Takiej zapaści zysków nie było od 2008 r.

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2020-07-01 22:00

Zdaniem analityków II kw. 2020 r. przyniósł załamanie korporacyjnych zysków, porównywalne tylko z falą bankowych strat raportowanych pod koniec 2008 r.

Cyfry są zastraszające. Według aktualnych prognoz w II kwartale zyski spółek przypadające na indeks S&P500 (czyli EPS) były o blisko 44 proc. niższe niż rok wcześniej. Jeśli te wyniki się potwierdzą, będzie to najgłębszy regres zysków amerykańskich spółek od IV kwartału 2008 r. Wtedy na fali masowych odpisów z tytułu kredytów hipotecznych EPS dla indeksu S&P500 zaliczył spadek o 69 proc. r/r. Dla porównania, w I kwartale tego roku zyski amerykańskich spółek spadły „tylko” o 14,9 proc. r/r.

Drugi kwartał naznaczony był piętnem zamknięcia gospodarki, jakie władze niemal na całym świecie zaordynowały, aby „spłaszczyć krzywą” epidemii chińskiego koronawirusa. Przez prawie cały kwiecień totalny lockdown obowiązywał w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie oraz w Europie, Rosji i na Bliskim Wschodzie. Fabryki nie mogły pracować, handel był sparaliżowany, a sektor usług, transport osobowy i turystyka praktycznie zamarły. I nawet jeśli w maju i czerwcu doświadczyliśmy realizacji odroczonego popytu konsumpcyjnego, to i tak II kwartał 2020 r. przyniósł prawdopodobnie dwucyfrowe spadki PKB w największych gospodarkach świata.

Przesadny pesymizm?

O ile zwykle analitycy z Wall Street mają tendencję do obniżania prognoz dotyczących bieżącego kwartału, tak tym razem mamy do czynienia z naprawdę drastyczną rewizją oczekiwań. Od początku kwietnia oczekiwany EPS na II kwartał został obniżony aż o 36,6 proc. — wynika z danych FactSet. Tak głębokiego cięcia prognoz nie odnotowano w historii tych danych sięgających początku 2002 roku. Nawet w IV kwartale 2008 r. tempo obniżania prognoz dla zysków amerykańskich spółek nie było tak szybkie — wtedy analitycy ścięli oczekiwania o 34,3 proc. Co więcej, prognozy dotyczące minionego kwartału obdarzone są potężną dawką niepewności.

Na dobrą sprawę to nikt nie wie, w jakim stopniu ta koronawirusowa histeria uderzyła w wyniki biznesu. Ogromną niewiadomą jest choćby sektor bankowy,gdzie wynik netto jest w znacznym stopniu uzależniony od skali rezerw dokonywanych na poczet przyszłych strat na niespłacanych kredytach. Ogółem tylko 49 spółek z indeksu S&P500 przedstawiło prognozy wynikowe na II kwartał. Zwykle takie szacunki podawało przeszło dwa razy tylu emitentów. Sytuacja jest tak nieprzewidywalna, że jedna trzecia z 500 największych amerykańskich publicznych spółek zdecydowała się odwołać całoroczną prognozę wyników finansowych na 2020 r.

Kto ucierpiał najmocniej?

Analitycy zakładają, że właściwie żadna branża nie została oszczędzona. Najlepiej miały sobie poradzić spółki użyteczności publicznej, gdzie szacowane zyski miały być takie same jak przed rokiem. Postrzegane jako „wygrani” koronakryzysu spółki technologicznemiały odnotować spadek EPS-u o 9,5 proc. Mocno ucierpieć miały nawet sektory uważane za względnie bezpieczne i „defensywne”. Zyski firm z branży ochrony zdrowia miały spaść o 14 proc. r/r, a wyniki dostawców podstawowych dóbr konsumpcyjnych mają być o 15 proc. niższe niż przed rokiem. Prawdziwe wynikowe załamanie spodziewane jest jednak w sektorach typowo cyklicznych. W finansach zyski miały spaść o 51 proc. r/r, a w spółkach przemysłowych aż o 90 proc. W firmach dostarczających dobra konsumpcyjne wyższego rzędu oczekiwana jest strata, podobnie w kompaniach paliwowo-energetycznych.

Gorzej już nie będzie?

Analitycy liczą, że to właśnie II kwartał okaże się tym najgorszym. Niemniej jednak już chyba nikt nie spodziewa się, że zyski firm wyjdą na plus do końca 2020 r. Na III kwartał przewidywany jest spadek EPS-u dla indeksu S&P500 o 25,4 proc., a w IV kwartale regres o 12,8 proc. r/r. W rezultacie cały rok 2020 ma przynieść spadek zysków 500 giełdowych korporacji o 21,6 proc. r/r. Dopiero rok 2021 ma przynieść poprawę, choć w znacznym stopniu będzie ona efektem niskiej bazy. Obecny konsens analityków zakłada, że w przyszłym roku EPS dla indeksu S&P500 wzrośnie o 28,8 proc., co pozwoli powrócić do stanu z roku 2019. Problem w tym, że nawet realizacja tego dość optymistycznego scenariusza (zakładającego dynamiczne ożywienie gospodarcze i brak drugiej fali epidemii) nie bardzo zachęca do kupowania akcji. A przynajmniej nie po obecnych cenach. Przez ostatnie trzy miesiące indeks S&P500 poszedł w górę o blisko 18 proc., podczas gdy oczekiwania względem przyszłych zysków zostały drastycznie obniżone.

Paradoksalnie miniony kwartał w wykonaniu S&P500 był najlepszy od 22 lat, podczas gdy zyski spółek przypadające na ten indeks prawdopodobnie spadły najmocniej od 12 lat. Nawet jeśli pominiemy fatalny II kwartał i weźmiemy pod uwagę oczekiwane wyniki za nadchodzące 12 miesięcy, to indeks S&P500 wyceniany jest na przeszło 21-krotność prognozowanych zysków spółek. Są to wyceny o blisko 43 proc. wyższe od średniej z ostatnich dziesięciu lat, wskazujące albo na silne przewartościowanie akcji, albo na wyraźne niedoszacowanie przyszłych zysków spółek. Po raz ostatni tak wysoką relację cen akcji do oczekiwanych zysków (ang. forward p/e) obserwowano w szczycie bańki internetowej pod koniec XX wieku. Wynikowe kalendarium w Ameryce tym razem otworzy PepsiCo, publikując sprawozdanie finansowe już w poniedziałek 13 lipca. Kolejne trzy dni przyniosą raporty kwartale największych amerykańskich banków: Citigroup, JP Morgan i Wells Fargo (we wtorek) oraz BNY Mellon, Goldman Sachs i U.S. Bancorp (w środę) plus Bank of America w czwartek. Dla inwestora z GPW sytuacja będzie nieco kuriozalna: globalnie działające spółki amerykańskie pokażą wyniki za II kwartał, podczas gdy wielu emitentów z warszawskiego parkietu ujawni raporty dopiero za I kw. 2020 r.