Szkoła szefów

Marta Biernacka, Joanna Inorowicz
opublikowano: 2005-06-06 00:00

MBA to awans, prestiż i kasa, ale też problemy. Jak wybrać dobre studia i kto ma za nie zapłacić — firma czy pracownik — to tylko niektóre z nich.

Michał Iwanow, doradca klientów korporacyjnych w ING Banku Śląskim, niedługo ukończy dwuletnie studia Master of Business Administration (MBA) w warszawskiej Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. L. Koźmińskiego. Już myśli o awansie na kierownicze stanowisko. W tym przypadku ambicje pracownika pokryły się z planami pracodawcy wobec dalszego rozwoju jego kariery. Połowę kosztów studiów, 3 tys. funtów, zgodził się zapłacić bank.

Historia Tomasza Pokory, dyrektora ds. rozwoju frachtu w firmie logistycznej DHL, potoczyła się zupełnie inaczej. 70 tys. zł za kurs w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej zapłacił z własnej kieszeni. W czerwcu obroni dyplom i dopiero wtedy przyjdzie czas na oczekiwania — wyższej płacy i stanowiska w międzynarodowej strukturze firmy.

Ważna jakość

Co to jest to MBA?

— To nauka zarządzania firmą, opracowywania strategii rozwoju, studiowanie biznesu na podstawie konkretnych przypadków. Zgodnie z pierwotną koncepcją amerykańskich inicjatorów MBA miało być szkołą ekonomii dla ludzi o wykształceniu technicznym, np. inżynierów — mówi Bernhard Matussek.

To najbardziej rozpoznawalny dyplom akademicki na świecie. Moda na kurs wśród polskich menedżerów, pobudziła apetyt wyższych szkół na jego organizowanie. Oferuje go już ponad 50 uczelni.

— Kandydatów do pracy z takim dyplomem jest coraz więcej. Samo wpisanie w CV faktu ukończenia MBA nie robi już wrażenia, chyba że na jednej z najbardziej prestiżowych uczelni — mówi Bernhard Matussek, partner i senior consultant w firmie doradztwa personalnego Kienbaum.

Eksperci gorąco zachęcają, by na studia MBA pracodawcy wysyłali osoby, które ukończyły politechnikę i inne uczelnie techniczne.

— Inżynierowie, medycy, których firmy z branży farmaceutycznej szykują na menedżerów, informatycy, którzy mają zostać kierownikami projektów — wszyscy oni po studiach MBA zdobędą kwalifikacje kierownicze — mówi Anna Buczyńska z Jobpilot.pl.

Coś za coś

MBA to niemały wydatek — w Polsce od 20 do 70 tys zł. Za studia menedżer może zapłacić z własnej kieszeni. Często jednak pracodawca wykłada pieniądze. Zdaniem Anny Buczyńskiej to sposób na „wychowanie” przyszłych kierowników, korzystny również dla małych i średnich podmiotów.

— Zazwyczaj pracują jako „pełniący obowiązki”, by potem zastąpić odchodzącą na emeryturę starszą kadrę menedżerską. W międzynarodowych firmach to powszechna praktyka — mówi Anna Buczyńska.

Partycypacja w kosztach edukacji ma swoje uzasadnienie w sytuacji, w której prośba menedżera pokrywa się z planami firmy wobec jego kariery. Tak jest np. w ING Banku Śląskim.

— Bank refinansuje studia podyplomowe, w tym także MBA, osobom z kadry kierowniczej lub tym pracownikom, których widzi w przyszłości na stanowiskach menedżerskich. W banku i całej grupie ING działa zespół talent management, którego rolą jest wyszukiwanie i rozwój ścieżek kariery najzdolniejszych pracowników — mówi Danuta Kaps z departamentu zarządzania zasobami ludzkimi w ING Banku Śląskim.

Przezorni z umową

Jeśli absolwent MBA po ich ukończeniu zacznie szukać innej pracy, to są sposoby, aby zabezpieczyć się przed takimi niespodziankami.

— Można zażądać od podwładnego podpisania umowy lojalnościowej, na podstawie której nie będzie mógł opuścić firmy przez maksimum 3 lata po studiach, chyba że zwróci część poniesionych przez nią kosztów — mówi Mikołaj Illukowicz, radca prawny w kancelarii M. Illukowicz i Partnerzy.

Tomasz Kabarowski z Polskich Sieci Elektroenergetycznych wspomina, że dopiero po długich negocjacjach i wielotygodniowej argumentacji firma zgodziła się dopłacić do jego studiów. Warunkiem była umowa, w której Kabarowski zobowiązał się nie odchodzić z pracy przez 2 lata po ich zakończeniu.

Większe pieniądze

Szef firmy, która partycypuje w kosztach MBA, musi liczyć się z tym, że pracownik będzie oczekiwał nowych perspektyw zawodowych i zarobkowych.

W USA roczna pensja menedżerów już w pierwszym roku po uzyskaniu dyplomu MBA wzrasta średnio o 20 tys. dolarów, w Polsce zazwyczaj o 20-30 proc.

— Szefowie, którzy nie chcą sponsorować menedżera, zazwyczaj zdają sobie sprawę, że nie będą w stanie zaspokoić jego apetytu na pieniądze — mówi Paweł Gniazdowski z DBM Polska.