Szefowie Internet Media Services przyszłość największego radia w Polsce widzą w roli osobistego didżeja i poprawiacza fryzury.
iedy Piotr Chałupko, szef studia graficznego Internet Media Services (IMS), kazał mi odbijać głową piłeczki wędrujące po ekranie monitora, strzepywać łupież oraz poprawiać fryzurę na multimedialnym menu KFC, tuż obok opisu zalet zestawu z Zingerem — zorientowałem się, że jestem w dziwnej firmie.
Lecz gdy na poddaszu, w przytulnym, zaopatrzonym w kanapę, wyciszonym studiu do konwertowania i przesłuchiwania winyli usłyszałem firmową anegdotę, jak to Michał Marchocki, szef działu muzycznego IMS, posłał ZAIKS-owi kserokopię okładki płyty, bo nie wiedział, co wpisać w kolejnym raporcie, a akurat przygotowali dla LOT-u chiński format muzyczny i nikt nie umiał rozszyfrować „krzaczków”, to pomyślałem nieco odważniej. Zakręceni.
Ich nie wyłączysz
IMS — największy polski specjalista od audio, wideo i aromamarketingu niebawem zadebiutuje na GPW. Nie to jednak jest w tej chwili najważniejszą wiadomością z firmy kierowanej przez Michała Kornackiego. IMS właśnie ogłosiło się największym w Polsce nadawcą radiowym. I to nie bez kozery. Spółka podaje, że tygodniowo dociera do 28 mln słuchaczy.
— I co najlepsze, naszej stacji nie da się wyłączyć. Jak wejdzie pan do galerii Mokotów, musi pan nas słuchać, innego wyjścia nie ma — mówi Michał Kornacki, prezes i założyciel Internet Media Services.
Wśród klientów IMS są m.in. salony: Troll, Top Secret, Vistula, Go Sport, Olsen, Marks & Spencer, sieć restauracji Sphinx, wielkie sieci i galerie handlowe, a nawet sieć stacji benzynowych Jet Conoco Phillips.
Zasada mówi, że jeśli najpierw klienci usłyszeli piosenkę łagodną, po niej powinni wysłuchać utworu w tempie o 10 procent szybszym. W USA przeprowadzono eksperyment polegający na nadawaniu w supermarkecie utworów zawierających francuskie i niemieckie elementy narodowe. W tym samym czasie obserwowano, jak przebiega sprzedaż win. Okazało się, że muzyka francuska zachęcała do częstszego wybierania win francuskich, a niemiecka — niemieckich. W restauracjach, gdzie grana jest szybka muzyka, wzrasta spożycie alkoholu.
Deser? IMS chciałoby jako pierwsze wprowadzić usługi osobistego didżeja. Za miesięczny abonament Polacy mogliby otrzymywać dopasowaną do gustów, aktualizowaną playlistę.
Wielki odkurzacz
„Lojalność wobec marek i ich wyrazistość na rynku mogą być znacznie silniejsze, jeśli te marki odwołają się do więcej niż jednego zmysłu, czyli oczu” — napisał dwa lata temu Martin Lindstrom, ekspert, który doradza takim potentatom, jak: Disney, Pepsi, Lego, Mercedes-Benz, Reuters czy Visa.
Michał Kornacki nie ukrywa, że — choć IMS nie maczało w tym palców — Lindstrom niebywale się polskiej firmie przysłużył.
— Zaraz po książce Lindstroma „Brand Sense” klienci zaczęli walić do nas drzwiami i oknami. Audiomarketing na razie daje nam 90 proc. przychodów — zaznacza Michał Kornacki, oprowadzając mnie po willi, którą zajmuje w Warszawie IMS.
Dobierają muzykę tak, aby klienci szybciej, wolniej, spokojniej lub bardziej łapczywie kupowali czy jedli.
— Projektujemy dla każdego klienta unikatowy program, a potem go mu dostarczamy. Nie mamy gotowych kanałów, jak inni. Jeśli zaś idzie o dobór muzyki, jesteśmy wielkim odkurzaczem. Ściągamy i emitujemy utwory z całego świata, nawet z małych wytwórni czy z aukcji internetowych. Czasami kupujemy nawet za setki dolarów winyle, które wyszły w 10 egzemplarzach na Brooklynie — mówi Dariusz Lichacz, członek zarządu, współzałożyciel IMS, didżej oraz były dyrektor muzyczny Radia Kolor (wniósł do spółki swoją płytotekę, dlatego mogła zacząć działać).
W IMS za dobór muzyki odpowiada kilkunastu konsultantów. Są wśród nich nawet prawdziwe gwiazdy. Perkusista Tomasz Butowtt, dziś ekspert w muzyce modowej, tworzył Akwarele razem z Czesławem Niemenem.
— Oczywiście, tak jak tradycyjne stacje radiowe, nas również duże wytwórnie namawiają, aby grać i promować ich artystów. Ale idziemy swoją drogą, bo dzięki temu mamy z czego dla klientów wybierać. I to, co dla nich komponujemy, nie jest oklepane — zapewnia Michał Kornacki.
Plazma dla klienta
Drugą nogą IMS jest wideomarketing. Spółka zajmuje się produkcją i emisją dynamicznych, interaktywnych przekazów reklamowych oraz treści wizerunkowo-informacyjnych na ekranach plazmowych bezpośrednio w miejscu sprzedaży. Czyli po prostu wstawia plazmę w bezpośrednim otoczeniu produktu, w miejscu zakupu. I bezpośrednio zachwala klientom walory i oferty (konkursy, programy lojalnościowe itp.), coraz częściej w sposób interaktywny, tak jak pokazał to Piotr Chałupko.
