„Zamierzamy w znacznie większym stopniu wspierać producentów wyrobów medycznych, bo w tej kategorii Polska ma największy potencjał osiągnięcia globalnego sukcesu” - zapowiedział niedawno na łamach PB Radosław Sierpiński, prezes Agencji Badań Medycznych.
O globalnym sukcesie marzy Medical Inventi, lubelski start-up, który od lat pracuje nad tzw. sztuczną kością, czyli materiałem stosowanym w ortopedii, m.in. w przypadku urazów kończyn.
- Regenerację ubytków kostnych wspomaga się najczęściej metalowymi implantami i pobraną od pacjentów tkanką, np. z biodra. Coraz częściej, zwłaszcza na Zachodzie, stosowane są jednak syntetyczne implanty, których nie trzeba usuwać po zrośnięciu się kości. Cały rynek implantów globalnie jest wart ok. 4 mld EUR i sądzimy, że z naszym produktem możemy zdobyć jego część - mówi Maciej Maniecki, prezes i znaczący akcjonariusz Medical Inventi.
Start-up do tej pory pozyskał od inwestorów indywidualnych, funduszu z grupy Rockbridge, a także z grantów ponad 20 mln zł. Jego produkt pod marką FlexiOss został wykorzystany przy ponad stu zabiegach, m.in. w ramach badań klinicznych.
- Nasz flagowy produkt jest chroniony patentami, przeszedł badania kliniczne i uzyskał dopuszczenie na rynek europejski. Teraz jesteśmy w kluczowym momencie – musimy go skutecznie skomercjalizować i wejść na rynki zagraniczne, na co potrzebujemy dodatkowego finansowania. Będziemy starać się o kolejne dotacje, a w drugim kwartale przyszłego roku prawdopodobnie pójdziemy na rynek po ok. 10 mln zł na rozwój - zapowiada Maciej Maniecki.

Pomysł z uczelni
Medical Inventi jest niezbyt częstym na polskim rynku przykładem start-upu, który komercjalizuje uczelniane pomysły naukowe. Wyrósł ponad dekadę temu z projektu naukowego prowadzonego na lubelskim Uniwersytecie Medycznym przez prof. Grażynę Ginalską i Annę Belcarz.
- Materiałów kościozastępczych na bazie wapnia, takich jak nasz, jest już na rynku sporo, ale FlexiOss ma kilka cech, które go wyróżniają. Standardowo syntetyczne hydroksyapatyty [minerały, będące składnikiem kości i zębów – red.] łączy się za pomocą białek. U nas materiałem wiążącym jest kurdlan, czyli cukier, co po pierwsze zmniejsza toksyczność, a po drugie wyraźnie zwiększa elastyczność implantu. To zaś sprawia, że można go stosować przy większych ubytkach i jest łatwiejszy w obróbce dla ortopedów - tłumaczy Maciej Maniecki.
Szef medycznego start-upu to postać dobrze znana w polskiej branży informatycznej. Na początku lat 90. współtworzył spółkę Safo, która wyspecjalizowała się w oprogramowaniu ERP dla przedsiębiorstw, a potem został jej prezesem. W 2007 r. sprzedał pakiet kontrolny grupie Asseco, która na bazie Safo i kilku innych firm zbudowała spółkę zależną Asseco Business Solutions.
- Po tym, jak przestałem być aktywnym menedżerem w branży informatycznej, postanowiłem zostać „aniołem biznesu”, choć niezbyt podoba mi się ta nazwa. Zainwestowałem w kilka start-upów, wśród nich w Medical Inventi, i w praktyce przeszedłem na wcześniejszą emeryturę. W ostatnich latach uznałem jednak, że Medical Inventi ma bardzo duży potencjał i najlepiej dla spółki będzie, jeśli naukowcy skoncentrują się na pracach naukowych, a menedżerowie na zarządzaniu, więc wszedłem do zarządu – opowiada prezes start-upu.
Pierwsze kroki
Punktem odniesienia dla polskiego start-upu jest szwedzka spółka BoneSupport, notowana w Sztokholmie i wyceniana na 4,5 mld SEK, czyli ok. 2 mld zł.
- Szwedzi są oczywiście znacznie bardziej zaawansowani w komercjalizacji i używają nieco innej technologii niż nasza, ale ich historia udowadnia potencjał tej niszy rynku wyrobów medycznych. My mamy już wszystkie najtrudniejsze naukowe etapy za sobą, opracowaliśmy też technologię masowej produkcji biokompozytu. Teraz wyzwaniem jest przekonanie do produktu lekarzy, a także nawiązanie relacji z dystrybutorami w innych krajach – mówi Maciej Maniecki.
