Początek roku przyniósł piorunujące zwyżki na warszawskiej giełdzie - WIG20 zyskał już prawie 17 proc. i jest najlepszym na świecie giełdowym indeksem pierwszych tygodni 2025 r. Szeroki WIG po zwyżce o prawie 15 proc. osiągnął rekord, przełamując zeszłoroczny szczyt hossy. Złoty w relacji do euro jest najmocniejszy od lutego 2018 r. Gołym okiem widać, że do Polski szerokim strumieniem napływa zagraniczny kapitał liczący na zakończenie wojny w Ukrainie.
Po raz ostatni widzieliśmy coś takiego na początku 2017 r. Osiem lat temu po 38 pierwszych sesjach roku WIG zyskiwał 15,1 proc. niesiony renesansem popularności rynków wschodzących wśród globalnych inwestorów. Teraz jest trochę podobnie. W zgodnej opinii analityków ceny akcji na GPW rosną z dwóch zasadniczych powodów: rynek dyskontuje zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej, co powinno znieść z Polski odium kraju przyfrontowego, nasz rynek nadrabia zaległości z kiepskiego drugiego półrocza 2024, gdy polskie akcje zostały mocno przecenione bez istotnych zmian po stronie fundamentalnej.
Czytaj także:
GPW jeszcze nie skończyła nadrabiać zaległości
Inwestor Wojtek: Eksperci podpowiedzieli mi, w co zainwestować
Do tego można jeszcze dodać ponowne przyspieszenie wzrostu polskiej gospodarki, która w III kwartale złapała lekką zadyszkę. Teraz widać już pewne ożywienie po stronie wydatków konsumpcyjnych. Ale przede wszystkim ekonomiści oczekują wyraźnego przyspieszenia inwestycji za sprawą napływu funduszy unijnych.
Jeśliby reszta 2025 r. miałaby przypominać pierwszy rok pierwszej kadencji Donalda Trumpa, to polskich inwestorów czekałyby kolejne udane miesiące. WIG zakończył 2017 zwyżką o 23,2 proc., jesienią notując stopę zwrotu nawet rzędu 27 proc. To niemal drugie tyle, co udało się wypracować przez pierwsze osiem tygodni roku.
O tyle wzrósł WIG w 2017 r., pierwszym roku poprzedniej kadencji prezydenta Donalda Trumpa.
Aby nie było zbyt słodko, dodajmy, że osiem lat temu hossa w segmencie mniejszych spółek zakończyła się już w kwietniu i przez resztę 2017 r. sWIG80 notował spadki, ostatecznie w całym roku zyskując skromne 2,4 proc. Podobnie wyglądało to w przypadku mWIG40, który przestał rosnąć już na początku marca i przez resztę 2017 r. podążał w bok wykresu. Zatem za całoroczną hossę na GPW w roku 2017 odpowiadał w zasadzie sam WIG20, który dał wtedy zarobić przeszło 26 proc.
Zagraj to jeszcze raz, Donaldzie
Gdy osiem lat temu Donald Trump obiecywał wyborcom, że ponownie uczyni Amerykę wielką, jednym z przejawów tej wielkości miała być siła dolara. Początkowo szło całkiem nieźle. Rynki przyjęły wybór Republikanina aprecjacją amerykańskiej waluty. Indeks dolara rósł do końca 2016 r., ale zaczął spadać zanim jeszcze Donald Trump został zaprzysiężony.
Również tym razem jest podobnie. W reakcji na z jednej strony protekcjonistyczną, lecz równocześnie deregulacyjną, agendę nowego prezydenta USA dolar umacniał się od początku października, gdy tylko rynki finansowe doszły do przekonania, że Donald Trump powróci do Białego Domu na drugą kadencję. W obecnej kadencji dotychczasowy szczyt siły dolara przypadł na połowę stycznia. I od tego czasu amerykańska waluta słabnie.
Pierwsza hossa Donalda Trumpa nastąpiła po okresie giełdowej posuchy, która na GPW objawiła się regularną bessą w latach 2015-16. Teraz rynki akcji są po 28 miesiącach hossy i biją historyczne rekordy.
Osłabienie dolara byłoby zresztą spójne z agendą „America first”. Jeśli ekipa Donalda Trumpa faktycznie zamierza zredukować deficyt handlowy i sprowadzić produkcję z powrotem do USA, to polityce tej sprzyjałoby osłabienie dolara. W końcu to słabsza waluta zwiększa opłacalność eksportu kosztem wyższych cen płaconych przez krajowych konsumentów. W tym kontekście warto wspomnieć o jeszcze jednym czynniku. Inwestorzy chyba już trochę zapomnieli, jak podczas swojej pierwszej kadencji prezydent Donald Trump bezpardonowo naciskał na przewodniczącego Rezerwy Federalnej, aby ten obniżał stopy procentowe. Tymczasem w latach 2017-18 Fed pod wodzą Jerome'a Powella podniósł stopę funduszy federalnych z przedziału 0,25-0,50 do 2,25-2,50 proc. I dopiero w 2019 r. zaczął je obniżać.
Nie wchodzi się dwa razy na ten sam rynek
Przy całym pięknie przedstawionych powyżej analogii warto pamiętać, że świat w 2025 r. jest zupełnie inny, niż w 2017 r. Wtedy wychodziliśmy z trwającego prawie dekadę dezinflacyjnego kryzysu finansowego, który wybuchł w USA, a następnie zaraził osłabioną strefę euro. Teraz jesteśmy po pięciu latach covidowej inflacji. Osiem lat temu Fed podnosił stopy procentowe, co wzmacniało dolara i przyciągało kapitał do USA. Teraz Rezerwa Federalna jest w fazie luzowania polityki pieniężnej w warunkach cały czas podwyższonej inflacji. W rezultacie kapitał ucieka z Ameryki, gdzie wyceny akcji są już niemal ekstremalnie wysokie po przeszło dwóch latach silnych zwyżek. I po trzecie, pierwsza hossa Donalda Trumpa nastąpiła po okresie giełdowej posuchy, która na GPW objawiła się regularną bessą w latach 2015-16. Teraz rynki akcji są po 28 miesiącach hossy i biją historyczne rekordy.
Reasumując, mimo wszystkich podobieństw i analogii druga kadencja Donalda Trumpa odbywa się w diametralnie innym otoczeniu rynkowym niż ta pierwsza. Stąd też stare podręczniki Trump Trade mogą się okazać niezbyt przydatne w odniesieniu do nadchodzących lat. Nawet jeśli ich pierwsze rozdziały zdają się idealnie pasować do obecnej sytuacji.