Podwyżką ceny zakładu Lotto o 50 proc. Totalizator Sportowy wykopał sobie dołek, do którego wpadł.
Los Totalizatora wciąż zależy od Lotto. A zarząd trzyma kciuki za to, by w najbliższych losowaniach szóstka nie padła.
Jeden zakład Lotto — gry wciąż bardziej znanej jako Duży Lotek — od początku października 2009 r. kosztuje 3 zł. Podwyżka wzburzyła graczy na tyle, że jej powodami interesowała się nawet hazardowa komisja śledcza. Przepytywany był Grzegorz Sołtysiński, od ponad trzech lat członek zarządu Totalizatora Sportowego (TS).
— Czym to było podyktowane? — pytał poseł Bartosz Arłukowicz.
— Analizami, które pokazywały, że wzrost stawki za zakłady może spowodować około 16-procentowy wzrost sprzedaży w okresie 12 miesięcy.
— Czy spowodował wzrost sprzedaży w okresie 12 miesięcy?
— Nie, bo jeszcze 12 miesięcy nie minęło.
— Ale to panowie nie prowadzicie obserwacji, nie oceniacie tego, jaki to ma wpływ na kondycję TS?
— Poczekajmy do najbliższej soboty. Zobaczymy, jak to się zacznie układać.
— A to w sobotę będziecie wiedzieć?
— No, mamy teraz 12 mln zł kumulacji. Jeżeli nie padnie "szóstka" do soboty, to już wtedy tendencja może się odwrócić.
— Czyli wszystko zależy od sobotniej kumulacji? No to dziękuję bardzo.
Uzależnienie od puli
Pechowo dla zarządu TS szóstka, czyli najwyższa wygrana w Lotto, padła już w dniu tego przesłuchania — we wtorek, 9 marca 2010 r. I tendencja się nie odwróciła.
W pierwszym kwartale 2010 r. na gry i loterie państwowego giganta Polacy wydali 656,5 mln zł, prawie 20 proc. mniej niż w tym samym okresie rok wcześniej (812,5 mln zł). Kolejny miesiąc był lepszy, bo szczęśliwie dla władz TS ostatniego dnia kwietnia kumulacja w Lotto sięgnęła 25 mln zł. Efekt? Sprzedaż spółki w tym miesiącu była o około 10 proc. wyższa niż rok wcześniej. Nie zmienia to faktu, że wciąż spadek przychodów TS w ujęciu rok do roku przekracza 15 proc. Mimo to władze giganta są dobrej myśli.
— Przecież kumulacja w najbliższym losowaniu to już 17 mln zł. Niech urośnie jeszcze trochę, a maj znów będzie dobry — tłumaczy jeden z wysokich rangą pracowników TS.
Te słowa dowodzą tego, w co nie mógł uwierzyć poseł Arłukowicz. Przychody spółki, zasilającej co roku budżet państwa kwotą ponad 1,5 mld zł od lat (także za poprzednich władz TS z nadania PiS czy SLD), zależą od jednej tylko gry: Lotto. A właściwie od występujących w niej kumulacji.
Przestrzelone prognozy
Z pieniędzy wpłacanych przez grających w Lotto aż 44 proc. trafia do szczęśliwców, którzy trafnie wytypują 6 z 49 liczb. Jeżeli nikomu się to nie uda, występuje kumulacja: pula na główne wygrane przechodzi na następne losowanie. Kiedy szóstka nie pada kilka razy z rzędu, kumulacja może wynieść 10, 20, a nawet 40 mln zł, jak zdarzyło się w rekordowym losowaniu w listopadzie 2008 r. Na takie właśnie przypadki liczą władze TS, bo wielkie kumulacje przynoszą gigantyczne obroty. Ostatnio jednak szefom firmy szczęście nie sprzyja.
— Wprowadzając podwyżkę do 3 zł, zarząd myślał tak: gracze będą wypełniać mniej kuponów, więc zmniejszy się liczba szóstek, będzie więcej wielkich kumulacji i przychody wzrosną. Tak duża podwyżka spowodowała jednak, że wiele osób przestało w ogóle grać w edycjach z małymi pulami i nawet przy braku głównych wygranych czas dojścia do dużych pul znacznie się wydłużył. A kiedy po drodze padnie szóstka, okazuje się, że zapowiadanych wielkich kumulacji w ogóle nie ma. No i przychody spadają — tłumaczy Krzysztof Płocharz, analityk gier liczbowych TS, który przez wiele lat prowadził kolekturę.
