHW, Pekao. Był to pierwszy etap ich prywatyzacji, dopiero w drugim pozyskano dla nich inwestorów instytucjonalnych. Często także łączono formy prywatyzacji, część walorów sprzedając w obrocie publicznym, a część inwestorowi branżowemu, tak np. było w przypadku WBK czy BPH. Proces prywatyzacji został zakończony w ubiegłym roku sprzedażą większościowego pakietu akcji BGŻ, konsorcjum Rabobanku i EBOiR. I niewątpliwie to prywatyzacja przyczyniła się do tego, że z niestabilnego kapitałowo sektora początku lat 90. mamy jeden z najsilniejszych systemów bankowych w regionie Europy Środkowej i Wschodniej. I to od nas inne kraje uczą się tworzenia stabilnych systemów finansowych z pełnym zapleczem prawnym i nadzorczym.
Skala mikro
Niewątpliwie polskie banki zawdzięczają to stabilności odpowiedzialnego za sektor Narodowego Banku Polskiego i jego organów nadzorczych. Po pierwszych zamieszaniach początkowego okresu przemian, od czternastu lat NBP ma dopiero drugiego prezesa. Ta stałość zarządzających przyczyniła się do tego, że konsekwentnie można było realizować politykę wzmacniania złotego — a stabilna waluta sprzyja sektorowi — i rozwoju sektora bankowego, dotyczącą np. tworzenia i ulepszania norm prawnych, w których działają instytucje finansowe, a także stworzenia całego systemu bezpieczeństwa.
Do tego niewiele częściej niż władze NBP zmieniają się władze samych banków. Zwykle jest to związane z fuzjami, wówczas jeden zarząd musi opuścić miejsce. Bank Millennium czy BISE to przykłady spółek mających tych samych szefów od kilkunastu lat. BRE Bank i BHW mają po trzecim prezesie. Drugi pod względem wielkości bank na rynku — Pekao ma w swej nowożytnej historii czwartego szefa. Największy PKO BP — aż szóstego, co jest w przypadku banków bardzo dużym obrotem.
Ta niewielka rotacja na głównych stanowiskach także sprzyja rozwojowi spółek, w tym przypadku w wymiarze mikro, czyli jednostkowym.
Ale to kolejny czynnik, który spowodował, że przemiany, jakie przez 17 lat zaszły w polskim systemie bankowym, mogą być wzorem dla innych branży.