— Do aromamarketingu stosujemy zaś naturalne olejki eteryczne, doradzamy, jaki zapach wybrać, a do rozpylania używamy autorskiego urządzenia. Podobnie jak w sektorze audio, gdzie stworzyliśmy — oparty na montowanym u klienta serwerze — system, dzięki któremu łatwiej jest nam dystrybuować muzykę i aktualizować, zwykle co miesiąc, playlisty — opowiada Michał Kornacki.
Przez swoje kanały — głównie radiowy — IMS emituje także reklamy, na czym dodatkowo zarabia.
— Na razie tutaj możemy się pochwalić wpływami od 8 do 9 mln rocznie, podczas gdy takie Radio Zet ma tych wpływów ze 120 mln zł. Zawiązaliśmy jednak ostatnio sojusz z Zetką, tworząc wspólną ofertę — opowiada Kornacki.
Prospekt czeka
Największy udział w rozkręceniu projektu pod nazwą IMS miało trzech panów. Oprócz Kornackiego, który dla firmy porzucił stanowisko menedżerskie w Marsie (tym od batonów), i Dariusza Lichacza, mowa o Pawle Przetaczniku, który zaprojektował urządzenia i system, dzięki którym spółce udaje się zarządzać playlistami w 2,5 tysiąca punktów handlowych. Przetacznik również zasiada w zarządzie IMS.
Na początku kapitału było 300 tysięcy złotych. Zapożyczyli się na potęgę. Pierwszymi klientami były Galeria Mokotów oraz debiutancki sklep marki House.
— Z Darkiem znamy się jeszcze ze studiów na AWF. Już wtedy wszystkie pieniądze wydawał na płyty — wspomina Michał Kornacki.
Inwestorzy, którzy chcieli wziąć udział w ofercie publicznej Internet Media Services, musieli uzbroić się w cierpliwość. Prospekt emisyjny spółki leży w Komisji Nadzoru Finansowego od września 2007 roku. W IMS mają jednak nadzieję, że do debiutu dojdzie w maju. Wciąż szacują wartość swojej oferty publicznej na blisko 50 mln zł.
Michał Kornacki tłumaczy, że dzięki pieniądzom uzyskanym z emisji akcji firma zamierza tworzyć spółki córki za granicą. Chce również na szerszą skalę oferować swoje trzy grupy usług: audio, wideo oraz aromamarketing. Początkowo miałaby się skoncentrować na sąsiednich rynkach europejskich. Chodzi o środkową i zachodnią Europę (Niemcy), a następnie także o południe Europy, Skandynawię oraz kraje wschodnie (Rosja).
— Obsługujemy już pierwsze sklepy za granicą dla House czy Diverse’a. Mamy wielkie plany, bo wiemy, że nasze propozycje są wyjątkowe na Zachodzie. Tam po prostu nie ma podobnie działającej firmy. Oni pracują z dostarczycielami gotowych kanałów muzycznych. A że jest to atrakcyjny rynek, niech zaświadczy takie porównanie. W Polsce obsługujemy 2,5 tysiąca punktów handlowych. W Niemczech są pojedyncze sieci, które mają 2, a nawet 3 tysiące sklepów — marzy Michał Kornacki.
Aby zachować swą tożsamość, docelowo IMS musi mieć w każdym z krajów, w którym będzie obecny, swój oddział. A przynajmniej zatrudniać ludzi znających się na lokalnej muzyce, portugalskiej, niemieckiej czy francuskiej.
— Badania pokazują, że rodzime utwory muszą być poważną częścią programu muzycznego. Szansę dla nas za granicą widzę zresztą nie tylko w audiomarketingu. Oni tam korzystają ze starszych technologii, bo budowali swoje centra handlowe wcześniej. Kiedyś w końcu muszą wymienić klasyczne telewizory na LCD czy plazmę. To będzie szansa dla nas, by zawalczyć o rynek wideomarketingowy — mówi Michał Kornacki.
Prywatny didżej
Szefowi IMS marzy się jeszcze jedno. Twierdzi, że dziś problem nie leży w tym, że muzyka nie jest dostępna, lecz w tym, że jest jej tak dużo, że nie sposób wszystkiego posłuchać. Wytwórniom trudno zaś kontrolować rozpowszechnianie ich płyt. Znaczenia zaczną nabierać opłaty za zarządzanie i aktualizację osobistej biblioteki muzycznej.
— Raczej prędzej niż później zaoferujemy w Polsce taką usługę. Mamy ogromną bibliotekę, skatalogowane tysiące utworów z każdego gatunku muzycznego. Nietrudno sobie zatem wyobrazić, że dzięki temu samemu mechanizmowi, jak dla salonów i sieci handlowych — znając preferencje — możemy uszyć muzykę na miarę każdego indywidualnego słuchacza. Być jego prywatnym didżejem. A on tylko będzie płacił abonament — tak jak za telewizję kablową — z tym że u nas dostanie głównie to, czego dokładnie oczekuje. A nie setki zbędnych kanałów. Nie będzie to płyta, z której z dziesięciu kawałków zwykle osiem jest do wyrzucenia — opowiada Michał Kornacki. n
Walka o zmysły
30
proc. O tyle rośnie lojalność wobec marki, gdy angażuje ona więcej niż jeden zmysł klienta.
70
proc. O tyle zaś rośnie lojalność wobec marki, gdy w przekazie marketingowym łączy ona trzy zmysły.
2
tys. Tylu konsumentów objęło opisane w „Brand Sense” Martina Lindstroma, badanie Millword Brown, z którego płyną powyższe wnioski. Zbadani zostali ludzie z 13 krajów, w tym z Polski.
Rafał Kerger