Bez banków nie ma hossy na warszawskiej giełdzie — mówi porzekadło. A jaki jest potencjał wzrostu poszczególnych przedstawicieli sektora? Według analityków biur maklerskich najlepsze perspektywy ma przed sobą największy bank, czyli PKO BP. Z zestawienia agencji Bloomberg wynika, że od poziomu, na jakim zakończył luty 2023 r., musiałby podrożeć o 19 proc., by osiągnąć średnią wycen z rekomendacji wydanych lub potwierdzonych w ostatnich trzech miesiącach. Blisko 13 proc. do średniej wycen analityków brakuje kursom Millennium i Pekao, a niemal 9 proc. — ING.
Średnie wycen biur maklerskich oparte na raportach z ostatnich trzech miesięcy nie są skażone przypadkowością. Płynnymi bankami zajmuje się tak wielu analityków, że nawet w przypadku tych o względnie małym tzw. pokryciu analitycznym swoją wycenę potwierdziło w ostatnich trzech miesiącach siedmiu analityków. Na konsens dla Pekao składa się aż 14.
W przypadku skrajnych rozbieżności między średnią wyceną analityków a kursem rynkowym postanowiliśmy więc zapytać specjalistów z biur maklerskich, dlaczego tak wysoko cenią banki albo — jak kto woli — dlaczego rynek wycenia je znacznie niżej.
Państwo i korporacje
Średnia wycena dla PKO BP to 37 zł. Największą wartość przypisuje bankowi spod znaku skarbonki brytyjski HSBC. Jedną akcję wycenia na 46 zł, co względem wyceny z końca lutego oznacza 48-procentowy potencjał wzrostu kursu. Jednak w okresie ostatnich trzech miesięcy powyżej obecnego kursu giełdowego wyceniło PKO BP aż 10 biur, z których trzy celują w 40 zł za akcję. Taką wycenę mają Trigon, Citi oraz Wood & Company (ten ostatni 40,30 zł).
— Trudno mieć zastrzeżenia do wyników tego banku, więc trudno nisko go wyceniać. W innych bankach łatwiej znaleźć negatywne argumenty. Mimo że liczby tego nie pokazują wprost, moim zdaniem w przypadku giełdowej wyceny PKO BP można mówić o dyskoncie za państwową kontrolę i związane z nią ostatnie zmiany w zarządzie, zwłaszcza na fotelu prezesa — komentuje Andrzej Powierża, analityk Citi Handlowego.
Dyskonto za państwowość może również wpływać na rynkową wycenę Pekao. Tam Leszek Skiba stabilnie dzierży ster od wielu miesięcy, ale w obliczu spowolnienia gospodarczego istnieje ryzyko, że oba duże państwowe banki zostaną wykorzystane do ratowania firm, które ewentualnie wpadłyby w kłopoty. Lata temu PKO BP robił co się dało by zrestrukturyzować Polimex-Mostostal, do czego nie paliły się banki prywatne. Wtedy był jednak jedynym dużym państwowym bankiem, teraz są dwa. Pekao od lat specjalizuje się ponadto w biznesie korporacyjnym.
Średnia wycena Pekao wynikająca z raportów analitycznych potwierdzonych w ostatnich trzech miesiącach to 100,94 zł. By ją osiągnąć, kurs giełdowy musiałby wzrosnąć o 12,6 proc. Michał Sobolewski z DM Banku Ochrony Środowiska wycenia jednak bank z żubrem aż na 143,60 zł, co oznacza 60-procentowy potencjał wzrostu.
— Jest to bank, który ma rewelacyjne wyniki i powinien je utrzymać, a po zawiązaniu dużych rezerw w IV kw. 2022 r. de facto nie dotyczy go już ryzyko kredytów frankowych. Ponadto zakładam solidne tempo wzrostu w segmencie korporacyjnym, w którym bank jest szczególnie mocny. W 2022 r. bank odnotował w tym segmencie nienotowaną od lat dynamikę wzrostu. Rok 2023 r. w segmencie korporacyjnym zapowiada się dla sektora bankowego może nie tak dobrze jak ubiegły, ale i tak lepiej niż w segmencie detalicznym — tłumaczy Michał Sobolewski.
