To nie kontrnatarcie PSL rozstrzygnie o losie ustawy

Jacek Zalewski
opublikowano: 2003-01-15 00:00

Termin podpisania przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego ustawy z 19 grudnia 2002 r. o organizacji rynku biopaliw ciekłych oraz biokomponentów do ich produkcji upływa w piątek o północy, czyli pojutrze. Przez kilka tygodni trwała propagandowa ofensywa jej przeciwników, w tym przede wszystkim zaniepokojonych kierowców i producentów samochodów. W samej końcówce zaś do kontrnatarcia przystąpił Jarosław Kalinowski, wicepremier, minister rolnictwa i rozwoju wsi, prezes PSL — z przekonaniem, że los ustawy spoczywa w jego rękach.

W całym biopaliwowym zgiełku umyka pewien istotny szczegół — otóż kontrowersyjna ustawa wystartowała w lipcu 2002 r. aż trzema konkurencyjnymi projektami, składanymi do laski marszałkowskiej niemal na wyścigi. Wystarczy porównać ich tytuły, aby zorientować się, iż wersja uchwalona przez parlament musiała stać się hybrydą i składanką elementów nie zawsze spójnych. Wkrótce może się okazać, że taka ustawa nie ma ojca — a zatem warto przypomnieć jej pomysłodawców:

- 23 lipca — grupa 30 posłów Samoobrony wniosła projekt ustawy o organizacji rynku ekopaliw płynnych i ich składników;

- 23 lipca — grupa 38 posłów Platformy Obywatelskiej wniosła projekt ustawy o biopaliwach;

- 24 lipca — Rada Ministrów wniosła projekt ustawy o organizacji rynku ekopaliw ciekłych oraz ekokomponentów do ich produkcji.

Jak widać, wśród inicjatorów ustawy nie ma klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego. Podkreślamy ten fakt, ponieważ ostrze społecznej krytyki za nachalny biopaliwowy lobbing kieruje się ku prezesowi Kalinowskiemu i jego zapleczu. W części jest to oczywiście uzasadnione, ale rzepak wlewany do baku uprawiany jest w Polsce na szerszym areale politycznym. Najlepszym dowodem jest przypomniana lista inicjatorów ustawy — jeśli projekt wnosi nie tylko Samoobrona, ale i klub PO, teoretycznie stojący bardzo daleko od spraw rolnictwa, to nawet dla laika staje się jasne, że konfiturami pływającymi w biopaliwie pożywią się wszyscy zainteresowani.

Dla rozważającego podpisanie jakiejś kontrowersyjnej ustawy prezydenta najważniejszą lekturą są... stenogramy z posiedzeń Sejmu i Senatu. Głowa państwa analizuje ścieżkę legislacyjną, ze szczególnym uwzględnieniem rozkładu głosów. Porażka lustracyjna z roku 1998 nauczyła Aleksandra Kwaśniewskiego jed-nego — WETO MUSI BYĆ SKUTECZNE! Świeżym przykładem tej ostrożności jest rozegranie przez prezydenta tematu abolicyjno-majątkowego — zamiast odmówić podpisu i ponieść spektakularną klęskę (jego własna opcja polityczna odbiłaby w Sejmie weto!), posłuchał rady m.in. redakcji „PB” i skierował ustawę do TK, a sędziowie dopełnili dzieła.

Ustawa biopaliwowa do Trybunału się nie nadaje, prezydent musi zatem zdecydować. Wyniki głosowań w Sejmie i Senacie — zarówno nad przepisami najbardziej krytykowanymi, jak i nad całą ustawą — wskazują, iż ewentualne weto (pierwsze w obecnej kadencji parlamen-tu) zostałoby odrzucone, z dużą nadróbką ponad wymagane 3/5 głosów! I na tym wypadałoby zakończyć dywagacje na temat — podpisze czy nie podpisze.