Jego słowa potwierdza to, że w aż 47 z 51 edycji Lotto w pierwszych czterech miesiącach 2010 r. rzeczywista pula na szóstki była niższa, niż przewidywali analitycy TS. Z wyliczeń analityka wynika też, że o ile jeszcze w 2008 r. w jednym losowaniu Lotto Polacy zawierali średnio 8,2 mln zakładów, a w 2009 r. 6,5 mln, to w 2010 r. było to już poniżej 3,6 mln zakładów. A mniej zakładów to także mniej popularnych "trójek" (jedna przypada na 57 zakładów). Przez cztery miesiące 2009 r. było ich prawie 500 tys., w tym samym okresie 2010 r. niecałe 280 tys., o 44,5 proc. mniej.
— A te trójeczki są bardzo ważne. Przez kilkanaście lat widziałem, jak gracze się z nich cieszą, jak one motywują ich do dalszej gry i napełniają nadzieją na szóstkę — mówi Krzysztof Płocharz.
Równie źle dla TS wyglądają statystyki dotyczące ostatniej wielkiej kumulacji z 30 kwietnia. Gracze wypełnili wtedy jedynie 10,6 mln kuponów, kiedy przy podobnych kumulacjach (siedmiokrotnych) w 2009 r. było ich cztery razy więcej.
— Ludzie się na te wolno rosnące kumulacje coraz szybciej znieczulają. TS wpadł w dołek, który sam wykopał. I to dołek bez dobrego wyjścia —puentuje Krzysztof Płocharz.
Wersja prezesa
Sławomir Dudziński, prezes TS, z taką puentą się nie zgadza. Konsekwentnie twierdzi, że podwyżka cen w Lotto była dobrym pomysłem i że za spadek sprzedaży odpowiadają głównie: kryzys, długa śnieżna zima i afera hazardowa. Te twierdzenia podważają eksperci, wskazując na błędy władz TS, ale i jedną, niezależną od nich, obiektywną przyczynę.
Okazuje się, że na niekorzyść monopolisty na początku 2010 r. działało… zbyt duże szczęście jego klientów. Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa jedna szóstka powinna padać średnio raz na około 14 mln zakładów (dokładnie 13 983 816), a od stycznia do kwietnia gracze trafiali ją raz na 11,9 mln zakładów.
Ten niekorzystny przypadek świetnie potwierdza jednak tezę, że decydujący wpływ na przychody TS w obecnym kształcie ma to, jak padają szóstki w Lotto. Niekorzystny ich rozkład w połączeniu z co najmniej wątpliwymi decyzjami zarządu spółki sprawił, że w pierwszych czterech miesiącach gracze wydali na Lotto 486,2 mln zł, o 17 proc. mniej niż rok wcześniej. A skoro Lotto od lat daje co najmniej połowę przychodów TS, to nic dziwnego, że cała sprzedaż firmy mocno kuleje.
Z nowości tylko "nowości"
Receptą na to mogłyby być nowe gry. Zarząd TS liczył, że będzie nią uruchomiony 9 kwietnia 2010 r. Joker. Już po miesiącu wszystko wskazuje jednak na to, że i w tym przypadku się przeliczył. I trudno się dziwić.
Joker to jedynie zmodyfikowana wersja Twojego Szczęśliwego Numerka (TSN) — gry, która została wycofana z oferty w marcu 2010 r., bo w rekordowym 2009 r. dała TS ledwie 54 mln zł, mniej niż 2 proc. wszystkich przychodów. Na razie sprzedaż Jokera jest nieznacznie większa niż TSN, ale raczej nie przekroczy 70-80 mln zł rocznie. I to mimo dużej kampanii reklamowej.