Za podobny przypadek uważa ING. Średnia wycen analityków to 185,93 zł, bank musiałby więc podrożeć na giełdzie o 8,9 proc. Jednak według Michała Sobolewskiego jedna jego akcja warta jest 231,70 zł. Marta Jeżewska-Wasilewska z Wood & Company uważa, że nawet 241 zł. Takie wyceny oznaczają potencjał wzrostu kursu o 36-41 proc.
— W ING również jest dużo kredytów korporacyjnych. Tak jak w przypadku Pekao nie zakładam jednak istotnego wzrostu kosztów ryzyka w tym segmencie. Przemawia za tym istotna ingerencja państwa w łagodzenie skutków kryzysu energetycznego. Będą oczywiście branże mocniej dotknięte wysokimi cenami energii, ale mimo wszystko nie powinno w związku z tym dojść do dużego kryzysu. Ponadto cykliczność rezerw zawiązywanych przez banki powinna być trochę mniejsza niż kiedyś ze względów księgowych. W latach 2008-09 rezerwy odpowiadały sytuacji na dzień ich zawiązania. Zgodnie z obecnymi regulacjami banki muszą w swoich księgach uwzględniać przyszłe pogorszenie ryzyka kredytowego. Nawet w przypadku negatywnego rozwoju sytuacji tempo wzrostu rezerw nie powinno być więc tak gwałtowne jak w przeszłości — wyjaśnia Michał Sobolewski.

— Ogólnie polskie banki nie są drogie. ING to jeden z najlepiej zarządzanych banków, z udowodnionym historycznie mocnym organicznym profilem wzrostu, de facto prawie bez ekspozycji na kredyty we frankach szwajcarskich. Jest wyceniany przez rynek na siedmiokrotność zysków wynikających z konsensu na 2023 r., a średnia pięcioletnia wyceny opartej na konsensie prognoz to 13, także dyskonto do tej średniej wynosi 45 proc. — podkreśla Marta Jeżewska-Wasilewska.
W stosunku do średniej większy potencjał wzrostu od ING, a nawet od Pekao, ma Millennium. Jego akcje musiałyby podrożeć o 12,8 proc., by osiągnąć poziom konsensu z wycen potwierdzonych w ostatnich trzech miesiącach. Dwoje analityków z wysokimi wycenami ING także w Millennium zawyża średnią. Ich zdaniem bank jest wart 24-30 proc. więcej, niż wycenił go rynek na koniec lutego 2023 r.
— W przypadku Millennium zakładam konsekwentną realizację biznesplanu, jak też efekty programu ugód, gdzie bank zrobił duże postępy w ubiegłym roku, co w efekcie powinno pozwolić na dodatnią rentowność w roku bieżącym — argumentuje Michał Sobolewski.
Średnia przekroczona, ale…
Nie wszystkie banki z indeksów WIG20 i mWIG40 są jednak wyceniane na giełdzie poniżej średniej wycen analityków. Bank Handlowy przekroczył ją już o 1 proc., a Alior o 2 proc. Citi wycenia jednak bank z aniołkiem aż na 48,20 zł, co oznacza niemal 19 proc. więcej od kursu z końca lutego.
— Ceny docelowe dla Aliora są wyraźnie za niskie. Wskazują, że analitycy nie wierzą w utrzymanie obecnej zyskowności. Ja w miarę optymistycznie patrzę na koszty ryzyka w tym banku. Z jednej strony jest to kwestia makroekonomii. W roku wyborczym miejsca pracy, a także małe i średnie firmy jako wyborcy będą pod politycznym parasolem ochronnym. Z drugiej strony bank był mniej aktywny kredytowo w ostatnich latach. Wynikało to z pandemii i wewnętrznego procesu przebudowy podejścia do ryzyka. Nie powinien wiec być obciążony takim ryzykiem jak w przeszłości i jego zyskowność oczyszczona o zdarzenia jednorazowe powinna utrzymywać się na w miarę wysokim poziomie — komentuje Andrzej Powierża.