Notowana na GPW Toya, producent i dystrybutor elektronarzędzi, to jedna ze spółek rozchwytywanych ostatnio przez drobnych inwestorów (free float wynosi 33 proc.). W 2020 r miała 542,1 mln zł przychodów (+23,2 proc. r/r), 82,1 mln zł zysku operacyjnego (+41,1 proc.) i 64,9 mln zł netto (+44,9 proc.).
– Od kilku lat odnotowujemy historyczne maksima sprzedaży i zysku, a mimo to ostatni rok był wyjątkowy. Utrzymanie takiego tempa wzrostu zależy od wielu czynników, na które nie mamy wpływu, ale nie brakuje nam motywacji i zaangażowania – mówi Grzegorz Pinkosz, prezes spółki Toya.
Ponad prognozami
Maciej Wewiórski, analityk z DM BOŚ, prognozował w grudniowym raporcie przygotowanym na zlecenie GPW, że Toya zakończy 2020 r. z 511,5 mln zł przychodów i 57,6 mln zł zysku netto. Dopiero w 2022 r. spodziewał się 562,4 mln zł przychodów, 80,7 mln zł zysku operacyjnego i 64,5 mln zł netto.
– Ostatnie dwa kwartały były w wykonaniu spółki znacznie lepsze od naszych oczekiwań. Już w 2020 r. doszła do poziomu, którego oczekiwaliśmy dopiero w 2022 r. To m.in. efekt pandemii - kiedy ludzie oszczędzają czas np. na odjazdach do pracy, mają go więcej na majsterkowanie i remonty. Należy też zwrócić uwagę na wzrost marży związany z rozwojem sprzedaży internetowej, przy której odchodzi część kosztów – twierdzi Maciej Wewiórski.
W jego ocenia Toya to „dojna krowa”
– Spółka nie wymaga praktycznie żadnych nakładów inwestycyjnych, ale wyłącznie kapitału obrotowego, i ma dużą zdolność do generowania gotówki oraz wypłaty dywidendy – mówi Maciej Wewiórski.
Grzegorz Pinkosz podkreśla, że decyzja dotycząca rekomendacji wypłaty zysku jeszcze nie zapadła. Za 2019 r. było to 0,8 zł za akcję. W poprzednich latach spółka regularnie dzieliła się zyskiem.
Gotowość na przejęcie
Firma kładzie nacisk na rozwój eksportu (Chiny i Rumunię traktuje jako rynki lokalne z powodu spółek zależnych). W 2020 r. jego wartość wzrosła o 18,5 proc., do 178,9 mln zł, ale udział spadł do 33 proc. (-1 pkt. proc.).
– Eksport to dla nas bardzo ważny kanał dystrybucji. Widzimy w nim duży potencjał, ponieważ udział naszych produktów na rynku europejskim jest niewielki, a mamy bardzo dobrą ofertę. Będziemy więc rozwijać się głównie w krajach UE i na rynkach wschodnich – mówi Grzegorz Pinkosz.
Spółka potwierdza, że wciąż rozgląda się za przejęciami. Niemniej jej szef zaznacza, że mają one sens wyłącznie wtedy, gdy przynoszą wartość dla akcjonariuszy przynajmniej w średnim terminie.
– Dlatego też przywiązujemy dużą wagę do potencjału wzrostu, perspektyw rozwoju, czy dopasowania portfolio produktów do naszej oferty. Kilka lat temu wykupiliśmy od inwestorów chińskich udziały w akcjonariacie spółki Yato Tools zlokalizowanej w Szanghaju, stając się jedynym udziałowcem. To była dobra inwestycja, umożliwiająca dalszy rozwój na tym rynku. Jesteśmy gotowi na podobną transakcję w przyszłości – zapewnia Grzegorz Pinkosz.
Chińskie aspiracje
Toya widzi duży potencjał rozwoju na rynku chińskim. W tym roku chce skończyć budowę centralnego magazynu w tym kraju, służący m.in. optymalizacji dostaw. Docelowa wartość inwestycji może sięgnąć 15 mln USD (ok. 57 mln zł).
– Decyzję podjęliśmy po analizie wyników chińskiej spółki zależnej Yato Tools. Nowy magazyn umocni naszą pozycję na tym rynku i zapewni lepsze relacje z dostawcami. Jesteśmy przekonani, że inwestycja w Chinach, które wkrótce zapewne będą liderem światowej gospodarki, przyniesie korzyści dla całej grupy – komentuje Grzegorz Pinkosz.
– Nie sądzę, by Toya dużo ugrała na tej inwestycji. Z powodzeniem mogłaby taki magazyn wynająć, a nakłady przeznaczyć na dywidendę. W końcu nie trzeba kupować piekarni, by zjeść chleb – ocenia analityk DM BOŚ.