Na razie, mimo dopuszczenia na rynek europejski prawie dwa lata temu, przychody spółki są śladowe – w 2020 r. (ostatnie dostępne dane) wynosiły ok. 50 tys. zł.
- To był okres pandemii, więc komercjalizacja była utrudniona. Nawiązaliśmy jednak kontakt z ponad setką polskich szpitali i ortopedzi stopniowo przekonują się do naszego pomysłu – komponenty kościozastępcze są zresztą refundowane jako ułamek kilkunastotysięcznego kosztu standardowego zabiegu. Teraz zamierzamy pójść znacznie szerzej z działaniami sprzedażowymi – mówi prezes Medical Inventi.
Jakich materiałów w leczeniu ubytków kostnych używają obecnie ortopedzi?
Wszystko zależy od ośrodka. Są ośrodki, które z nie stosują żadnych preparatów kościozastępczych - jest to uwarunkowane tradycją lub ograniczeniami finansowymi. Są ośrodki, które stosują przeszczepy kostne pobierane ze zwłok lub od samego pacjenta z talerza kości biodrowej lub z bliższego końca kości piszczelowej oraz są ośrodki, które mogą sobie pozwolić na zastosowanie preparatów kościozastępczych.
Czy „sztuczne kości" są potencjalnie przełomem terapeutycznym, czy po prostu alternatywnym materiałem w kategorii, w której konkurencja między różnymi rozwiązaniami jest już duża?
Preparaty kościozastępcze są stosowane od kilkunastu lat. Ograniczeniem była dostępność i cena. Nie są konkurencją dla szeroko stosowanych zespoleń kości czy innego rodzaju implantów, ale przy ich użyciu możemy skuteczniej uzupełniać ubytki kostne powstałe z powodu guzów kości, chorób metabolicznych kości, destrukcji kości z powodu obluzowań endoprotez oraz w ubytkach pourazowych. Stosując te preparaty w leczeniu złamań kości np. w trakcie stabilizacji płytkowej czy gwoździami środszpikowymi - szczególnie u osób starszych ze słabą jakością tkanki kostnej - możemy pomóc naturze w tworzeniu zrostu kostnego, redukując tym samym liczbę powikłań braku zrostu.
O jakiej skali rynku mówimy potencjalnie w przypadku Polski – ile mniej więcej zabiegów, wymagających zastosowania takich komponentów, wykonuje się rocznie w kraju?
Jest to trudne do oszacowania ze względu na podejście lekarza, który leczy daną jednostkę chorobową i to, czy ma przekonanie do tej metody. Kolejny czynnik to finanse, cena preparatu. Jeśli preparat byłby przystępny cenowo oraz miałby dobre wyniki kliniczne, mógłby być stosowany wręcz rutynowo, szczególnie w leczeniu złamań u seniorów. Niestety procedury w traumatologii narządu ruchu nie są korzystnie wycenione przez NFZ. Niejednokrotnie leczenie złamania z użyciem implantu jest na granicy kwoty refundowanej przez NFZ. Sam preparat kościozastępczy nie wystarczy, a w połączeniu z implantem procedura staje się nierentowna. Inaczej jest w onkologii narządu ruchu, gdzie finansowanie przez NFZ jest lepsze i wykorzystanie preparatów kościozastępczych nie obciąży finansów ośrodka. Podobna sytuacja ma miejsce w procedurach rekonstrukcyjnych np. po przebytych endoprotezoplastykach.
Kierunki ekspansji
Na razie priorytetem spółki są rynki Europy Środkowej i Południowej, gdzie konkurencja jest mniejsza, a także kraje bliskowschodnie.
- W dalszej kolejności planujemy ekspansję w Europie Północnej i Zachodniej. Planujemy przeprowadzenie dodatkowych badań klinicznych w tamtejszych ośrodkach, by łatwiej przekonywać lekarzy do stosowania naszego produktu. Od roku przygotowujemy też dokumentację na potrzeby wniosku do amerykańskiej FDA i liczymy na dopuszczenie na tamtejszy rynek w połowie 2023 r. Na to wszystko będziemy potrzebowali dodatkowego finansowania – tłumaczy Maciej Maniecki.
Spółka zaczęła też rozwijać równolegle dwa projekty, wykorzystujące tę samą technologię: jeden na potrzeby rynku stomatologicznego, a drugi – weterynaryjnego.
- Co najmniej przez najbliższe 2,5 roku chcemy rozwijać się samodzielnie, wykorzystując granty i pieniądze inwestorów. Potem scenariusze są dwa: albo znajdziemy inwestora branżowego chętnego na całą spółkę, albo wejdziemy na giełdę, niekoniecznie w Polsce – mówi prezes Medical Inventi.
