Zmiany polityczne i idący za tym upadek żelaznej kurtyny w 1989 roku zastały Polskę w bardzo złym momencie. Kraj był prawie bankrutem, z dużym, nieefektywnym sektorem rolniczym, fatalną infrastrukturą, strasznym stanem dróg i połączeń kolejowych oraz gospodarką nie większej niż sąsiednia (znacznie większa) Ukraina. W tym okresie, spośród krajów postkomunistycznych najlepsze perspektywy – zdaniem ekspertów – miały przed sobą Czechosłowacja i Węgry. Nadzieje związane z Polską były bardzo niskie.

Terapia szokowa, bolesne reformy strukturalne które firmował prof. Balcerowicz, z początku lat 90. przyniosły jednak diametralną zmianę na pozycji lidera w tej części Europy. Nasz kraj zaczął spektakularnie rosnąć w siłę. Dodatkowym bodźcem stała się akcesja do Unii Europejskiej. Od 2004 r. wzrost gospodarczy wynosił średnio 4 proc., zaś PKB w przeliczeniu na osobę, parytet siły nabywczej wzrósł do 67 proc. średniej unijnej, wobec zaledwie 33 proc. w roku 1989. Obecna wielkość polskiej gospodarki jest trzy razy większa niż ukraińskiej. W zeszłym roku polski PKB na poziomie 516 mld USD był o 1/5 wyższy niż na początku ostatniego globalnego kryzysu finansowego.
Jak podkreśla „The Economist” istotnym faktem jest zmiana kierunku polskiego handlu ze wschodniego na kraje Unii Europejskiej, modernizacja i rozbudowa infrastruktury oraz restrukturyzacja dawnych molochów przemysłu komunistycznego.
Wśród czynników pozytywnie wpływających na stan i rozwój naszej gospodarki, stanowiących przewagę konkurencyjną, a także stanowiących w obecnej chwili jej atut, autor tekstu z „The Economist” podkreśla przede wszystkim zręczną politykę fiskalną i pieniężną, elastyczny kurs walutowy dla złotego, wciąż skromną ekspozycję na handel międzynarodowy oraz niskie zadłużenie gospodarstw domowych i korporacji.
Solidne osiągnięcia dały Polsce dodatkowe atuty na scenie międzynarodowej, zarówno odnośnie gospodarki, jak i polityki. Nasz kraj postrzegany jest teraz jako szósty z najważniejszych w Unii Europejskiej obok Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Hiszpanii. I to mimo faktu, że PKB na osobę według obecnych kursów wymiany walut na poziomie 10,1 tys. USD jest nadal o ponad połowę niższy niż w przypadku Hiszpanii.
Zdaniem „The Economist” istotne znaczenie ma siła więzi polsko-niemieckiej, którą można – jak twierdzą eksperci – oceniać jako drugą siłą polityczną w UE po osi francusko-niemieckiej.
To sukcesy, ale jest i sporo zagrożeń. Wśród nich wymienione zostały przede wszystkim niestabilność polityczna na Wschodzie (silne, sięgające w ubiegłym roku 60 proc. uzależnienie od gazu z Rosji) oraz tarcia polityczne na krajowej scenie (afera podsłuchowa i arogancja obecnej władzy mogą doprowadzić do wygranej opozycyjnych ugrupowań w jesiennych wyborach samorządowych oraz prezydenckich i parlamentarnych).
Autor tekstu wskazuje, że transformacja gospodarcza w Polsce jest nadal niedokończona, konieczna jest reforma m.in. sektora rolnego oraz zmniejszenie różnic między bogatą częścią zachodnią kraju, a ubogim wschodem. Fundamentalną decyzją, będzie określenie czy i kiedy ma nastąpić przystąpienie do strefy euro. Dwie trzecie polskiego społeczeństwa sprzeciwia się temu obecnie, a rezygnacja ze złotego będzie wymagać zmiany konstytucji, co w tej chwili wydaje się nie do zrealizowania.
„The Economist” powołując się na Janusza Jankowiaka, głównego ekonomistę Polskiej Rady Biznesu, optymistycznie ocenia perspektywy rozwoju Polski do końca bieżącej dekady, ale w dłuższym terminie ostrzega przed „spoczęciem na laurach. Z Brukseli dostaliśmy już 102 mld EUR, a do 2020 r. mamy pozyskać kolejne 106 mld.
Istnieje jednak ryzyko, że rząd przeznaczy sporą część z tej kwoty na infrastrukturę, tak aby można było pochwalić się wymiernymi wynikami, zaniedbując długoterminowe wysiłki, by uczynić gospodarkę bardziej konkurencyjną, takie jak inwestycje w zakresie kształcenia zawodowego lub wyższego.
Cytowany przez magazyn Janusz Jankowiak wskazuje, że „…Portugalia ma dobre autostrady, ale nie ma konkurencyjnych przedsiębiorstw”. Na razie głównym elementem sukcesu Polski jest tania siła robocza, którą zachodnie firmy europejskie i amerykańskie używają, aby włączyć nasz kraj do wielkiego outsourcingu i podwykonawstwa.
Największym wyzwaniem dla polskiej gospodarki jest uniknięcie pułapki kraju o średnim dochodzie, utknięcia na obecnym poziomie. Polacy za mało oszczędzają i inwestują by stać się globalna gospodarką innowacyjną. Między 2004 i 2011 r. średnia stopa oszczędności wyniosła zaledwie 17 proc. PKB, a średnia stopa inwestycji 21 proc. PKB, w obu przypadkach poniżej średniej unijnej. Większości firm brakuje skali i skupiają się na rynku krajowym lub regionalnym. Jedyną prawdziwie globalną polską firmą jest kontrolowany przez państwo KGHM, jeden z największych na świecie producentów miedzi i srebra.
Kolejnym powodem do niepokoju jest demografia. Mamy jeden z najniższych wskaźników dzietności w UE i pozostajemy krajem emigracji.
Jak pisze w swojej analizie „The Economist” najpilniejszym zadaniem dla Polski jest jednak odchudzenie rozdętego sektora publicznego. Od końca komunizmu liczba urzędników zwiększyła się prawie trzykrotnie, do co najmniej 460 tysięcy.