Wbrew oczekiwaniom rynku, Stany Zjednoczone wprowadzą 50-proc. cło na import miedzi, co stanowi znacznie bardziej rygorystyczną stawkę niż dotychczas prognozowano. Nowa taryfa, mająca wejść w życie w najbliższych tygodniach, to część strategii administracji Trumpa mającej na celu ożywienie krajowej produkcji metali przemysłowych.
Już od lutego, gdy Trump zapowiedział możliwe zmiany, globalni eksporterzy wysyłali rekordowe ilości miedzi do USA, by uprzedzić wdrożenie ceł. Nowe regulacje oznaczają jednak kres tej strategii i zwiastują wyraźne zmiany na rynku.
Zdaniem specjalistów z Citigroup cła istotnie ograniczą dalszy napływ surowca do USA, co może doprowadzić do jego lokalnych niedoborów.
Nerwowa reakcja
W odpowiedzi na ogłoszenie Trumpa ceny miedzi na nowojorskim Comex wzrosły we wtorek o 17 proc., osiągając najwyższy poziom w historii. Jednocześnie notowania osiągnęły 25-proc. premię względem cen na London Metal Exchange (LME), co stanowi największą różnicę w historii między rynkami.
Środa przyniosła jednak korektę – miedź na Comex straciła ponad 4 proc. na otwarciu, a na LME zanotowano spadek o 2,4 proc., który później ograniczono do 0,7 proc., z ceną na poziomie 9722 dolarów za tonę.
Miedź surowcem strategicznym nowej dekady
W tle decyzji Trumpa znajduje się rosnące znaczenie miedzi jako kluczowego surowca przyszłości. Wzrost zapotrzebowania w sektorze elektromobilności, energetyki odnawialnej i centrów danych oznacza, że globalne zapotrzebowanie na miedź gwałtownie wzrośnie w ciągu najbliższej dekady. Tymczasem obecne moce produkcyjne nie są w stanie zaspokoić przyszłego popytu.
Z tego względu USA od miesięcy przygotowywały się do wprowadzenia ceł. W ramach tzw. sekcji 232 ustawy Trade Expansion Act, Departament Handlu badał wpływ importu miedzi na bezpieczeństwo narodowe.