Jeszcze większa była niedawna kampania informująca o zmianie nazw gier: Dużego Lotka w Lotto, Multi Lotka w Multi Multi, a Express Lotka w Mini Lotto. Wszystkie gry TS prezentował przy tym jako "nowe", choć nową miały głównie nazwę. To "odświeżenie marek" miało zainteresować nowych młodych graczy. Tych jednak raczej nie przybywa, ubywa natomiast dotychczasowych. W tej sytuacji nie dziwi, że TS nie chce ujawnić, ile kosztowała zmiana marek.
Tajemnicą jest też kwota, jaką spółka wydała na uruchomienie w maju 2008 r. Keno, gry podobnej do Multi Multi, z tym że losowania odbywają się w niej co pięć minut, a ich wyniki prezentowane są na specjalnych monitorach. Z szacunków "PB" (TS ich nie podał) wynika, że przychody z Keno w 2009 r. sięgnęły około 280 mln zł. Sporo, ale blisko trzy razy mniej, niż przewidywały plany. Co więcej, niska "wypłacalność" tej gry już owocuje spadkiem sprzedaży. Nie zachwyca też sprzedaż zakładów na wyścigi konne na Służewcu. W drugim roku ich organizowania przyniosły ledwie 13 mln zł.
Los Totalizatora Sportowego wciąż zależy więc od Lotto. A zarząd spółki trzyma mocno kciuki za to, by w kilku najbliższych losowaniach szóstka. nie padła.
1 do 57
Takie jest prawdopodobieństwo trafienia w Lotto trójki...
1 do 13 983 816
...a takie szóstki.
40,5
mln zł Taka była rekordowa pula na szóstki w Lotto (wtedy jeszcze: Dużym Lotku) w listopadzie 2008 r...
24,6
mln zł ...a taka jest rekordowa wygrana w tej najpopularniejszej od lat grze liczbowej w Polsce. Padła niedawno: 29 kwietnia 2010 r.
3,6
mln Średnio tyle zakładów w 2010 r. wypełniają gracze przy okazji jednego losowania Lotto. To ponad dwa razy mniej niż dwa lata wcześniej.
656,5
mln zł Tyle w pierwszym kwartale 2010 r. wydali Polacy na gry i loterie TS. To prawie o 20 proc. mniej niż w tym samym okresie rok wcześniej (812,5 mln zł).
Obecny prezes w oczach poprzedników
Byli szefowie Totalizatora Sportowego (TS) oficjalnie nie chcą wypowiadać się na temat działań Sławomira Dudzińskiego, obecnego prezesa. Bardziej rozmowni byli w trakcie przesłuchań przed hazardową komisją śledczą. Rozmowni i krytyczni (warto pamiętać, że na łamach "PB" każdy z nich też bywał krytykowany za swoje działania).
Jacek Kalida, prezes TS w latach 2006-08, krytykował zmianę nazw gier i przeniesienie transmisji z ich losowań do TVP3.
To jest tak, jakby ktoś dzisiaj przyszedł i powiedział, że zmienia markę mercedesa na jakąkolwiek inną. Tego się po prostu nie robi, to jest wartość. Druga rzecz, która powoduje fatalne skutki, to kwestia transmisji losowań. Przeniesiono je do kanału trzeciego, który ma określoną oglądalność. Nie rozumiem, dlaczego to wprowadzono. Spowoduje to znaczny odpływ grających.
Mirosław Roguski, szef TS w latach 2001-05, najbardziej krytycznie odniósł się do "nierozumnych" podwyżek cen kuponu w Lotto. I do ustalenia ceny jednego zakładu na 3 zł.
Jeżeli mieliśmy taką sytuację, że zakład kosztował 2 zł, to przeważnie gracz wydawał całe 10 zł na pięć zakładów. Dzisiaj, jeżeli chce wydać te 10 zł, to kupuje 3 zakłady po 3 zł i zostaje mu 1 zł. A TS ma o 10 proc. mniejsze przychody.
Sławomir Sykucki, prezes TS w latach 1995-2000, krytykował efekty kampanii marketingowej zmiany marek gier. Nie chciał jednak odpowiedzieć na pytanie o przyczyny spadku sprzedaży.
Prezes Dudziński się na mnie obrazi. Nie chciałbym. (…) Wygląda na to, że jest źle i że TS wszedł w takie siodło obrotowe. I to jest bardzo niepokojące.Trzeba coś z tym zrobić.