Szumne deklaracje, małe osiągnięcia

Adam Sofuł
opublikowano: 2006-07-18 00:00

Wszystkie cele, jakie sobie wyznaczyliśmy, zostały osiągnięte — mówił na zakończenie petersburskiego szczytu grupy G-8 prezydent Rosji Władimir Putin. Jako gospodarz spotkania miał, rzecz jasna, przywilej podsumowania obrad, jednak tezę o osiągnięciu wszystkich celów wygłosił raczej w imieniu Rosji niż siedmiu pozostałych przywódców.

Głównym tematem obrad petersburskiego szczytu miało być globalne bezpieczeństwo energetyczne. Na marginesie można przypomnieć, że stanowi to niejako powrót do źródeł tego ekskluzywnego klubu — pierwszy szczyt, wówczas jeszcze sześciu najbardziej uprzemysłowionych krajów świata, został zwołany w 1975 roku w reakcji na kryzys energetyczny lat 70. W Petersburgu ośmiu przywódców mocarstw debatowało, w chwili gdy ceny ropy naftowej biły rekordy wszech czasów, a Bliski Wschód rozpalał kolejny konflikt, który lada moment może przerodzić się w otwartą wojnę. W tym kontekście Rosja jawiła się jako stabilny, przewidywalny i solidny dostawca surowców energetycznych. Trudno było oczekiwać, że Rosja pójdzie na jakieś znaczące ustępstwa w kwestii liberalizacji swojego rynku energii.

Nie ziściły się więc nadzieje (to prawda, że mizerne) przywódców europejskich mocarstw, że Rosja ratyfikuje Kartę energetyczną, co oznaczałoby jej zgodę na liberalizację swojego rynku energii. Zamiast tego w komunikacie po szczycie znalazły się dość ogólnikowe stwierdzenia, że kraje „ósemki” będą zmierzać „do ograniczenia barier na drodze inwestycji i handlu w sektorze energetycznym”. W jakim tempie będą zmierzać, to już pozostaje słodką tajemnicą przywódców. Testem intencji Putina będą losy uchwalonej niedawno przez Dumę ustawy przyznającej Gazpromowi monopol w handlu rosyjskim gazem. Jeśli prezydent Rosji podpisze tę ustawę, będzie to oznaczało, że Europa na liberalizację rosyjskiego rynku będzie musiała poczekać, chyba że spełni żądania Rosjan dostępu do swoich sieci energetycznych. Szczyt tego nie rozstrzygnął, a rozwiązanie problemu odsunął w czasie. Od Rosji udało się wydobyć jedynie ostrożną deklarację intencji i jedynie poparcie dla zasad karty, ale już nie jej ratyfikację. To mały kroczek, tyle że opakowany w wielkie słowa. Ale i Putin musiał na starcie szczytu przełknąć małą gorzką pigułkę — Rosja nie została jeszcze członkiem Światowej Organizacji Handlu. Przyjęcie Rosji do WTO uświetniłoby szczyt, ale i tak jej wstąpienie do WTO jest bliższe niż liberalizacja rynku energii.

Ambicją Putina jest powrót Rosji do globalnej gry i petersburski szczyt był kolejnym krokiem w tym kierunku. Prezydent Putin wykorzystał do maksimum atut „własnego boiska”. Jako gospodarz spotkania miał dużą swobodę w doborze gości i z niej skorzystał. Stąd obecność w Petersburgu przywódców Chin, Indii, Republiki Południowej Afryki czy Meksyku. Dla Putina priorytetem są oczywiście stosunki z obecnymi mocarstwami, przede wszystkim z USA, ale zaproszenie krajów aspirujących do roli globalnych graczy (zwłaszcza jeśli chodzi o Chiny czy Indie) było wyraźnym sygnałem pod adresem pozostałych siedmiu przywódców, że rośnie kolejka do ich ekskluzywnego klubu. A Rosja może bardzo łatwo stać się reprezentantem interesów tych pretendentów. Tego nie może zlekceważyć nawet najbogatsza siódemka.