Środa przyniosła osłabienie naszej waluty, która straciła w ślad za walutami regionu i w kontekście umocnienia się dolara na rynkach światowych. Mimo tego ruch ten należy traktować na razie w ramach korekty i sądzimy, że najbliższe dni przyniosą powrót do mocnej złotówki. Wczorajszy ruch można traktować tylko w ramach realizacji zysków, po obserwowanym silnym umocnieniu z poniedziałku. Scenariusz ten potwierdza początek sesji czwartkowej.
Mimo, że kraje naszego regionu nadal mają kłopoty, to w dużej mierze fakty te są już zdyskontowane. Deklaracje nowego ministra finansów Słowacji, iż jego kraj będzie nadal dążył do przyjęcia euro w 2009 r. uspokoiły inwestorów, chociaż mogą być to puste słowa, jeżeli nowy rząd będzie chciał zrealizować postulaty, z którymi Smer szedł do wyborów. Zresztą ta partia może mieć wkrótce problemy po tym jak wystąpienie z niej zapowiedziała frakcja Europejskich Socjalistów w proteście na wejście do rządu prawicowych nacjonalistów. Sytuacja zaczyna pogarszać się także na Czechach. Wczoraj tamtejszy minister finansów potwierdził, że przyszłoroczny deficyt budżetowy będzie wyższy niż to zakładano wcześniej. Z kolei na Węgrzech premier Guyrcsany zapowiedział, że rząd nie zrezygnuje z realizacji krytykowanego przez zagranicznych ekonomistów, planu redukcji deficytu budżetowego. Na to wszystko nakładają się „niejasne” deklaracje naszego ministra finansów. Wczoraj Paweł Wojciechowski nie wykluczył, że Polska wystąpi do Komisji Europejskiej z prośbą o przesunięcie daty obniżenia deficytu budżetowego poniżej kryteriów z Maastricht. Przypomnijmy, że według wcześniejszych ustaleń miał on spaść poniżej poziomu 3 proc. PKB do końca 2007 r. To nie wydaje się realne biorąc pod uwagę kwestie księgowania wpływów z OFE. Minister nie wykluczył, że Polska będzie wnioskować o przesunięcie terminu na lata 2008-09. Dlaczego takie deklaracje są niepokojące? Zdaniem zagranicznych ekonomistów polski rząd, w którym znajdują się populiści z Samoobrony i LPR nie będzie zbyt skłonny do przeprowadzania odważnych reform finansów publicznych. Zresztą już teraz wycofano się z pomysłu zmian podatkowych dla środowiska dziennikarzy i artystów, a dzisiejsza prasa donosi o planach wzrostu wydatków na służby podległe MSWiA.
Dlaczego zatem złoty może ponownie się umacniać? Tak jak pisaliśmy wcześniej większość negatywnych informacji jest w cenach, a perspektywa kontynuacji osłabienia amerykańskiego dolara na świecie, powinna mieć swoje pozytywne przełożenie. Tym samym sugerowalibyśmy dzisiaj sprzedaż euro w okolicach 4,0650 zł, a dolara 3,19 zł. O godz. 9:39 za jedno euro płacono 4,0490 zł, a za dolara 3,1780 zł.
Rynek międzynarodowy:
Wczorajsza sesja przyniosła umocnienie się dolara. Jeszcze rano nie miał on dobrej passy z racji niepokojących informacji, jakie napłynęły z Korei Północnej. Przeprowadzenie przez ten kraj prób z rakietami dalekiego zasięgu doprowadziło do wzrostu napięcia politycznego i militarnego w regionie. Odżyła także kwestia walki o strefy wpływów w Azji – postulat nałożenia sankcji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ zostanie najprawdopodobniej zablokowany przez Rosję i Chiny. Później jednak dolar zaczął wyraźnie zyskiwać na wartości, a przyczyniła się do tego dosyć optymistyczna publikacja raportu niezależnej firmy ADP na temat zatrudnienia. Zdaniem jej analityków w czerwcu w amerykańskiej gospodarce mogło przybyć aż 368 tys. nowych miejsc pracy. Przypomnijmy, że wg. oficjalnych danych w ubiegłym miesiącu było to tylko 75 tys., a prognozy rynkowe oscylują wokół 150 tys. Niezależnie od tego na ile prognoza ta jest realna, przyczyniła się do wyraźnej poprawy nastrojów wobec przecenionego ostatnio dolara.
Z kolei w strefie euro pozytywny wydźwięk publikacji danych o wzroście indeksu PMI w sektorze usług w czerwcu (do 60,7) przyćmiły informacje o spadku sprzedaży detalicznej w maju o 0,6 proc. m/m. Część inwestorów wolała także przyjąć postawę wyczekującą przed zaplanowanym na dzisiaj posiedzeniem Europejskiego Banku Centralnego, a zwłaszcza konferencję prasową Jean Claude Tricheta. Wszak ostatnie deklaracje członków ECB były dosyć „jastrzębie”, ale szef ECB nieraz potrafił zaskoczyć rynek.
Poza posiedzeniem ECB kluczowymi wydarzeniami dzisiejszej sesji będzie także posiedzenie Banku Anglii, a także publikacja wskaźnika ISM dla sektora usług w czerwcu w USA. Tutaj rynek spodziewa się odczytu na poziomie 59,0 wobec 60,1 przed miesiącem, ale nie można wykluczyć, że odczyt będzie gorszy, co osłabiłoby dolara. Naszym zdaniem zakupy EUR/USD w okolicach 1,2720 byłyby dzisiaj dobrym rozwiązaniem. Sądzimy, że notowania mają szanse wzrosnąć do 1,2790. O godz. 9:39 za jedno euro płacono 1,2742 dolara.
Marek Rogalski