Na giełdzie surowcowej w Chicago cena jednego kontraktu terminowego opartego na ropie WTI spadła w zeszłym tygodniu o 13 proc. W Londynie natomiast kurs ropy brent w tym samym okresie osunął się o ok. 9 proc. Powodem nagłych zniżek była decyzja Stanów Zjednoczonych o dopuszczeniu na rynek zapasów ropy oraz cykliczny wzrost podaży w państwach członkowskich OPEC+.
Oba wydarzenia przyczyniły się do ostudzenia wyjątkowo rozgrzanego rynku giełdowej ropy naftowej. Większość analityków oraz instytucji finansowych zupełnie zmieniła nastawienie do surowca.
– Wydaje się, że rynek nie zakłada już kolejnego potężnego wzrostu cen ropy, ponieważ może nie być ku temu silnych podstaw. Kontrakty terminowe wskazują wręcz możliwość spadku cen do końca roku z obecnego poziomu ok. 100 USD. Bardziej prawdopodobny wydaje się poziom 80-85 USD, a o wiele mniej pułap np. 50 USD za baryłkę. Tak silnego cofnięcia w cenie prawdopodobnie nie zobaczymy i nie byłoby to w interesie producentów – mówi Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxii.

Zaczęło się w Stanach
W obliczu nadchodzących wyborów do amerykańskiego kongresu Joe Biden zapewniał, iż ceny paliw w USA spadną w 2022 r. Stało się natomiast odwrotnie, co mimo wojny zwiększyło presję społeczną na przywódcę borykającego się jednocześnie z najwyższą od 40 lat inflacją. Właśnie dlatego zdecydował się on na niespotykany w historii kraju ruch.
W czwartek 31 marca 2022 r. prezydent USA ogłosił, iż Stany Zjednoczone planują w najbliższych sześciu miesiącach wykorzystać ok. 180 mln zapasowych baryłek ropy naftowej. Tłumacząc ten ruch obawami o dalszy wzrost cen surowca oraz jej produktów pochodnych skrytykował też prywatne przedsiębiorstwa zwlekające ze sprzedażą „czarnego złota” w oczekiwaniu na dalszy wzrost cen.
Kolejnym ciosem wymierzonym przez USA w cenę kontraktów na ropę była zapowiedź spotkania Międzynarodowej Agencji Energetycznej, które ma dotyczyć dalszego uwalniania rezerw przez państwa sojusznicze. Wizja tak nagłego napływu surowca na rynek zdezaktualizowała większość dotychczasowych prognoz. Goldman Sachs jako pierwszy obniżył cenę docelową dla ropy brent, ucinając ją o 15 USD do poziomu 95 USD za baryłkę.
Kartel po swojemu
Do wyprzedaży kontraktów przyczyniła się też decyzja OPEC o zwiększeniu limitu dziennej produkcji dla sojuszników kartelu. Zgodnie z powstałymi już w zeszłym roku planami rafinerie państw członkowskich OPEC+ będą w maju 2022 r. produkować dziennie o 432 tys. baryłek więcej niż w miesiącu poprzednim. Poprzednia tego rodzaju zwyżka wyniosła 400 tys. baryłek.
Według oficjalnych informacji to państwa takie jak: Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Kuwejt, będące częścią OPEC+, zwiększą produkcję w oczekiwaniu na odbudowanie popytu Większe zaangażowanie państw Bliskiego Wschodu w podaż jest skutkiem rezygnacji zachodnich koncernów z części rosyjskich surowców.
W zeszłym tygodniu dzienny eksport ropy z Rosji spadł tylko o 27 tys. baryłek, mocno natomiast ucierpiała zagraniczna sprzedaż produktów rafineryjnych. Mimo to członkowie OPEC planują dalszą współpracę z Kremlem i przekonują, że mimo wojny w Ukrainie i sankcji nakładanych na Rosję nie nastąpią znaczne niedobory podaży ropy. Dotychczasowe zwyżki cenowe na kontraktach na ten surowiec wynikały głównie z obaw o jego braki w wyniku zakończenia importu z Rosji i jej państw sojuszniczych. Uspokajające informacje płynące z kartelu studzą jednak rynek.
– Informacje płynące od OPEC+ zdają się pomagać w stabilizacji rynku ropy naftowej. Kompensują też w pewnym stopniu zmniejszenie zakupów ropy z Rosji, nawet bez oficjalnych sankcji. Obecnie rynek może szukać równowagi w notowaniach ropy WTI w przedziale cenowym 95-115 USD za baryłkę. Wydaje się, że każdy silniejszy wzrost mógłby spotkać się z kolejnymi działaniami polegającymi np. na zwiększeniu wydobycia przez kraje OPEC i USA – mówi Daniel Kostecki.